wtorek, 30 września 2014

"Gdziekolwiek będziesz..."

Minęły raptem dwa dni mojego pobytu w domu, a już znów jestem w podróży. Wpadłam więc tu trochę w biegu, ale jestem :)
Dzisiaj tym wszystkim, którzy nie mogli usłyszeć odczytanego przeze mnie na spotkaniu autorskim fragmentu książki, nad którą obecnie pracuję, prezentuję go z pragnieniem, by obudził uśmiech i ocieplił. By przyniósł chwilę zadumy i refleksji. By obdarzył dobrem.

Wieczorem wracała do domu czując w głowie lekki szumek. Szczepan uraczył ją nalewką własnej roboty wiedząc, że wiśnióweczce się nie oprze. No i dobrze wiedział, bo się nie oparła i wytrąbiła dwa kieliszki. Ten pierwszy prawie duszkiem.
Na co stary kozioł śmiejąc się cicho nalał jej drugi. A potem grał rzewne melodyjki na tych swoich skrzypeczkach no to jak miała nie wypić i tego drugiego do dna?
Moja droga, szeptała teraz do siebie, w tym wieku nie wypada urąbać się z jakiegokolwiek powodu, a już na pewno bez przyczyny. Siwym włosom to nie przystoi. Siwizna jest dostojna, zapamiętaj sobie, strofowała się gmerając przy zamku i zadowolona z siebie tryumfalnie otworzyła drzwi. Nie jest urąbana! Ani trochę. Bo przecież trafiła kluczem za pierwszym razem a na wszystkich filmach nikomu pod dobrą datą to się nie udaje.
Weszła do ciemnego cichego domu i od progu poślizgnęła się na pozostawionym beztrosko na środku kapciu. W ostatnim momencie złapała się futryny.
Stała tak chwilę czując jak mocno wali jej serce, a potem powoli ruszyła dalej. Zapaliła w korytarzu światło obiecując sobie, że ostatni raz zostawiła dom nieoświetlony.
Przyda jej się maleńka lampeczka, którą postawi na szafce w korytarzu. Jutro wybierze się na zakupy i znajdzie taką małą, maleńką lampeczkę, mruczała zdzierając z siebie wierzchnie okrycie. I kota też  w końcu musi sobie kupić.
Powinnam mieć kota, myślała wchodząc do łazienki. Przydreptałby na powitanie, zamruczał, pogadał przyjaźnie. A tak, to tylko cisza wychodzi na spotkanie.
Szczepan wiele razy proponował jej, by zamieszkała u niego. Fukała wtedy prawie obrażona. Nie zamierzała żyć na kocią łapę, a on się nie oświadczał. Tłumaczył jej, że jedno małżeństwo o mało co nie wpędziło go do grobu, więc poprzysiągł sobie nie żenić się do końca życia.
Wypomniała mu wtedy jak mało logicznie mówi, bo przecież i tak każdy nieuchronnie zmierza do własnej śmierci, więc czy się żeni czy nie to bez różnicy – i tak umrze. A ona nigdy nie żyła w grzechu i nadal nie zamierza.
Kiwał głową ze zrozumieniem, ale przy każdej nadarzającej się okazji znów ją namawiał, by się do niego przeprowadziła. Bezbożnik jeden, mamrotała wychodząc spod prysznica. Może dlatego proponował jej naleweczkę? Żeby ją urobić?
Ha! Przeliczył się.
Naleweczkę wytrąbiła, a mieszka nadal u siebie.
W puszystym ciepłym szlafroku i miękkich kapciach potuptała do sypialni. Chciała się wcześniej położyć i poczytać do poduszki.
Lubiła takie wieczory, gdy za oknem panowała cisza, w domu było ciepło i przytulnie, a ona mogła robić co chciała.
Wolność ceni się zawsze, myślała moszcząc się wygodnie w łóżku. Bez względu na wiek. Człowiek niezależny jest królem, a królowanie jest miłe. Sięgnęła po odłożoną na nocny stolik powieść, ale przeczytała tylko kilka zdań, gdy znów wróciło do niej wspomnienie łez córki. Przyplątało się nie wiadomo jak i skąd. Nie przywoływała go, ale nagle znowu zobaczyła obraz stojącej po przeciwnej stronie nagrobka kobiety w ciemnym płaszczu i z ciemnymi, zaczesanymi gładko do tyłu włosami jak wyciera szybkim ruchem płynące po policzkach łzy.
Moja maleńka dziewczynka, serce zalała fala czułości. Zawsze taka dzielna, taka silna, zmagająca się z życiem z zaciśniętymi zębami, a tu…
Zamyśliła się.
Zuzia zawsze była odważna. I pyskata. Już jako dziecko potrafiła nieźle przyłożyć ostrym jak brzytwa języczkiem. Umiała nawet dokopać kolegom starszego o dwa lata brata, gdy któryś się z niej podśmiewał czy dokuczał żartobliwie. „Mała jędza” tak ją przezywali. Chociaż przecież serce miała dobre i czułe. Jednak umiała się bronić, gdy ktoś był wobec niej wredny. I to jej pozostało na resztę życia. Także wrażliwość, która dała o sobie znać tego dnia szczególnej tęsknoty za ojcem.
Westchnęła. Wiedziała, że dzieci nadal go kochają. Zawsze go kochały. Cieszyło ją to. Nie chciała, by żył bez miłości. A i Mikołaj i Zuzia okazywali ją tacie na każdym kroku jakby czuli, że coś mu tym rekompensują.
Znów westchnęła. Bolała nad tym. Bardzo bolała, ale co było robić? Nie mogła pokochać go bardziej niż kochała. Bo przecież kochała. Był jej bliski, troszczyła się o niego, dbała o to, by czuł się dobrze, opiekowała nim, gdy tego potrzebował, a jego sprawy uważała za równie ważne jak swoje własne. Tylko nie była to namiętna szaleńcza miłość odbierająca rozum i sprawiająca, że ziemia tańczy pod stopami. I tyle. Czy spokojna wyważona miłość to za mało? Możliwe, ale widocznie prawdą jest, że nie można mieć wszystkiego.
Zapatrzyła się przed siebie zanurzona we wspomnienia.
Nie miała złego życia. Wręcz przeciwnie. Jak teraz na nie spoglądała widziała przede wszystkim to, co dobre i wartościowe. Nauczyła się takiego patrzenia już dawno temu. Pomagało we wszystkim. Bo nie chodziło o to, by zamiatać pod dywan to, co bolesne czy złe, ale o to, by nie nadawać temu większej rangi niż na to zasługiwało.
Tak wielu ludzi traci radość bycia na własne życzenie skupiając się przede wszystkim na trudach i niepowodzeniach. Hołubi je, chucha na nie i dmucha, by nie zagasł ich ogień, by nie odeszły w zapomnienie.
Zło tak jak i dobro ma swoje owoce. Lubi, by o nim pamiętać, a raczej rozpamiętywać bez końca. Wtedy nadal trwa, chociaż tylko jako wspomnienie, ale jednak. I robi swoje – dziury w sercu, które krwawią bez końca.
Z bólem, z tym, co trudne, niewygodne, obciążające trzeba po męsku, myślała teraz, krótko i sensownie. I na temat. A potem – koniec. Cisza.
Zadumała się. Przecież gdyby ona nie zamknęła w pewnym momencie drzwi za tym, co mogło być, a czego nie było, to nie miałaby ani męża, ani dwójki wspaniałych dzieci, ani trójki równie wspaniałych wnuków. Byłaby zgorzkniałą kobietą, która ma żal do całego świata, że miłość jej życia nie mogła się zrealizować.
Cóż, tak czasem bywa, myślała. Nie wszystko układa się po myśli. Ani po sercu, uśmiechnęła się. A człowiek musi sobie z  tym radzić. I żyć pomimo.
„Gdziekolwiek będziesz i gdziekolwiek ja będę, nie zapomnę o tobie. Do końca moich dni.” przypłynęły z oddali słowa wymówione cichym, lekko schrypniętym głosem.
Serce zatrzepotało.
Nie miała pojęcia, gdzie on teraz jest. Zresztą, to było bez znaczenia. Bo wiedziała, tego była pewna, że miłość nigdy nie umiera. Serca, w których zamieszka przenoszą ją przez czas jak skarb ukryty na dnie. I tak jak świadomość bogactwa, które się posiada, tak pewność tego skarbu daje siłę, by trwać i przetrwać. Bez względu na wszystko i wbrew wszystkiemu.

