sobota, 12 grudnia 2015

MOJE KSIĄŻKI
"Wędrowiec" jest opowieścią o losach pewnego mężczyzny, który na skutek ostrego życiowego zakrętu nagle znalazł się na poboczu drogi, którą szedł. Jednak podjął dalszą wędrówkę, tyle że już całkiem inną drogą. Jego obserwacje świata i spotkania z ludźmi są treścią powieści. Pragnęłam w niej przekazać moją wiarę w to, że nigdy na nic nie jest za późno i że nie ma rzeczy niemożliwych. A także, iż sensem życia każdego człowieka jest miłość.
"Czterdziestkę to nie grzech" napisałam, gdyż zorientowałam się, że wielu ludzi traktuje okrągłą rocznicę urodzin jako pewną cezurę w życiu. Może to zaowocować problemami. Temat mnie zainteresował, bo bardzo ludzki i niemal powszechny. Lubię ludzi i ciekawią mnie ich sprawy. Moja bohaterka, a właściwie bohaterki, to kobiety niezależne i silne, chociaż nie każda z nich zdaje sobie z tego sprawę. Jednak w końcu każda tę siłę w sobie odnajduje i dzięki temu wychodzi zwycięsko z życiowych zawirowań.

"MORZA SZUM..."
W środku mojego życia jest także miejsce na piękno. Pragnę podzielić się z Tobą moim widzeniem świata. Moim nad nim zachwytem. Jeśli chcesz zatrzymaj się na chwilę - słyszysz szum morza?


TRWAŁOŚĆ
Architektura zachwyca mnie od dawna - dzieło ludzkiego umysłu, serca i rąk, które powstało z zamiarem trwania i przetrwania, a bywa tak kruche...


FANTAZJE
Zapraszam do świata, którego nie ma :)


BLIŻEJ NIEBA
Jest takie miejsce, w którym kiedyś usłyszałam ciszę, skąd zabieram ją w sobie dokądkolwiek pójdę. Miejsce, w którym doświadczam jak maleńkim pyłkiem jestem i jak bardzo przy tym ważne, bo przynależne do wielkości wszechświata jest moje istnienie. Góry - moje niebo na ziemi.


SZEPCZĄCE WSCHODY I ZACHODY
Dwa momenty dnia, które są jednocześnie początkiem i końcem - cezura jak oddech przed tym, co będzie lub po tym, co było. Krzyczą szeptem o chwilę zatrzymania.


ZIMA
Zimę lubię... na zdjęciach :) Mimo wieloletnich prób nie jestem w stanie zaprzyjaźnić się z mrozem, ale zachwyca mnie sposób, w jaki ta pora roku ozdabia świat bielą i lśniącymi kryształami śniegu i lodu.


WIOSNA
Zawsze upragniona. Nie jestem pewna czy jest coś, na co bardziej czekamy, za czym mocniej tęsknimy niż ona. Potrzeba nam jej zieleni, jej nadziei. Przynosi ze sobą radość i wdzięczność. I zachwyca na nowo odkrywanym pięknem świeżych barw. Pamiętasz jak pachnie majowy deszcz? :)


LATO
Zazwyczaj gorące, czasem aż za bardzo, ale i tak cieszy, budzi do życia, do radości. Nasycone bogactwem kolorów i różnorodnością zdarzeń przyciąga jak magnes, uwodzi urodą. Zapraszam do zanurzenia się w jego ciepło. Czujesz dotyk słońca?


JESIEŃ
Pachnie schnącymi liśćmi i dymem z ognisk. Migoce odcieniami złota, jak ono dodając światu niepowtarzalnego blasku. I owocuje bogactwem darów ziemi. Powoli wycisza życie, uspokaja myśli, budzi refleksje o przemijaniu i pragnienie dotyku ciepłej dłoni. Jest tęsknotą.



KAPLICZKI
Przydrożne kapliczki i krzyże zazwyczaj mijamy niemal ich nie dostrzegając. Jednak i tak są. Po co? Może jako swoiste "memento".
Swoją milczącą obecnością mówią za nas.

sobota, 5 grudnia 2015

"Spotkamy się w snach"

Kiedy w piątek po południu wracałam do domu, zostałam obdarowana takim oto widokiem:


A za chwilę było tak:


Lubię takie momenty, gdy spada na mnie nieoczekiwanie niezapowiedziane piękno.
Wracałam wtedy do domu szczęśliwa, bo był to dla mnie wspaniały dzień, jednak też po kilku godzinach zajęć zmęczona, ale ten spektakl wyreżyserowany przez naturę zdmuchnął mi zmęczenie w mgnieniu oka.
Znasz to? Proza życia, znużenie, jakaś zabiegana codzienność i... coś się dzieje, coś pięknego, dobrego, jakby czekało specjalnie na Ciebie.
Pamiętasz? Moment, a wszystko się wyrównuje, harmonizuje, czujesz, że po prostu jest dobrze, że warto się starać, patrzeć, słuchać, że warto być. Bo wtedy można też mieć - spokojne serce, ciepło w nim, ład wokół.
Wystarczy niewiele - parę słów, skrawek uśmiechu, trochę ciepła, dobre wspomnienie, kojąca cisza albo równie kojąca muzyka, spojrzenie głęboko w oczy, palce splecione w uścisku, wyszeptana czułość, muśnięcie słońca, rozbłysłe w nim krople deszczu, szum strumienia albo drzew, zapach ogniska albo jak u mnie zwykły - niezwykły zachód słońca.
Zatrzymałam go więc i posyłam Tobie, razem z innymi uchwyconymi kiedyś momentami, które przynoszą odpoczynek w darze, bo życie składa się z chwil. Warto zatrzymywać się przy tych, które zapełniają serce bogactwem dobra i urody niecodzienności. Warto je schronić w sobie, nie poddawać się, walczyć o to, by czasem było jak w pięknym śnie.




