Czekałam na to i w końcu się doczekałam. Niedawno spotkałam się ze stwierdzeniem, że zawsze na wszystko musi upłynąć "właściwa ilość czasu".
Czekając na coś nie wiem jaka jest ta "właściwa" i dlatego czekanie jest trudne.
No cóż, skoro "musi" to musi... Bezradność nie jest tym, co lubię najbardziej, ale na pewno tym, z istnieniem czego trzeba się zgodzić.
A dzięki upałom pooglądałam sobie kilka filmów, czego już dawno nie robiłam. Na jeden z nich poszłam do kina (klimatyzacja!), a dwa kolejne obejrzałam w domu (klimatyzacji brak, ale za to wygoda kliknięcia "pauzy"). O tym kinowym ani słowa oprócz tego, że poszłam na niego ze względu na Emmę Thompson w roli głównej. I pod tym względem się nie zawiodłam oczywiście. Poza tym także się nie zawiodłam, bo od komercyjnej amerykańskiej produkcji nie oczekuję niczego oprócz migania kolorowych obrazków w klimatyzowanej sali. Dlatego nawet tytułu nie podaję. Coś o Riwierze w każdym razie.
Kolejny film to produkcja francuska i to było powodem, dla którego go obejrzałam ("Les beaux jours" reż. Marion Vernoux). W roli głównej Fanny Ardant (tu jako... blondynka!) czyli - przyciszony seksownie głos, nieustanne tajemnicze uśmiechy i uwodzicielskie oczy. Nie oparł się im o dwadzieścia kilka lat młodszy Laurent Lafitte, który jako Julien był typowym niedojrzałym, ale uroczym prawie czterdziestolatkiem.
Moje wnioski po obejrzeniu - egoizm jest powszechny, ale nic nie daje oprócz krótkotrwałych złudzeń.
No i na koniec film sprzed kilku lat, na który trafiłam ze względu na Cliva Owena. Lubię na niego patrzeć (nawet jako dziwnego króla Artura w równie dziwnym filmie pod tym samym tytułem). Tyle, że tym razem znów trafił mi się ten sam temat, co w poprzedniej obejrzanej produkcji - chociaż ciało twierdzi, że mężczyzna, to duch mówi wyraźnie, że chłopiec ("The boys are back" reż. Scott Hicks). Zmęczyłam się patrząc na bałagan w jego życiu i otoczeniu, chociaż film był chwalony za to, że dostarcza mnóstwa wzruszeń. Mnie nie dostarczył.
Podsumowując - nie żałuję, bo lubię myśleć, a tu miałam do tego sporo okazji.
Na koniec zdjęcie z zagadką :) Oprócz roślin jest na nim także zwierzaczek. Widzisz go? Jeśli tak, to daj mi znać, a jeśli nie to... nie przejmuj się :)
Dobrej niedzieli i całego tygodnia :)
Basia
No cóż, skoro "musi" to musi... Bezradność nie jest tym, co lubię najbardziej, ale na pewno tym, z istnieniem czego trzeba się zgodzić.
A dzięki upałom pooglądałam sobie kilka filmów, czego już dawno nie robiłam. Na jeden z nich poszłam do kina (klimatyzacja!), a dwa kolejne obejrzałam w domu (klimatyzacji brak, ale za to wygoda kliknięcia "pauzy"). O tym kinowym ani słowa oprócz tego, że poszłam na niego ze względu na Emmę Thompson w roli głównej. I pod tym względem się nie zawiodłam oczywiście. Poza tym także się nie zawiodłam, bo od komercyjnej amerykańskiej produkcji nie oczekuję niczego oprócz migania kolorowych obrazków w klimatyzowanej sali. Dlatego nawet tytułu nie podaję. Coś o Riwierze w każdym razie.
Kolejny film to produkcja francuska i to było powodem, dla którego go obejrzałam ("Les beaux jours" reż. Marion Vernoux). W roli głównej Fanny Ardant (tu jako... blondynka!) czyli - przyciszony seksownie głos, nieustanne tajemnicze uśmiechy i uwodzicielskie oczy. Nie oparł się im o dwadzieścia kilka lat młodszy Laurent Lafitte, który jako Julien był typowym niedojrzałym, ale uroczym prawie czterdziestolatkiem.
Moje wnioski po obejrzeniu - egoizm jest powszechny, ale nic nie daje oprócz krótkotrwałych złudzeń.
No i na koniec film sprzed kilku lat, na który trafiłam ze względu na Cliva Owena. Lubię na niego patrzeć (nawet jako dziwnego króla Artura w równie dziwnym filmie pod tym samym tytułem). Tyle, że tym razem znów trafił mi się ten sam temat, co w poprzedniej obejrzanej produkcji - chociaż ciało twierdzi, że mężczyzna, to duch mówi wyraźnie, że chłopiec ("The boys are back" reż. Scott Hicks). Zmęczyłam się patrząc na bałagan w jego życiu i otoczeniu, chociaż film był chwalony za to, że dostarcza mnóstwa wzruszeń. Mnie nie dostarczył.
Podsumowując - nie żałuję, bo lubię myśleć, a tu miałam do tego sporo okazji.
Na koniec zdjęcie z zagadką :) Oprócz roślin jest na nim także zwierzaczek. Widzisz go? Jeśli tak, to daj mi znać, a jeśli nie to... nie przejmuj się :)
Dobrej niedzieli i całego tygodnia :)
Basia
To teraz Basiu dałaś zagadkę na niedzielne popołudnie...mnie się wydaje, że na prawym listku jakieś takie zielone do motylka podobne ,,,,Ja ostatnio mam zaległości w oglądaniu filmów. Letnia przerwa w „rowerkowaniu”- zawsze na stacjonarnym rowerku oglądam, żeby czas leciał szybciej. A ten płynący czas...taki sprytny, jak byś go przyśpieszyć chciała to znowu życia trochę umknie- a tego nie chcemy.
OdpowiedzUsuńI co? nic Basiu- tylko żyć i czekać....równocześnie...Tobie także serdeczności przesyłam na cały tydzień.
Kto pierwszy, ten lepszy! :) To "takie zielone" to rzeczywiście motylek. Jak rozłożył skrzydełka, to miał tylko trochę jaśniejsze niż listki tej rośliny, na której usiadł. A jak złożył to był prawie niewidoczny. Sprytne :)
UsuńŻyć i czekać, mówisz? Chyba nie da się inaczej. Zawsze na coś będziemy czekać póki życie trwa.
Przesyłam Ci dużo ciepła i dobrych myśli :)
Z tego co słyszałam przeszło godzinę temu od syna-Jakuba to w W-wie padało i była burza.A u nas od samego rana niesamowicie gorąco....około 14-tej było ok.35 stopni więc pojechaliśmy z Mietkiem nad rzeczkę...niedaleko Dukli....O wiele lepiej wytrzymać takie niesamowite upały .....mocząc choćby nogi w wodzie.Nie wiem czy dzięki upałom,ale też w ostatnich dniach obejrzałam kilka filmów...jeden to komedia romantyczna...czasami i na takie coś się skuszę...,jeden historyczny....a wczoraj i tego "tajemnica Filomeny" próbuję Cię zachęcić.
OdpowiedzUsuńMam w tej chwili także pożyczoną książkę, autor-Martin Sixsmith- o tym samym tytule. Film na ekranach był od lutego tego roku....Film mi się bardzo spodobał i nawet nie zabieram się do czytania książki.....chociaż zawsze wolę książkę...Grają tam Judi Dench i Stev Coogan.
Mam w kolejce do oglądania "Pokłosie"- to z polecenia mojej córki.
"A życie trwa dalej..." i tak od razu na myśl przychodzą mi te wydarzenia , które się działy wokół nas ot .... w przeciągu ostatnich dni.....niektóre z nich jakby ktoś powiedział " wołają o pomstę do nieba".......a życie....trwa,toczy się to wszystko bardziej lub mniej leniwie....
Czy Ciebie to Basiu czasami nie przeraża?.....mnie .........tak...
Mam nadzieję ,że nie zepsułam Ci niedzieli takimi....moimi...myślami....Ale to o czym się dowiadujemy dzieje się na ...naszych oczach......a my jesteśmy właśnie bezradni.....nie lubimy tego ,ale to jest wpisane w nasze życie.....
Nie będę powielać informacji- o motylku...bo zrobiła to Gabrysia,ale wiedz ,ze też to dostrzegłam , tzn tego zwierzaczka....
Nadal pada. I jest chłodniej. Bardzo przyjemnie.
Usuń"Tajemnicę Filomeny" jakiś czas temu z jakiegoś zapewne błahego powodu odłożyłam sobie na później i... zapomniałam. Dzięki za przypomnienie. Jak wrócą upały, to obejrzę :)
Nie, Grażynko nie przeraża mnie, bo na to sobie nie pozwalam. Wiem, że nie mam wpływu na wszystko i mówię to sobie nieustannie. W przeciwnym razie moja wrażliwość stałaby się powodem nieustającego bólu trudnego do udźwignięcia.
Nie zepsułaś mi niedzieli. Rozumiem Cię. Czuję podobnie, ale nie pozwalam, by mnie to niszczyło.
Dzisiaj w którymś komentarzu do Liturgii Słowa na dzisiejszy dzień przeczytałam (na www.mateusz.pl), by nie walczyć ze złem, ale troszczyć się o to, żeby było jak najwięcej dobra. Rozumiem to także w ten sposób, by to dobro było również w słowach pełnych spokoju i optymizmu. Negatywne słowa osłabiają serce. Trzeba postawić im mur.
Cieszę się, że zobaczyłaś motylka :) To taki mój żarcik na poprawę samopoczucia :)
Życzę Ci pokoju w sercu i w myślach. Uśmiechnij się pomimo :)
Miła wiadomość na zakończenie dnia- misiaczek sprzedany za 170 zł :-))))))
OdpowiedzUsuńGratulacje!!!!! :)
UsuńAbsolutnie nieprawdopodobne! Bardzo się cieszę.
Wiadomość bardziej niż miła :)
No i Twoje dobre ręce i dobre serce dały małej dziewuszce szansę na zdrowie :)
Mocno Cię przytulam Gabuniu :)))))