Barbara Smal

sobota, 27 września 2014

Serdeczne wspomnienia

Kilka dni mojej nieobecności w domu zaowocowało pięknymi wspomnieniami.
Najpierw opowiem o ważnym dla mnie zdarzeniu - spotkaniu z Czytelnikami moich książek. Odbyło się w Filii nr 28 Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ul. Nadbystrzyckiej 85 w Lublinie.
Zostałam na nie zaproszona przez Panią Marię - szefową i Panie: Beatę, Iwonę, Magdę i Marię. Jeszcze raz serdecznie Paniom dziękuję za zorganizowanie tego spotkania, jego przygotowanie, stworzenie niezwykłej atmosfery, a zwłaszcza za niespodziankę dla mnie jaką była postać Wędrowca - bohatera mojej książki, który stał w przytulnym kąciku biblioteki otoczony książkami przypatrując się w milczeniu temu, co się działo.
Zdjęcia ze spotkania można obejrzeć na: https://pl-pl.facebook.com/mbplublin


Jestem wdzięczna każdemu, kto przyszedł i poświęcił swój cenny czas, by posłuchać, co mam do powiedzenia o swojej twórczości i o sobie. Niezwykle doniosłe i zapadające w serce stały się słowa, które obecni kierowali wobec mnie - pytania, uwagi, życzenia, nadzieje, a wszystko w atmosferze ogromnej życzliwości, ciepła i akceptacji - dziękuję! :) Tę rozmowę cenię sobie w sposób szczególny. Nie umiem wyrazić jak bardzo jest dla mnie ważna, jak wiele mi dała.
Książka, jak każde dzieło ludzkich rąk, umysłu i serca, nie istnieje w pełni i w tak piękny sposób, jak może istnieć, bez obecności odbiorcy, który swoim bogactwem wpisuje się i w jej treść i w klimat. Dlatego Czytelnicy moich książek są dla mnie darem i skarbem bezcennym, a spotkanie z Nimi niezapomnianym przeżyciem.


Pozostałe dni to czas spotkań z bliskimi memu sercu - dziękuję moim Rodzicom za miłość, wsparcie i cierpliwe jak zawsze znoszenie mojej osoby. Jagodzie za obecność, tak dla mnie cenną, a tym razem zaskakującą - piękny dar :) Gabuni za to, że pokonała odległość pięciu godzin jazdy pociągiem, by ubogacić mnie sobą. Marii za piękne momenty spotkań, głębokie rozmowy i gościnę w swoim niezwykłym domu. Monice za chwile wyrwane jej obowiązkom, ale tym bardziej cenne. Moje pobudki o 5 rano były spowodowane radością ze spotkań z Wami :) Szkoda mi było życia na spanie skoro cieszyła każda jego chwila.
Dzielę się dzisiaj tą radością z każdym, kto tu do mnie zagląda - niech się udziela, ociepla serce, niesie nadzieję i pokój :)
Jesienny Lublin...


... i Nałęczów...


... zachwycił i uciszył.


Piękny czas, piękne miejsca, a przede wszystkim piękni ludzie - ich ciepło, mądrość, dobroć serca jest tym, czego pragnęłam i co mi zostało dane.
Moje wytrwałe szukanie zaowocowało znalezieniem. Było warto, ogromnie warto tego doświadczyć.
Basia

niedziela, 21 września 2014

Przytulność

Pozostała tylko niecała godzina do północy, więc właściwie mogę już poniedzielnie serdecznie Cię pozdrowić :) Bo bardzo wierzę w moc dobrych słów i myśli. I takie wysyłam, by dodać Ci sił na nowy tydzień.
Jak Ci minął weekend? Co się dzieje w Twoim sercu? Czy jest wypoczęte? Uśmiechnięte? Ocieplone?
Moje tak i to w takiej ilości, że aż się z niego wylewa, więc czuję się jak fontanna. Jeśli chcesz, podejdź blisko, bliziutko... jeszcze bliżej i... czujesz? :)


Czasem nie da się inaczej - trzeba się przytulić, żeby poczuć ciepło. I bez znaczenia czy schowa się w czyichś ramionach czy w sercu.
Można też przytulić samym spojrzeniem, uśmiechem albo słowami. Albo (najlepiej) wszystkim jednocześnie.
Naprzytulałam się w swoim życiu całkiem sporo. I czuję, że mimo to nie wyczerpałam jeszcze swojego limitu. Wniosek nasuwa się więc sam: chcesz się przytulić - znajdź mnie! :)
A poważnie - ciepło ludzkiego serca, które otwiera się na drugie jak ramiona jest bezcenne. Nie znam nikogo, komu nie byłoby to potrzebne. Ludzkie serce nie jest w stanie istnieć bez innego ludzkiego serca.


Jesienią zasypana szczodrze liśćmi ziemia jest dla mnie jak przypomnienie o obdarzaniu. Też szczodrym, bo inne nie ma sensu.
Na własny użytek "odkryłam" kiedyś starą prawdę - trzeba mieć serce pełne ciepła, by móc je dawać innym. Jeśli je wypełnia coś innego, choćby ból, wspomnienie doznanej krzywdy, nieuporanie się z cierpieniem, smutek, żal, gorycz to albo można jedynie to dawać albo nie dawać w ogóle albo z dużym wysiłkiem starać się dawać ciepło. Z różnym skutkiem, bo tak naprawdę wówczas serce jedynie pragnie - chce otrzymać wszystko to, co je ukoi, co naklei na niego plasterki. Dopiero wyleczone, a nie zaleczone, jest w stanie znów napełniać się tym, co dobre, piękne i pełne żaru, by móc potem rozdawać szczodrze.


Dzisiaj dotykam delikatnie Twojego serca - przytulam ciepłem, którym napełniły mnie wspaniałe weekendowe spotkania z ludźmi i pięknem. Niech stanie się Twoją siłą na najbliższe dni. I proszę - przekaż je dalej, już od siebie - niech trwa efekt domina ciepła :)
basia

sobota, 20 września 2014

Zaproszenie na spotkanie



25 września (czwartek) o godzinie 14 w Filii nr 28 MBP w Lublinie przy ul. Nadbystrzyckiej 85 odbędzie się moje spotkanie autorskie.

Dziękuję Paniom z biblioteki za to, że postanowiły je zorganizować. Czuję się tym pomysłem zaszczycona.
Serdecznie zapraszam :)


Basia

czwartek, 18 września 2014

Koraliki ciepła

Dzisiaj mam Warszawę w stopach, bo ze Starego Miasta przyszłam na piechotę na moje Bemowo :)
Nie oszalałam :) tylko korzystam jak się da z chyba ostatnich tak pięknych dni.
Wszystko wokół aż drży z radości, bo słońce i ciepło i jakoś tak bardziej letnio niż jesiennie. Ciepło cieszy. Moje geny z Południa mruczą zadowolone. Udziela się całości, czyli mnie od czubka głowy po palce u stóp :)