Dorzucę jeszcze pełen uroku, ciepły, mądry film, który niedawno obejrzałam: "Spotkamy się w snach" ("I'll See You in My Dreams", reż. Brett Haley, 2015). To opowieść o tym, co zwykłe i ważne, o ludzkich sercach i ich tęsknotach, o przemijaniu i nadziei na dobro (nie znalazłam zapowiedzi z polskim tłumaczeniem, ale film można oglądać z napisami).


Dobrego odpoczynku :)
B

wtorek, 1 grudnia 2015

"... spojrzeć nie znaczy zobaczyć"

Dzisiejszy poranek przyniósł pierwsze, delikatne dotknięcie zimy:


Zanim wszystko szybko zniknęło, mój nieduży ogród z upodobaniem okrył się cieniutką warstewką zimnej bieli:


Patrzyłam na to i patrzyłam, aż przypłynęły do mnie słowa niedawno czytanego wiersza:

Dziś proszę...


Dziś proszę Cię byś dostrzec raczył
Że spojrzeć nie znaczy zobaczyć.

Że choćbyś miał żelazne dłonie
To unieść nie oznacza donieść.

Że choć pogrążysz się w zadumie
To wiedzieć nie znaczy zrozumieć.

Że właśnie o tym milczą groby
Że dotknąć nie oznacza zdobyć.

Krzysztof Cezary Buszman
(za: buszman.com)

Ujawniony świat wyobraźni, którego pełno w różnego rodzaju ludzkiej twórczości był i jest mi bliski nie z tego powodu, iż może stać się schronieniem przed życiem, lecz ponieważ nierzadko umie o nim powiedzieć zdecydowanie mocniej niż jakiekolwiek realne przedstawienie.
Dlatego kocham poezję, która najczęściej mówi między wierszami ;) oraz sztukę abstrakcyjną, mimo iż sama uczę się tworzyć figuratywną (ale za to pozbawioną realizmu).
Niedawno trafiłam na wiersze Krzysztofa Cezarego Buszmana i stąd też temat moich dzisiejszych rozważań, co znalazło odzwierciedlenie w temacie posta, a co skojarzyło mi się z przemijającym widokiem śnieżnego puchu, który szybko zmienił się w zlodowaciały śnieg, a zaraz potem zniknął spłukany przedpołudniowym deszczem.
Dzisiaj spełniam też miły dla mnie obowiązek - Beatka z bloga pasjebet.blogspot.com nominowała mnie do Liebster Blog Award (dziękuję Beatko) kierując do mnie następujące pytania:
Od kiedy prowadzisz bloga?
Od lipca 2012 r.

Co było impulsem do założenia bloga?
Po ponad roku od pojawienia się na rynku mojej debiutanckiej powieści chciałam ją wesprzeć swoją obecnością w blogosferze. Szybko jednak o tym zapomniałam i blog stał się miejscem mojego dzielenia się z innymi tym, co widzę, czuję i co uważam za istotne, a więc miejscem specjalnie pojmowanego spotkania z drugim człowiekiem.

Czy dużo czasu zajmuje Ci pisanie postów?
Nie, chociaż przyznaję, że trochę czasu zajmuje mi szukanie ilustrujących posta fotografii. No i mam nawyk sprawdzania pisowni wszystkich swoich tekstów, co nie omija i tych blogowych, więc zanim posta opublikuję prześwietlam go pod tym kątem, a to trochę trwa.

Czy piszesz posty z wyprzedzeniem?
Teraz już nie, chociaż zdarzały się wyjątki od tej reguły z różnych powodów, jednak najczęściej piszę spontanicznie.

Czy znajomi, rodzina i przyjaciele wiedzą o Twoim blogu?
Wiedzą i wiedzieli od początku.

Czy najbliżsi wspierają Cię podczas tworzenia wpisów?
Nie, bo zazwyczaj ich o tym nie informuję, gdyż piszę bloga nie z obowiązku, lecz dla radości spotkania, więc z doskoku, wtedy, gdy mi to przyjdzie do głowy (w dodatku, kiedy nie mam niczego innego koniecznego do zrobienia, bo wiadomo - życie  w realu nie poczeka), więc to nie jest zaplanowane (chyba że chodzi o życzenia z okazji świąt). Natomiast wiem, że moi bliscy zawsze czytają moje teksty, nie tylko te blogowe i wówczas otrzymuję od nich tyle pięknego ciepła, że niemal topnieję :)

Jakie blogi lubisz najbardziej?
Przyciąga mnie przede wszystkim osobowość autora, a nie tematyka bloga (bo tak mam, iż różne tematy budzą moje zainteresowanie). Cenię i podziwiam ludzi z pasją, ciepłych i życzliwych innym, takich, którzy umieją dzielić się sobą i tym, co ich fascynuje.

Czy spotykasz się z osobami prowadzącymi różne blogi?
Obecnie przede wszystkim mailowo.

