piątek, 30 sierpnia 2013

Tak mało, za wiele



Dzisiaj będzie romantycznie, bo usłyszałam piękną piosenkę. Lubię słuchać Niemena. Lubię pasję z jaką śpiewał. Jakby za każdym razem wyszarpywał z siebie serce. Robi wrażenie. Asnyk też. I wyszedł im duet jak czarna dziura w kosmosie - pochłaniający. Muzyki Wam nie zaprezentuję, ale chociaż słowa. Bo myślę, że warto, by zabrzmiały. Są mocne i słodkie zarazem.

Sonet

Jednego serca! tak mało, tak mało
Jednego serca trzeba mi na ziemi,
Coby przy mojem miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.

Jednych ust trzeba, skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdzie bym patrzał śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.

Jednego serca i rąk białych dwoje,
Coby mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,

Który mnie niesie w objęciach do nieba...
Jednego serca! Tak mało mi trzeba.
A jednak widzę, że żądam za wiele!
(Adam Asnyk)


Piękne i prawdziwe. Pragnienie miłości - powszechne tęskne wołanie. Czasem spełnione. Bywa, że nie.
Myślę, że jednak bez względu na to, czy jest tak czy tak, samo wołanie mówi o naszym człowieczeństwie - pięknym, bardzo ludzkim wymiarze, bez którego nie jesteśmy w pełni sobą.
Chcemy tego dopełnienia siebie drugim - sercem i ciałem. Zresztą, po co to mówię? Każdy z nas to wie. Źle jest człowiekowi być bez tego dopełnienia, więc woła. A żądanie tego to ani "tak mało" ani "za wiele". To w sam raz.


Basia

wtorek, 27 sierpnia 2013

Ciepło


Mimo kolczastych  kulek na kasztanowcach, które są widomym znakiem nadciągającej jesieni, lato nadal trwa. Nie poddaje się. Szłam niedawno, czując na sobie ciągle jeszcze gorące dotknięcia słońca. Jakby po mojej twarzy przebiegały szybkie muśnięcia czułych palców w delikatnej pieszczocie - słoneczne pocałunki :)
Nie po raz pierwszy przyszło mi do głowy, że pragnienie ciepła, które drzemie w każdym z nas, jest czymś tak dla nas naturalnym jak oddychanie. Bez ciepła marniejemy. Chłód nas przytłacza. Zmusza do zamknięcia a czasem do ucieczki. A to daje do myślenia. Bo nie ucieka się przed tym, co przyjemne, znane i oswojone. Przed tym, co moje i co dobre dla mnie. I czego chcę.


Lubimy ciepło. To dosłowne, gdy przyroda jest łaskawa i obdarza nim szczodrze. I to w ludziach. Może to drugie nawet bardziej. Bo, gdy robi się chłodno, gdy nadciąga jesień czy zima, mamy na to sposoby - dodatkowe warstwy ubrania, gorąca herbata, gruby pled, którym można się otulić. A co robić, gdy brak obok ciepłego serca?
Szukamy go więc wytrwale, zaglądając innym w oczy. To nigdy nie zawodzi. Ciepłe oczy to na pewno ciepłe serce. Wiem o czym mówię, bo znam takich ludzi. Przy czym "ciepłe" nie oznacza "wesołe", chociaż radość w czyichś oczach też jest miła w odbiorze. Ciepło to ciepło. To życzliwość wobec i zrozumienie dla. To delikatność i dobroć. To wrażliwość i głębia uczuć. To patrzenie, które nie niszczy. Otulenie sobą. Pieszczota spojrzenia. Czułość.
Ciepło przyciąga jak magnes. Jest nieodparte. I zaraźliwe. Budzi sobą... siebie w innych. I świat jaśnieje :)
Basia

niedziela, 25 sierpnia 2013

Bogactwo serca

Kilka dni temu od samego rana chłodny wiatr walczył z ciepłymi promieniami słońca. Za wszelką cenę chciał je przegnać i robił, co mógł, by to osiągnąć. Straszył je zwałami ciężkich ciemnych chmur, które nadciągały szybko, zasnuwając sobą niebo. A jak uparte słońce przedzierało się przez nie i radośnie łypało na ziemię, to wiatr niósł drobne krople deszczu, sypiąc nimi znienacka, niespodziewanie. I tak to trwało na zmianę aż do wieczora.
Jakie to ludzkie, prawda? Jest w nas tyle emocji. Różnych. W każdym z nas bez wyjątku. Tworzą sobą krajobrazy naszych osobowości. Są tym, czym przyprawy dla potraw - bez nich bylibyśmy tacy mdli i bezbarwni. Bez nich nie bylibyśmy kompletni, pełni. Nie tak piękni.
Czasem kołyszą nami wzburzone. Gnają wściekle, gwałtowne i mocne. Są jak fale morza. Pochłaniają sobą miejsce, które atakują. Domagają się usłyszenia a może i... uciszenia.