Wymyśliłam kiedyś, że życie każdego z nas to pęk sznurków. Każdy z nich jest od czego innego. Na przykład jeden to kariera zawodowa, drugi - relacja z jakimś człowiekiem, trzeci - z innym, kolejny to hobby... I tak dalej.
Jednego sznurka nie da się zastąpić innym. Na każdy z nich nakładam "koraliki" - spotkanie, sukces, porażka, jakieś zdarzenie...
Ten mój pomysł pomaga mi w porządkowaniu, a raczej w niezaplątywaniu jednych spraw z drugimi. Ot, choćby mój blog - jest miejscem, w którym dzielę się z tymi, którzy tu zajrzą kawałkiem mnie i mojego życia, ale przecież nie może być i nie jest miejscem, gdzie rozmawiam od serca z przyjaciółką. To miejsce publiczne, dostępne każdemu. "Sznurek" relacji z przyjaciółką jest inny. I tak ze wszystkim.
A ja ostatnio zapełniam z upodobaniem mój "sznurek" przeznaczony na kontakt z pięknem. Tym razem tym, które mogę usłyszeć. Od poniedziałku biegam na koncerty. Słuchałam już orkiestry symfonicznej wykonującej utwory Pendereckiego, Maksymiuka, Dworzaka i Kilara. I byłam na dwóch koncertach organowych - jednym u św. Anny, a drugim u św. Jana. Czeka mnie jeszcze Szopen, ale to dopiero w niedzielne popołudnie w Łazienkach, bo o 16 gra Monika Rosca.


Piękno mnie ociepla. Jest więc moją nieustanną potrzebą. No to szukam go także nieustannie.
A teraz sama już nie wiem czy ciepło wokół jest powodem ciepła we mnie, czy też to, co jest w środku mojego serca sprawia, że patrzę życzliwie na świat dookoła.
Bez znaczenia. Ważne, że jest ciepło :)
Przesyłam Ci je z uśmiechami ode mnie :))) Może stanie się dla Ciebie koralikiem na sznureczku tego, co między nami?
basia

poniedziałek, 15 września 2014

Jesienne zauroczenia

Piękne miejsca kuszą mnie nieodparcie. Pewnie dlatego w niedzielne południe znalazłam się w Ogrodzie Saskim. Było warto!
Fontanna obdarowała mnie tęczą.


A widoczna już pod drzewami jesień - swoim szeleszczącym i pachnącym urokiem.


W ogóle cały Ogród odznacza się wielką urodą.


Lubisz takie miejsca? Ja bardzo. Gdybym swoje książki pisała na papierze, przychodziłabym codziennie do parku, siadała w cieniu pod drzewami i zanurzała się w świat fantazji tworząc kolejne strony. Niestety, piszę tylko i wyłącznie na laptopie. Ale za to z upodobaniem wchłaniam atmosferę urokliwych zakątków.
Widziałam w Ogrodzie piękną scenę. Mężczyzna leżał na ławce z głową opartą na kolanach kobiety, która na głos czytała książkę.
To, plus moje odwiedziny w niedalekim kościele wizytek, gdzie jest marmurowy klęcznik upamiętniający "księdza, który pisał wiersze", czyli Jana Twardowskiego i mi się skojarzyło.
Poszperałam i znalazłam jego wiersz o miłości.
Lubię klimat tego wiersza - ciepły i lekki, ale niepozbawiony mądrości człowieka, który widział i słyszał niejedno.

Miłość

Jest miłość trudna
jak sól czy po prostu kamień do zjedzenia
jest przewidująca
taka co grób zamawia wciąż na dwie osoby
niedokładna jak uczeń co czyta po łebkach
jest cienka jak opłatek bo wewnątrz wzruszenie
Jest miłość wariatka egoistka gapa
jak jesień lekko chora z księżycem kłamczuchem
jest miłość co była ciałem a stała się duchem
i ta co nie odejdzie - bo znów niemożliwa

(z: www.twardowski.poezja.eu)