Czy wierzysz w przyjaźń blogową?
Wierzę w przyjaźń i wiem też, że ludzie spotykają się i poznają w różny sposób i w różnych miejscach. Można więc także pięknie spotkać się poprzez bloga i kontynuować znajomość, aż zrodzi się bliskość.

Czy myślałaś o zamknięciu bloga?
Kilka razy i z różnych powodów. Kiedyś nawet to zrobiłam informując o tym na blogu. No i się porobiło, bo posypały się maile, były też komentarze, bym tego nie robiła. Przyznam - byłam w szoku, bo nie spodziewałam się takiej reakcji, więc chociaż wówczas czułam się wypalona pisaniem, to jakoś się w sobie zebrałam i wróciłam :)

O czym marzysz?
Och, mam dużo marzeń. Bardzo chciałabym dożyć chwil, gdy moje dzieci ułożą sobie samodzielnie życie i zobaczyć jak to będzie wyglądało :) Marzy mi się też drugie mieszkanie gdzieś w jakimś ciepłym przez cały rok miejscu, żebym mogła tam uciekać od zimna, tam pisać i malować. Chciałabym też mieć kiedyś pracownię ikonograficzną. No i agent literacki by mi się przydał :) A z tych z większą fantazją, to chciałabym mieć anielskie, pełne nieustannej miłości serce, by nie borykać się z moim - typowo ludzkim, czyli... wiadomo :) A poza tym... za dużo tego, by tu zmieścić.

Wiem, że teraz powinnam nominować do LBA inne blogi, ale zauważyłam, iż te, które odwiedzam w większości były już nominowane (niektóre po kilka razy), więc nie chcę dorzucać ich autorom jeszcze więcej pracy i pozwolę sobie jedynie nadal tam zaglądać :)
A wracając do początku wpisu - tym, którzy spoglądając umieją zobaczyć - z daleka, pomimo, ponad, poprzez i pomiędzy - przesyłam mój pełen ciepła uśmiech :)
B

czwartek, 26 listopada 2015

O rozgadanym sercu, które nie potrafi zasnąć


Dla tych, którzy od niedawna goszczą na moim blogu wskrzeszam opowiastki, które kiedyś podyktowało mi moje serce ;) by dzisiaj ociepliły coraz chłodniejsze dni i by Wasze serca uśmiechnęły się i zapłonęły radością :)
By pamiętały, że to, co je zamieszkuje nie umiera, póki ono bije, że raz obudzone do życia nie umie zasnąć, że gromadzi skarby, więc na pewno jest ich pełne... na zawsze.


W ŚRODKU SERCA


PO PIERWSZE
Moje serce jest jak pokój. Ma ściany, sufit i podłogę, a w środku zamkniętą nimi przestrzeń.
Ma okno-oko, przez które patrzy i magiczne drzwi, których nie widać.
Wewnątrz - stos różności. Widzisz? Są nimi zapchane wszystkie kąty, są wnęki zapełnione bałaganem i uporządkowane półki. A na nich - co tylko chcesz. Jak na największym i najbardziej kolorowym bazarze świata. Tyle, że u mnie za darmo.
Motek wspomnień z wakacji? Jest! W innym kolorze? Proszę bardzo!
A może kawałek zrozumienia? Tylko pokaż palcem jak duży - odkroję.
Garnuszek pełen ciepła? Który? Ten mniejszy czy ten ogromny? Dasz radę udźwignąć?
Woreczek zapełniony pięknem? Mam! I to kilka.
I jeszcze parę skrzyneczek z niespodziankami, ale to tajemnica, więc nie zdradzę publicznie.
Jest też coś pomiędzy widelcem a widłami - ostrożnie, bo umie dźgnąć boleśnie. Nie ruszamy, dobrze?
Parę jakichś rzeczy nierozpoznanych - też nie ruszamy. Tak na wszelki wypadek.
No i coś, do czego oczy same mi się śmieją - przytulność. Mięciutka, ciepła, zaciszna. Mogę uszczknąć dla Ciebie kawałek, chcesz?
A tu, w tym ciemnym kącie leży sobie ból. Obok drugi i następny. Dalej też. Trochę sporo, nie podoba mi się. Ale nie umiem wyrzucić. Chyba się przyspawały do podłoża czy co. Na razie omijamy.
Jak pogrzebię cierpliwie jeszcze trochę, to na pewno dokopię się do wielu rzeczy dziwnych albo ciekawych albo i takich i takich jednocześnie. W różnych wzorach i kolorach i o różnej fakturze - tkaniny zapamiętania.
No a tu są jakieś resztki tego i owego. Sama nie wiem co to było i kiedy.
A! Tego szukałam - pudełka pełne uśmiechów. Sporo. Fajnie. Podrzucić Ci przy okazji? Teraz? Proszę :) :) No i bonus :)))))
To kolczaste omijamy jak widelco-widły. Nie wiem, o co chodzi - czy to rani czy zranione, więc... idziemy dalej.
Tam, nie patrz, proszę! Tam jest miejsce, gdzie mieszkają serca innych. To bardzo intymne, dlatego odgrodzone od całej reszty. Wiem, że kusi, ale... zrozum...
A tu księgi opowieści. Dużo ich, więc zostawimy sobie na długie zimowe wieczory. Teraz przyda się raczej radosny śmiech (nie mylić z uśmiechem, bo to dwie różne rzeczy) i... może nadzieja? W jakim odcieniu zieleni wolisz? Jak młody groszek, sosnowe igły czy moje oczy? Dobrze - wybierz samodzielnie, nie patrzę. Już? No to dalej...
Dalej jest tyle, że mam dosyć. Co za wędrówka! Zmęczyłam się. Wolę usiąść i opowiedzieć słowami zamiast tego grzebania. Jak masz jeszcze chwilę, to posłuchaj.
Kiedy wchodzę do mojego serca, muszę lawirować ostrożnie i na paluszkach, by niczego nie potrącić, bo zaboli albo zrobi się jeszcze większy nieporządek. I w ogóle muszę uważać.
Jednak i tak je lubię.
Przede wszystkim za patrzenie. Nie wiem czy kiedyś posłuchało Małego Księcia (który jak pamiętamy został przeszkolony w temacie), czy samo na to wpadło, ale wiem, że umie zobaczyć. Może dlatego, że okno-oko mojego serca nie ma rzęs ani firanek i nie musi mrugać, więc nic mu nie przeszkadza w patrzeniu i mało co mu przez to umyka.
A co do drzwi... Dla mnie są tajemnicą. Nie rozgryzłam ich jak do tej pory, ale może jak trochę jeszcze pożyję, to mi się uda.
Bo to są, jak wspomniałam, magiczne drzwi. One jakoś dziwnie, jak dla mnie, działają. Patrzę zdumiona, gdy widzę, że są tacy, którzy sobie swobodnie, bez przeszkód przez te drzwi wchodzą. Bez klucza! I bez kodu czy czegoś podobnego. Po prostu podchodzą blisko i... już.
A czasem widzę jak ktoś próbuje wejść i nic. A to te same drzwi! Magia, mówię Ci.
Nawet kiedyś myślałam, że wszystko zależy od koloru oczu próbującego, ale nie - wchodzą różnokolorowi.
Albo że kobietom łatwiej, bo mam przecież kobiece serce, ale to nie to.
Ale zaraz, zaraz... skoro plątałam się po moim sercu razem z Tobą, to znaczy, że i Ty potrafisz tam wejść.
Jak to robisz? :)

PO DRUGIE
W moim sercu na półce w kącie odgrodzonym od całej reszty zasłoną, ale do którego docierają słoneczne promienie, wygrzewa się duże pudełko. Lubię na nie patrzeć, bo jest piękne.
Czasem zaglądam tam bez wyraźnego powodu, tylko po to, by popatrzeć i upewnić się, że jest. Nie wątpię, że istnieje, nie, ale... i tak zaglądam.
Może właśnie potrzeba mi tego patrzenia i to jest najlepszy z możliwych powód.
Pudełko nie jest puste. Może kiedyś było, ale już nie pamiętam. Dokąd sięgam wspomnieniami zawsze coś tam było. A jeśli jeszcze nie domyślasz się co, to powiem wprost - wkładam tam okruchy serc, którymi mnie inni obdarzyli.
Dzisiaj zajrzymy tam razem, bo Ci ufam i wiem, że zrobisz to delikatnie i w ciszy, żeby nikogo nie spłoszyć.
Spójrz - ten niezwykły, ogromny, mieniący się wszystkimi barwami tęczy dostałam od kogoś, kto kochał mnie od zawsze i na zawsze. Odkąd sięgam pamięcią w moim życiu była obecna Jego miłość. Nazywał mnie swoją perełką. Od czasu, gdy odszedł nikt tak do mnie nie mówi i czasem nie mogę doczekać się nieba, by to od Niego usłyszeć.
A to... to jest maleńki, mięciutki i cieplutki okruszek, który mi podarowały niezwykłe oczy małej dziewczynki, gdy spojrzałam w nie po raz pierwszy. Zachowam na wieki.
Ten natomiast otrzymałam wraz z pierwszym uśmiechem pewnego maluszka, który uśmiechnął się o wiele za wcześnie jak na standardy wyznaczone przez "mądre" książki - tym gorzej dla nich, prawda?
Tutaj, w tym kącie zawieruszył się ciemny, kanciasty okruch serca, który dotarł do mnie za pośrednictwem czarnych jak węgiel oczu pewnego poety piszącego dla mnie śliczne rymy wyśpiewywane do wtóru szarpanym strunom gitary.
A to... nie wiem... pewnie z dawnych lat, już nie pamiętam, ale moje serce tak, bo drgnęło jak zawsze, gdy dotyka je miłość. Może to od tego chłopaka z czwartej be? Albo od tego, kto poszedł samotnie daleko i na zawsze, ale kiedyś, wtedy wiedziałam, że mnie widział? A może... może od kogoś innego, kto przez dziesiątki lat pamięta, mimo że ja już nie?
Natomiast o tym ślicznym, kolorowym mogę opowiadać godzinami. To od mojej przyjaciółki. Której? Pewnie każdej. Zobacz - mieni się barwami, bo złożony jest z tysiąca drobnych podarunków i szans jakie od niej otrzymałam i nadal otrzymuję. Przyjaźń jest pięknym rodzajem miłości.
Poza tym... widzisz? Setki innych. Pełno w tym pudełku.
Jednak są też takie okruchy, które tu wpadły i zamieszkały, a potem, po jakimś czasie... zostały odebrane. O tym nie chcę mówić - za bardzo boli. Widzisz? Zostały po nich puste miejsca - cień wspomnień utrwalony na zawsze. Czasem wypełniają je moje łzy, ale one szybko wysychają, więc miejsca nadal pozostają puste.
Nie chcę być smutna, więc na koniec pokażę Ci jeszcze jeden okruch - surowy jak z szarego granitu. Jest wyjątkowo cenny, bo otrzymałam go niespodziewanie w chwili, gdy straszliwy ból rozsadzał mi serce i myślałam, że jeszcze chwila i pęknie. Ktoś mu na to nie pozwolił - prawie obcy, a tak dobry człowiek.
Od czasu do czasu przegarniam palcami stosy okruchów ludzkich serc ucząc się na pamięć ich kształtów. Wiem, że zostaną ze mną, we mnie na zawsze, chyba że ich właściciele sami mi je odbiorą. Te jednak, które pozostaną dołączą do bogactwa mego serca, dzięki któremu jestem jaka jestem.
Czy okruch Twojego serca jest wśród nich?

PO TRZECIE
W moim sercu... znów jesteś? Jak miło. Lubię Cię w nim gościć. Chociaż zupełnie nie wiem jak pokonujesz magiczne drzwi do niego, to Twoja obecność zawsze sprawia mi radość - wnosi ze sobą ciepło.
Wiesz, to fantastyczne uczucie mieć ogrzane od środka serce. A w ogóle to dobrze, że jesteś, bo dzisiaj potknęłam się o wspomnienia. A jak już się o nie o mało co nie przewróciłam, to postanowiłam je trochę uprzątnąć, żeby nie leżały tak na środku i byle gdzie. Przyda mi się pomoc :)
Widzisz? Te z wczesnego dzieciństwa, gdy wisiałam na trzepaku głową w dół i z kiecunią na tej głowie (o matko!) są tuż obok tych z wczoraj. A bliziutko nich te z wakacji sprzed lat.
Mówiłam, że bałagan.
Co myślisz? Powinny leżeć chronologicznie? Sama nie wiem... Bo czy wtedy nie zrobi mi się z serca coś, co nim nie jest? Wiesz o czym mówię - wszystko na baczność, na rozkaz, terminowo i na swoim miejscu.
A serce... ono zawsze po swojemu. Przynajmniej moje. Twoje też?
To co? Chronologicznie odpada, prawda? Tylko tak, by nie zawadzały na środku.
Popatrz... jakie fajne... jeszcze czarno - białe. Moje pierwsze wspomnienie z gór. Nienajlepsze, bo jadąc tam chorowałam całą drogę, ale miałam wtedy tylko siedem lat. Jednak góry mi się podobały.
A tu to chyba z podstawówki. No tak, Basia - szefowa. Myślę o tej żywiołowej i tak bardzo dobrze zorganizowanej dziewczynce o gorącym, wrażliwym sercu i logicznie myślącej głowie z czułością. Śmieszny, mały skrzatek zaczytany w ważnych i poważnych opowieściach!
A tu są same "mądre" :) wspomnienia - z egzaminów, zaliczeń i takich tam... Zachował się w nich zapach mojej uczelni - trochę drewna, pasty do podłóg, muzyki organowej... Dziwisz się? Muzyka też pachnie. Czasem nawet bardzo ładnie. No i zapach moich pierwszych "poważnych" perfum we flakoniku ze szklanym koreczkiem - śliczny, egzotyczny, kojarzący się z gorącą pustynią. Lubiłam je tak bardzo...
A tutaj - las. Upalne lato, namioty, słodkie, ociekające sokiem maliny i moje dziewiętnaście lat.
Rok później znów góry. Widziałam wtedy na niebie Drogę Mleczną, gdy ciemną, najciemniejszą z ciemnych nocą wędrowałam po kamienistej drodze ziemskiej, której nie byłam w stanie zobaczyć, ale za to mocno czułam.
No i lata potem ten zaczarowany jak z baśni bardzo wczesny ranek późnej jesieni, gdy niewyspana szłam do pracy we mgle po kolana! Albo, gdy tamtej dawnej straszliwie mroźnej zimy miałam wrażenie, że łzy mi zamarzają na rzęsach!
I ta ciepła, letnia noc, kiedy jechałam rowerem w przedziwnej ciszy zamkniętego mrokiem świata, który w pewnym momencie rozdarł blask świtu.
Albo ten magiczny moment, gdy przy podejściu na Ciemniak widząc już szczyt nagle stanęłam jak wryta, gdy zza pobliskiej skały wyleciał brunatny, ogromny ptak - drapieżnik i w nieprawdopodobnej ciszy zatoczył kilka metrów nade mną kółko patrząc na mnie czarnym wypukłym okiem.
Mam też wspomnienia, o których nie chcę pamiętać, więc o nich ani słowa. Ale więcej jest tych słonecznych, ciepłych i dobrych.
Są i takie trochę dziwne, kolorowe, bezładne, zamotane, pokręcone, ale można się przynajmniej pośmiać. Jak z tego, gdy tańczyłam na stole. To był dopiero wyczyn zważywszy na to, że miałam wtedy 11 lat! :)
Albo, gdy zasnęłam jadąc rowerem i gwałtownie obudziłam się w rowie pełnym przerażonych pająków, które uciekały ode mnie jak najdalej, a mój facet stał nade mną pytając "co ty robisz?". Jakby nie widział! :)))
No a to... To wspomnienie, wybacz, zachowam tylko dla siebie. Jest pełne błękitu i... niech takie pozostanie.
A tu już znów góry i chłodny, gwałtowny wiatr na szczycie, który w błyskawicznym tempie przywiał ciemną chmurę - mgłę. Strasznie grzmiało, a za chwilę świat niemal zniknął za ścianą deszczu. Bałam się...
Ale zawędrowaliśmy! Chyba się zmęczyłam. Na dzisiaj wystarczy, dobrze?
To co, wychodzimy z mojego serca? Teraz kawa? Jaką pijesz?

