Nie wszyscy wyjeżdżają na "majówkę", która w dodatku w tym roku nie zapowiada się pogodowo zbyt optymistycznie. Ja zostaję w domu. Dlatego dzielę się pomysłami na wolne dni, by jednak przyniosły upragniony relaks.
Najpierw to, co ostatnio mogłam podziwiać, a co obudziło mój autentyczny zachwyt, czyli wystawa stała - Galeria Faras (o której niedawno pisałam) i wystawa czasowa "Olga Boznańska" w Muzeum Narodowym w Warszawie, które 1 i 2 maja jest otwarte dla zwiedzających (ekspozycje stałe są czynne od 10 do 18, a prezentacja malarstwa Boznańskiej od 10 aż do 21). Jeśli nie osobiście na miejscu i nie to, to może chociaż jak się da i co się da ze świata sztuki, bo piękno budzi je i w nas :)
Teraz filmy. Wybrałam trzy.
Nie są nowe, ale dwa pierwsze gwarantują wspaniałą zabawę, a trzeci zadumę i zamyślenie.
Najpierw mój od lat ulubiony poprawiacz humoru, czyli "Joint Venture" ("Saving Grace", reż. Nigel Cole). Film z 2000 roku, ale bardzo na czasie, jeśli chodzi o wyciskacz łez ze śmiechu. Dla niezdecydowanych dwie perełki: Brenda Blethyn w roli głównej i... ach, ach... ;) Tcheky Karyo w kilku migawkach, ale i tak dla nich warto ;))
Drugi film to "Zgon na pogrzebie" ("Death at a Funeral", reż. Frank Oz) z 2007 roku (wyprodukowany przez kilka krajów, więc proszę nie mylić z kiepską amerykańską podróbą z 2010). Lekko prześmiewczy obraz ludzkich przywar. Humor z gatunku zwanego brytyjskim. Świetne aktorstwo. Mimo scen prowokujących śmiech budzi też całkiem poważne rozmyślania. Ostatecznie nasze życie, choć w detalach bywa komiczne, to jako całość nie. A już na pewno nie jego koniec.
I jeszcze dla miłośników... hm... dziwnych fabuł z dziwnymi zdarzeniami na pograniczu realu i złudzeń, ale wszystko... jak najbardziej realne, czyli "Ponad nami tylko niebo" ("Uber uns das All", reż Jan Schomburg) z 2011 roku. Kamera często z bliska zagląda bohaterom w twarze wykradając emocje, których nie sposób przeoczyć. Grają dusze i ciała (trochę nagości, ale ładnej i uzasadnionej). I nic nie jest do końca pewne. Trochę jak we śnie.
Mnie się podobało :)
A poza tym... życzę dużo optymizmu, pogody ducha i mnóstwo tylko dobrych myśli, zwłaszcza na temat innych - bliskich, dalszych i tych całkiem daleko. Bo po prostu warto :)
B.
Fot. za: stronaokulturze.pl
Następnie - książka. W zalewie rynku ciągle tym samym i tak samo, czyli najczęściej kiepsko albo w najlepszym razie tak sobie, ta się wyróżnia przede wszystkim stylem, w jakim została napisana. Nareszcie po prostu dobrym, trochę gawędziarskim. Lekko, prosto, łatwo i na temat, czyli sensownie i ciekawie Maciej Karpiński opisuje dzieje romansu Marii Curie i Paula Langevin'a w powieści "Maria i Paul" (Wydawnictwo Marginesy, 2015). Chociaż o romansie, jednak książka romansem nie jest. Jest za to wspaniałą opowieścią, którą czyta się świetnie, i która przynosi chwilę oddechu od codzienności i odpoczynek.
Fot. za: marginesy.com.pl
Teraz filmy. Wybrałam trzy.
Nie są nowe, ale dwa pierwsze gwarantują wspaniałą zabawę, a trzeci zadumę i zamyślenie.
Najpierw mój od lat ulubiony poprawiacz humoru, czyli "Joint Venture" ("Saving Grace", reż. Nigel Cole). Film z 2000 roku, ale bardzo na czasie, jeśli chodzi o wyciskacz łez ze śmiechu. Dla niezdecydowanych dwie perełki: Brenda Blethyn w roli głównej i... ach, ach... ;) Tcheky Karyo w kilku migawkach, ale i tak dla nich warto ;))
Drugi film to "Zgon na pogrzebie" ("Death at a Funeral", reż. Frank Oz) z 2007 roku (wyprodukowany przez kilka krajów, więc proszę nie mylić z kiepską amerykańską podróbą z 2010). Lekko prześmiewczy obraz ludzkich przywar. Humor z gatunku zwanego brytyjskim. Świetne aktorstwo. Mimo scen prowokujących śmiech budzi też całkiem poważne rozmyślania. Ostatecznie nasze życie, choć w detalach bywa komiczne, to jako całość nie. A już na pewno nie jego koniec.
I jeszcze dla miłośników... hm... dziwnych fabuł z dziwnymi zdarzeniami na pograniczu realu i złudzeń, ale wszystko... jak najbardziej realne, czyli "Ponad nami tylko niebo" ("Uber uns das All", reż Jan Schomburg) z 2011 roku. Kamera często z bliska zagląda bohaterom w twarze wykradając emocje, których nie sposób przeoczyć. Grają dusze i ciała (trochę nagości, ale ładnej i uzasadnionej). I nic nie jest do końca pewne. Trochę jak we śnie.
Mnie się podobało :)
A poza tym... życzę dużo optymizmu, pogody ducha i mnóstwo tylko dobrych myśli, zwłaszcza na temat innych - bliskich, dalszych i tych całkiem daleko. Bo po prostu warto :)
B.