Ja bym jeszcze, drogi księże Janie, dodała, że jest miłość, która nigdy nie umiera bez względu na wszystko - lęki, nieporozumienia, upływający czas, odległości, tęsknotę nieustającą a nawet niespełnienie. I taka jedynie jest prawdziwa. Bo miłość to życie.
basia

piątek, 12 września 2014

Odnalezione


W czasie mojego niedawnego pobytu nad morzem zgubiłam się na plaży. Wiem, brzmi nieprawdopodobnie, ale mnie się zdarzyło. Pomyliły mi się wyjścia, schody były tak podobne, a ja tam byłam po raz pierwszy w życiu. Po chwili oszołomienia już wiedziałam, gdzie jestem, ale ta chwila...
Zgubić coś albo kogoś nie jest trudno, wystarczy się zagapić.
Jednak wędrując brzegiem morza zauważyłam, że nieustannie coś znajduję - nadzwyczajnej urody kamyk, zaskakujący widok kępy delikatnej trawy rosnącej na środku plaży, niezwykły zarys linii wydm czy chmur na niebie i mnóstwo innych rzeczy.
Moje spacery brzegiem morza, jak wędrówka drogą życia, pełne więc były znajdowania.
Znaleźć też nie jest trudno. Wystarczy otworzyć oczy serca.


Wolę znaleźć niż zgubić. Pewnie jak wszyscy.
Jednak czasem gubię. Wyleci z kieszeni, z pamięci, z głowy, z jakiegoś zdawałoby się bezpiecznego schowka.
Ale kiedy zaglądam w swoje serce, od razu widzę tych, z którymi się odnalazłam. Jak w mojej "Bajce o dwóch sercach". I myślę, że z tego schowka - z serca - nie tak łatwo kogokolwiek zgubić.
To nie kieszeń. To miejsce wyjątkowe - obwarowane miłością.
Z czułością myślę o tych, których tam ukryłam, z którymi mi po drodze, których wrażliwość jest podobna do mojej, których bicie serca jest na jeden temat z moim.
Noszę w sobie ten nasz wspólny rytm silniejsza o siłę czyjegoś serca. I bogatsza o jego piękno.
Znaleźć nie jest trudno. Odnaleźć się w tłumie w tym samym miejscu i czasie jest prawie niemożliwe. Ale się zdarza. I tego na pewno nie da się zgubić.
Dla wszystkich serc, które się odnalazły - chwila urokliwej muzyki.
To barkarola (rodzaj pieśni gondolierów weneckich) z opery Jakuba Offenbacha "Opowieści Hoffmana".


basia

wtorek, 9 września 2014

Spacer w marzeniach

Kiedy dzieją się rzeczy piękne i dobre, chce się je dzielić z bliskimi, z tymi, których kochamy. Nie zawsze jest to możliwe, ale czasem uda się zaczarować rzeczywistość i niemożliwe staje się prawdopodobnym :)
Po tygodniu spędzonym nad morzem wróciłam już do domu. A moje odurzenie tym czasem trwa. Przywiozłam ze sobą to, co tam otrzymałam - poczucie bezgranicznego szczęścia.
Chciałabym dać Ci chociaż odrobinę mojej radości. Wymyśliłam więc, że pójdziemy razem na wędrówkę wzdłuż morskiego brzegu. Chcesz?
Zostaw na chwilę wszystko, czym się teraz zajmujesz. Pozwól sobie na czas tylko dla siebie. Na spotkanie ze mną.

Zaczynamy rano - tuż po 6. Jest jeszcze zimno, więc weź ciepły sweter. Plaża jest pusta. Morze uciszone niedawnym snem wycofało się odsłaniając spory kawałek mokrego, ubitego piachu - tędy pójdziemy.

Spójrz - mewy zostawiły na wilgotnym piasku odciski swoich łapek.

Słońce powoli się wznosi. Jest coraz cieplej.

Wydmy i kamyki rzucają na piasku cienie.

Ptaki tańczą ciesząc się nowym dniem.

Idziemy jeszcze dalej? Jest tak pięknie. Spójrz - woda zmieniła już kolor, jest błękitna jak pogodne niebo, jak pogodne oczy.

Widzisz? Stary, drewniany falochron nadal czuje się potrzebny - daje mewom wygodne miejsce odpoczynku.

Jeśli dopadnie nas zmęczenie posiedzimy w cieniu wydm i popatrzymy na bezkres wody przed nami. Może uda nam się zobaczyć tak nieprawdopodobny, jak namalowany na płótnie obrazek.