poniedziałek, 23 listopada 2015

Pasja życia


Dzisiejszy słoneczny dzień uświadomił mi jak bardzo ostatnio za widokiem słońca tęskniłam. Chociaż, nie ukrywam, lubię też pochmurne, szare dni, a zwłaszcza mgliste poranki, których ostatnio nie brakuje.
Fakt, jest ciemno, ale też pięknie, tajemniczo i intrygująco, bo nigdy nie wiadomo, czy mgły ustąpią i będzie śliczny słoneczny dzień czy pozostaną i będziemy się przedzierać przez gęstwinę drobniutkich kropelek aż do wieczora.
W ogóle poranki są super :) Dzień ściele się jak droga i zaprasza do wędrówki. Mnie w ostatnim czasie raczej do biegu, ale nie narzekam, ciągle daję radę, chociaż życie mnie pochłania :)


A myśląc o zabieganym życiu nie mogę nie stwierdzić jakże pięknie i pomysłowo potrafi nami zakręcić ofiarowując zaskakujące podarunki :) I wciągnąć, ale najpierw przyciągnąć, czyli zainteresować.
Nie mam dzisiaj ochoty rozmyślać czy dostrzeżenie zależy od szeroko otwartych oczu czy od siły, z jaką dostrzeżone istnieje, ale faktem jest, że nierzadko coś lub ktoś wejdzie nam w kadr w taki sposób, że nie da się pominąć i... przepadamy.
Jestem pewna, że to lubię :)
Smak życia, a najpierw jego głód, też lubię :)


Dobrze jest mieć coś, w czym można się rozsmakowywać. Co pochłania tak bardzo, że dzięki temu czuje się, iż żyje się pełnią.
Pisząc o tym mam przed oczyma tylu ludzi, których znam (także z blogosfery:)), a którzy niewątpliwie są ludźmi pasji. Zachwyca mnie to, budzi podziw i uznanie.
Myślę, że pasja, że tego rodzaju pochłanianie jest tym, za czym tęsknimy nawet o tym nie wiedząc. Dopiero jak się w nas pojawi, łapiemy o co chodzi.
Bez pasji jakoś jałowo. Jej istnienie niewątpliwie dosmacza życie jak nic innego.
No to na koniec muzyka i obraz, czyli połączenie pasji kilku osób - tych, których serca uwrażliwione są na piękno.
Obejrzyj, posłuchaj, odpocznij :)


Dobrych, pięknych dni :)
B

wtorek, 17 listopada 2015

Jest miłość


Od kilku dni trudno mi znaleźć słowa. Wszystkie są za małe.
Otuchy dodały mi te, które napisał ktoś inny, więc dzielę się nimi:


***
Chodzą po ziemi
najzwyklejsi piesi
im chleb powszedni
nie przewraca w głowie
są niesprzedajni
nie dają się zbiesić
pretorianie sumień
honoru lordowie

chodzą po ziemi
prawdziwi ojcowie
prawdziwe matki
których ból rodzenia
trwa nieprzerwanie
póki mały człowiek
zacznie być ojcem
własnego znaczenia

chodzą po ziemi
najzwyklejsi prawi
czyści i prości
i niewynajęci
dla których śmieciem
każdy ogon pawi
a sensem
zdążyć się poświęcić

Ks. Ryszard K. Winiarski, Przypowieść zwana życiem.Wybór wierszy, Wyd. Olech, Lublin 2012



Czytam teraz pięknie brzmiącą opowieść o zwykłym życiu (Emma Hooper "Etta, Otto, Russell i James"). Zanurzenie się w nią jest jak wejście do rozsłonecznionego ogrodu, który może nie jest rajem, lecz tym bardziej staje się miejscem bliskim i przyjaznym.
Książka należy do ciekawszych z jakimi spotkałam się w swoim czytelniczym życiu. Ma niebanalną formę, która tworzy lekko nierzeczywistą ramę dla opowieści wewnątrz i sprawia, że zwykła historia staje się magiczna.
No i jeszcze film. Sprzed kilku lat, ale nadal bardzo aktualny, bo o nas, ludziach w każdym miejscu, w każdym czasie. O naszym szukaniu miłości i znajdowaniu jej w chwilach nieoczekiwanych, a na pewno w momencie, gdy się tego nie spodziewamy: "Zakochany Nowy Jork" ("New York I love you", reżyseruje kilkanaście osób, bo każdą historię opowiada kto inny).
Film także ma niebanalną formę - jest opowieścią złożoną z kilkunastu zdarzeń luźno ze sobą, a czasem wcale, powiązanych. 
Jest lepszy niż trailer, który prezentuję, bo mimo zapowiedzi nie jest ani trochę słodki. To gorzkawa refleksja nad ludzkim losem, nad tym, czym karmimy serca i nad ich pustką, która nieustannie domaga się zapełnienia. 
Mimo to niesie nadzieję. A tej tak bardzo potrzeba.

Wierzę w miłość. W każdy jej przejaw i rodzaj. Wierzę pomimo. Bo ją mam - w sobie, wokół siebie: w ciepłym spojrzeniu i otulających mnie ramionach, dobrym słowie, trosce, nieustannej pamięci i pocałunku na dobranoc.
Jest w codzienności i w chwilach odświętnych.
Blisko i na odległość.
Jest niegasnącym nigdy światłem.
I jedynym sensem życia.
Jest. Po prostu jest.
Pamiętaj o tym, proszę.

B

czwartek, 5 listopada 2015

Kimś więcej


Dzisiaj kolejny raz zapraszam Cię na wędrówkę po jesiennej urodzie świata, ale na początek - muzyka, by zapaliła w sercu płomyk radości:


I piękne słowa do tej muzyki: "Nie ma życia bez jego głodu" oraz: "Podnosisz mnie, bym był kimś więcej niż potrafię być" (za: tekstowo.pl).
A z tym z kolei kojarzy mi się mój wczorajszy pobyt w kaplicy akademickiej przy Centrum Kultury Prawosławnej na warszawskiej Pradze, gdzie mogłam podziwiać wspaniałe freski zdobiącej jej ściany. Rozpisuje ją znany polski inkonograf pan Grzegorz Zinkiewicz.
Widzieć mistrza przy pracy - bezcenne.


Co do reszty urody świata... Zanim nastaną zszarzałe, późnojesienne dni nacieszmy się złotem radosnych, rozsłonecznionych chwil:





A na koniec pochwycone przeze mnie halo - zjawisko dość rzadkie i trwające krótko, ale niewątpliwie zasługujące na dostrzeżenie. Jest jak uśmiech słońca :)


Życzę Ci ciepła w sercu :)
B

wtorek, 27 października 2015

Ocalić serce

Dzisiaj mało słów, wiele obrazów. Bo czasem one mówią lepiej.
Radość jaką przynosi piękno jest tym, czego nam bardzo trzeba. Uśmiechnięte na widok urody świata oczy sprawiają, iż serce też się uśmiecha.
Ogromnie zależy mi na Twoim uśmiechniętym sercu, więc dzielę się z Tobą pięknem zasypanych liśćmi warszawskich Łazienek.
Zostaw na chwilę wszystko, proszę, i wybierz się ze mną na niedługi spacer. Posłuchaj... liście szemrzą i szeleszczą snując opowieści, bajania i marzenia :)














A na koniec piękne, niezwykłe słowa, które przekazała mi moja mistrzyni ikonopisania. Chcę się nimi podzielić, bo uważam, iż brzmią głęboko humanistycznie:
"Rytm Bożego Prawa jest dostosowany do rytmu naszego serca. To dlatego Bóg stał się człowiekiem, byśmy w każdej sytuacji potrafili ocalić serce. Tu działa zasada, o której nie można zapomnieć: Kto niszczy drugiego, niszczy siebie; kto ratuje drugiego podnosi siebie."



środa, 21 października 2015

Moje spotkania niecodzienności

Kiedy tu zaglądam, by o czymś opowiedzieć, nie chcę darować Ci części mojej codzienności, chociaż jej nie lekceważę i lubię. Zawsze jednak szukam sposobu, by obdarzyć Cię kroplą piękna.
Codzienność każdy z nas ma własną i nie mam nic przeciwko temu, by z czyjąś się zapoznać :) Jednak moja jest mi tak znana, że dla mnie mało ciekawa.
Piękno zaś jest poukrywanymi w niej okruchami, które nadają jej smak, zapach i barwę. Dlatego lubię się przy nich zatrzymać.


Dzisiaj także mam dla Ciebie taką chwilę - kilka słów pięknie ze sobą połączonych przez irlandzkiego poetę. Jednak zanim je zacytuję pragnę wspomnieć o pewnym zdarzeniu.
Skojarzenie z nim nasunęło mi się, gdy szukałam fotografii do dzisiejszego wpisu. Bo przypomniałam sobie, że w poniedziałkowe słoneczne popołudnie zamiast pstrykać fotkę za fotką uwieczniając śliczną jesień (o czym nieustannie myślałam patrząc na złote liście pod nogami) targałam przez pół miasta sztalugę, którą właśnie nabyłam.
Ale dzięki temu nabytkowi zdarzyło mi się ciekawe spotkanie.
Weszłam z tym niezbyt ciężkim, ale trochę nieporęcznym pakunkiem do tramwaju i usiłowałam umieścić go tak, by jak najmniej przeszkadzał. Pojazd szarpał, mną także, więc w końcu dałam spokój i oparłam sztalugę byle jak o ścianę.
Wtedy usłyszałam: "Ja pomogę". Spojrzałam - podszedł do mnie dość młody mężczyzna z rodzaju tych, których ciemnym wieczorem raczej omija się z daleka. Jednak miał ciepłe, uśmiechnięte oczy.
Złapał sztalugę i jakoś tak szast-prast umieścił ją na specjalnej półce na bagaże. A potem na moje osłupiałe spojrzenie usłyszałam, że "To zwykła fizyka" i pytanie czy poradzę sobie z wyjęciem jej stamtąd. Przytaknęłam, podziękowałam, otrzymałam kolejne ciepłe spojrzenie i jeszcze cieplejszy uśmiech, a potem każde z nas zajęło się sobą.
Czytałam książkę, ale kątem oka rejestrowałam obecność tego mężczyzny. I teraz po kolei: najpierw ustąpił swojego miejsca jakiemuś panu, by ten mógł usiąść obok swojej żony, potem na przystanku przytrzymał drzwi tramwaju, by nie mógł ruszyć i dzięki temu zdążyła wsiąść do niego starsza pani, następnie na kolejnym otworzył drzwi trójce młodych ludzi, którzy dzięki temu także zdążyli wpaść do środka.
A na koniec jeszcze raz mnie zapytał, czy uda mi się wydłubać sztalugę z miejsca, w którym ją umieścił. Zapewniłam, że tak. "Bo ja zaraz wychodzę" oznajmił, no to jeszcze raz mu podziękowałam i na najbliższym przystanku patrzyłam jak idzie chodnikiem naciągając po drodze kaptur kurtki, bo trochę wiało.
Zwykły człowiek z sercem na dłoni.
Jaką otuchą napełniają takie zdarzenia :)



A teraz już obiecany wiersz, który spotkałam (jak zawsze, gdy chodzi o poezję) zupełnie przypadkiem, a który zauroczył mnie zawartą w nim spokojną nadzieją.

Derek Mahon „Liście”
Więźniowie nieskończonego wyboru
Wybudowali sobie dom
W polu pod lasem
I żyją w pokoju.
Jest jesień, i martwe liście
W drodze do rzeki
Pukają do okien jak ptaki
Lub odbijają się na drodze.
Jest gdzieś przyszłe życie
Martwych liści,
Stadion wypełniony wiecznym
Szelestem i poszeptem.
Gdzieś w niebie
Straconych przyszłości
Te życia, które mogliśmy przeżyć
Znalazły swe własne spełnienie.
(tłum. Piotr Sommer)


(Tekst cytuję za: kratery.com)

Mam nadzieję, że ta kropla piękna, którą Ci podarowałam zapadła w Twoje serce razem z chwilą naszego tu spotkania. Niech zostanie tam razem z moim dla Ciebie uśmiechem :)
Kiedy nie da się inaczej, czasem to tak wiele, chociaż to tylko tyle.
B

poniedziałek, 12 października 2015

O cieple, wspomnieniach i skrzydlatym sercu


Ochłodziło się.
W moim domu, jak co roku o tej porze, wieczorami palą się pachnące świeczki. Jakoś nas ciągnie do żywego płomienia, który chociaż za bardzo nie ociepla, to i tak niesie otuchę, ogrzewa serca.
I tyle romantyzmu na dzisiaj, bo ogarnęła mnie totalna proza życia, czyli szał porządków, do których chłód na zewnątrz zapędza mnie skuteczniej niż jakikolwiek czas przedświąteczny.
Mój zapał nie ominął też bloga, któremu jakiś czas temu zmieniłam nieco oblicze, a przy okazji zajrzałam tu i tam, co przerodziło się w lekko sentymentalną podróż po przeszłości. Trochę w biegu co prawda, na szybko, ale i tak budzą się refleksje.
Bo widać wyraźnie, że z upływem czasu coś się pozamykało, pokończyło - jakieś znajomości okazały się nietrwałe (nie mam o to do nikogo pretensji - życie), jakieś słowa nie wytrzymały próby czasu, jakieś dawne widzenie czegoś, kogoś poddane zostało weryfikacji.
Zastanawiam się czy tak musi być? I czy można tego uniknąć?
Chyba musi i chyba nie można.


Sądzę, iż czas zamykania jest tak samo istotny jak otwieranie. Myślę, że trzeba umieć zrobić to z klasą i szacunkiem i dla siebie (i swoich dawnych wyborów), i dla innych. W przeciwnym razie wszystko wygląda po prostu smutno.
Spotkałam w swoim życiu tylu ludzi. Z wieloma z nich nie mam już kontaktu. Tak wyszło.
Jednak dar spotkania, a raczej jego owoce - bogactwo innego ludzkiego serca, jego piękno - pozostało we mnie w zakamarkach mojego serca. To bezcenne, tego mi nikt nie odbierze, to nadal mnie cieszy, nadal istnieje, tylko inaczej niż kiedyś.
Swoją drogą - to, co prawdziwe między ludźmi, mocne i tak przetrwa. Pomimo i ponad - czasem, odległością i stosem nieporozumień.
A co do serc... Dowiedziałam się właśnie, że na pewno mają skrzydła ;))) Bo jedno do mnie niedawno przyleciało pokonując sześć i pół godziny jazdy pociągiem.
A może raczej to ciepło, życzliwość i dobro lata wysłane przez serca z misją przypomnienia o sobie?
Jak słychać, cała jestem w uśmiechach z powodu tego lotu serca i paczuszki z miękką zawartością (piękną, och jak piękną!) w środku, która przyleciała korzystając z jego skrzydeł - dziękuję Holly (worldbyholly.blogspot.com) raz jeszcze :)
Dla Ciebie kochana z wdzięcznością, a dla siebie i innych, by ociepliła nam serca i jednak pozostawiła ślad romantyzmu mimo prozy życia - chwila muzyki:


Utwór znany, ale przecież dlatego, że tak urzekający. Nie mogłam się oprzeć jego urodzie.
Dobrych, ciepłych (pomimo jesiennego chłodu) dni :)
B