A czasami, równie silne, ogarniają sobą, zalewając oceanem czułości i ciepła. Jak gorące promienie słońca, które muskają nieodpartą pieszczotą.


I nie da się inaczej. Bo bez względu na rodzaj emocji, mówią one zawsze o życiu, które trwa. Umarłe serce nie woła, nie odpowiada.
Uczucia są bogactwem naszych serc. Zmuszane przez rozsądek do milczenia, duszą się i dławią w ciszy. Nie po to są. Bo serce nie ma innej możliwości, by mówić.
Lubię słyszeć serce. Lubię słuchać serca. Swojego także :)
Basia

czwartek, 22 sierpnia 2013

Źródło

Na zdjęciu powyżej widać... strumień. Wiem, że nie wygląda. Wysechł. Zasilany jest bowiem z deszczu, więc gdy ten nie pada odpowiednio długo strumień na powierzchni traci życie - nie ma go.

A to potok w Dolinie Olczyskiej w Tatrach. Tworzy go źródło, które wyrzuca z siebie gigantyczne ilości wody - kilkaset litrów na sekundę. Ten strumień nigdy nie wysycha.

Całe życie jest w nas. W głębi. Próżno go szukać gdzieś poza sobą, na zewnątrz. A jednak wypatrujemy i oczekujemy. Szczęścia, które ma nam ktoś dać. Pięknego życia, które gdzieś tam powinno na nas czekać. I tak wielu rzeczy, które ktoś, coś nam "załatwi". Ludzkie.
A tymczasem wszystko jest w głębi nas. Wystarczy odważnie poszukać. Dać wiarę temu, że jestem kompletny, że niczego we mnie nie brakuje.

A to staw w Tatrach (przy podejściu na Kasprowy Wierch od strony Hali Gąsienicowej). Jeszcze całkiem niedawno nie było go tam. Powstał z wydobywających się z głębi wód, które zapragnęły ujrzeć świat, więc przedarły się na powierzchnię i utworzyły piękne miejsce.

Pragnienie jest siłą. Może sprawić, że powstanie coś, czego wcześniej nie było. Może być dobre.
Głębia, która jest w każdym z nas zasila sobą nasze życie. Czyni je jakimś. Od nas zależy - jakim.
Basia

wtorek, 20 sierpnia 2013

Czekanie


Wczoraj zapachniało mi jesienią. W ogrodzie, obok którego przechodziłam, leżał gruby dywan zeschłych już liści. Poruszane lekkim wiatrem cicho szemrały a nagrzane od słońca wydzielały woń, przywodzącą na myśl ciepłe wrześniowe wieczory. Zapach stał się zapowiedzią. Jak herold, który ogłasza przyjazd kogoś, na kogo się czeka, by to czekanie stało się znośniejsze. Powiało nostalgią przemijania. Bo tak nam się kojarzy jesień. Nawet na ludzką starość mówi się "jesień życia". A przecież to piękny czas. I jesień i starość. Czas owocowania, czyli uzewnętrzniania, ujawnienia tego, na co się długie miesiące lub lata pracowało. Przecież w końcu musi nadejść taki moment, gdy można sięgnąć i zerwać dojrzały, ciężki od soków owoc. I tylko wtedy jest on w stanie zachwycić. Tylko wówczas smakuje.


Na tak wiele rzeczy i spraw trzeba poczekać, by dojrzały. W spokoju i cierpliwie poczekać. Nigdy tego nie umiałam. Z czekaniem zawsze miałam problem, ale... w końcu doczekałam się :) tego, że potrafię czekać. Nie oczekiwać. Czekać. Bo oczekiwanie, to spodziewanie się. Czegoś, co będzie jakieś. Oczekiwanie jest jak żądanie. A czekanie, to wypatrywanie, kiedy w końcu coś się pojawi, ale bez nakreślonego wyobraźnią obrazu tego wyczekanego. