Kochani, kto z Was zaczarował tak skutecznie, że przepłoszył mróz? Niech się przyzna, proszę, bo chcę podziękować :) Przypominają mi się teraz słowa Phila Bosmansa: "nie pozwól nikomu marznąć". No i ktoś mi nie pozwolił :)
Mam więc następną prośbę: czy da się tak zrobić, żeby przyspieszyć wiosnę? :) Tęskno mi za nią bardzo.
Szukam więc nadal ciepła, słońca i błękitu nieba i w ten sposób zawędrowałam do archiwum moich zdjęć - we wspomnienia. Niektóre wywołały mój uśmiech. Okazały się więc być ciepłe :) Dlatego je pozbierałam i teraz daję Wam, żeby nie pozwolić nikomu z Was zmarznąć :)
Może uda mi się nimi ogrzać Wasze serca, by dały radę przetrwać zimowe chłody i szarość dni mimo bieli śniegu.
Przy czym nie byłabym sobą, gdyby fotografie nie budziły we mnie pragnienia snucia opowieści. Pozwoliłam sobie na to i teraz zapraszam do pospacerowania ze mną po świecie, który zobaczyłam. A raczej po moim widzeniu świata.
Jeśli któraś opowieść obudziła ciepło w Twoim sercu, to daj mi znać - będę się cieszyć razem z Tobą :)

Ta latarnia uliczna, wbrew pozorom, nie strzela promieniami laserowymi, ale spokojnie sobie czeka, aż zapadający zmierzch ją uruchomi i w tym czasie obserwuje przelatujące wysoko w górze samoloty. Nawet ją lubię, bo jest w pobliżu bramy wejściowej na moje osiedle i gdy wracam do domu sama w ciemne wieczory, to nie mam nic przeciwko jej pokrzepiającej obecności.
A to zdjęcie już kiedyś publikowałam, ale postanowiłam przypomnieć je jeszcze raz. Pamiętam ten wiosenny dzień. Było ślicznie i ciepło, fotografowałam kwiaty a tę pasiastą pannę wśród nich zobaczyłam dopiero po przerzuceniu zdjęć na laptopa. Najwyraźniej chciała mieć swoje pięć minut i wdarła się przed obiektyw rzutem na taśmę, to co jej będę żałować? :) Ostatecznie i zdesperowana i pracowita, więc...
A to już Lizbona. Kręciłam aparatem fotograficznym, nie wiedząc gdzie umieścić poziom i w końcu machnęłam ręką - a niech będzie tak dziwacznie, jak jest, bo i tak widać jak bardzo stroma jest ta ulica. Wygląda, jakby dom zapadał się z jednej strony w ziemię. Zresztą, kto go tam wie, co on wyprawia? :) To przecież zupełnie nieprzewidywalna Lizbona!
To jedno z moich ulubionych zdjęć - Penelopy w ilości hurtowej, wiernie czekające u stóp Klifów Orłowskich. Jakby się dobrze przyjrzeć, to wyraźnie widać po nich, że czekają już... hm... spory kawał czasu :)
Lubię je ogromnie, chociaż żadnej z nich nie znam, ale to ich wypatrujące czekanie chwyta za serce. Może marzą? Może wspominają z nostalgią przeszłość?
Pozostając przy tematyce morskiej - to zdjęcie też już kiedyś prezentowałam, ale mam do niego słabość, więc... Jedna z moich sióstr, widząc je stwierdziła, że głaz jest "pod kołderką" z wody. Patrząc na niego, odnoszę nieodparte wrażenie, że jest mu i dobrze i przytulnie. Albo po prostu jest szczęśliwy, że dotarł w końcu do brzegu i zmęczony walką z falami padł w tym miejscu, bo na razie nie ma siły, by pójść dalej.
Rzym 2 w 1, bo i wystawa i, odbijający się w jej szybie, dom naprzeciwko, czyli wiesz wszystko - jak wyglądał kiedyś wojownik etruski albo hoplita oraz to, jak wygląda kamienica we współczesnym Rzymie. Do wyboru, do koloru - patrz na co wolisz (mnie zafascynował ten ostry czubek na kasku Etruska - po co mu on? Dźgał nim obronno-zaczepnie jakby co, czy jak?).
Krzysztof Kolumb, stojąc bez lęku na czubku swojego bardzo, bardzo wysokiego pomnika w Barcelonie wskazuje kierunek z rozkazem w rodzaju "leć no zobacz, co tam za tą wodą jest" a posłuszna ptaszyna robi, co mu każą. Druga czeka cierpliwie na swoją kolej i zapewne, żeby lepiej wystartować obrała sobie miejsce na głowie odkrywcy. Poufałość godna pozazdroszczenia.
To zdjęcie jednego z paryskich mostów też już kiedyś pokazywałam, ale i wtedy i dzisiaj nie umiem wyjaśnić jak to możliwe, że z betonu ogrodzenia wyrasta żywa, w dodatku kwitnąca pięknie, roślina? Jak dla mnie to nie tyle unaocznienie stwierdzenia "chcieć to móc", ile siły wiary w niemożliwe :)
A to też jedno z moich ulubionych zdjęć (i również je już kiedyś pokazywałam). Podoba mi się jego klimat. Ten pan to pucybut, sfotografowany przeze mnie na jednej z ulic Lizbony. O ile pamiętam, rozwiązywał wtedy krzyżówkę, urozmaicając sobie w ten sposób czas w oczekiwaniu na klienta.
Na koniec zagadka - co to jest? Jak ktoś zgadnie dostanie ode mnie nie wiem co, ale nie będę teraz o tym myśleć, bo może nikt nie zgadnie? :))))
A może jak zgadnie, to ja w nagrodę zamiast tego kogoś dostanę wiosnę? :)
Basia