A gdy dzień będzie zmierzał ku końcowi pójdziemy jeszcze raz na plażę, by zobaczyć jak słońce bierze wieczorną kąpiel w morzu.

A może zapragnie tylko schować się wśród chmur...

... a jego promienie zamienią wodę w płynne złoto

Dziękuję Ci za wspólną wędrówkę, za Twoją obecność, za to, że jesteś :) Mam nadzieję, że Twoje serce uciszyło się, rozradowało, napełniło aż po brzegi pięknem, i że zamieszkał w nim uśmiech.
basia

czwartek, 4 września 2014

Rozmarzenie

Dzisiaj morze było jak wielkie leniwe zwierzę. Wyglądało na to, że nie chce mu się gnać wściekle do brzegu, by pokazać swoją siłę. Jedynie pochrapywało kojąco - bardzo przyjazne.


Za to po południu ocknęło się i zalśniło jak klejnot. Kiedy szłam brzegiem, tuliło moje stopy jak dłonie kochanka - z czułym szeptaniem. Trzeba mu przyznać, że umie to robić i ma wdzięk :)


Jestem zauroczona, przyznaję. Ale tak mam, że piękno odrywa mnie od ziemi i sprawia, że czuję się szczęśliwa. Myśli szybują, serce rwie za nimi...
Czy szczęście można schwytać? Zatrzymać w dłoniach, w sercu, gdziekolwiek?
Powiedz, proszę, że tak. Uwierzę, bo chcę.
Zjawiło się niespodzianie. Kilka dni temu przeszłam przez krótki odcinek sosnowego lasu, wspięłam na drewniane schody z metalową poręczą i zobaczyłam cienki pasek ciemnego błękitu poniżej nieba. I poczułam jak serce mi się uśmiecha.
Mam tak do dziś. Chcę, by zostało na zawsze.
Zobacz, tulimy w sobie takie chwile. Cenne momenty, gdy jest dobrze. Też tak masz? Pamiętasz?
Tak bardzo teraz nie chcę, by zagrzebało się w codzienności. Kawałek nieba we mnie.
Szczęścia nikt nie może nikomu podarować. Rodzi się samo gdzieś w głębi, w takim miejscu do tego przeznaczonym, do którego (nie wiem czemu) wiedzie jakaś pokręcona, niełatwa droga. Próbujesz nią iść, ale to na nic. Szczęście musi się samo obudzić.
Budzi je coś albo ktoś - widok, który zapiera dech w piersi, pocałunek czyjegoś spojrzenia, uśmiech...
Mnie obudził błękit. Nie zapomnę :)


basia

wtorek, 2 września 2014

Rytm miłości

Obudziłam się dzisiaj przed słońcem. I przed jaskółkami. I nawet przed mewami.
Dlatego mogłam zobaczyć wschód słońca i poranne gonitwy ptaków.

Najpierw było tak

Potem tak

A później w ciągu dnia tak

I tak

Szum morza wpełzł mi pod skórę. Jest jak oddech - przypływ - odpływ, przypływ - odpływ... Odwieczny rytm nieustanny. Bicie serca.
Moje się dostroiło. Wyszeptało prawdę, którą nareszcie przyjęłam: przypływ - odpływ. Oddech życia. Raz tak, raz tak. A życie i tak trwa.
To jak z miłością: nieważne, że czasem są nieporozumienia. Ważne, że biegniemy do siebie jak fale, które kierują się w jedną stronę przyciągane nieodparcie. Czekanie i obdarzanie - odwieczny rytm miłości.
Zamknij oczy, podaj mi rękę i chodź ze mną. Zaprowadzę Cię w miejsce, gdzie jestem, gdzie jest pięknie, cicho, ciepło i spokojnie. Usiądź ze mną na piasku i posłuchaj jak morze gada. I poczuj jak jest dobrze. Przypływ.
Nie broń się, proszę. Pozwól, by i Tobie szum morza wpełzł pod skórę - poczujemy to samo.
Wiesz? Warto mieć to, co piękne i ważne.
basia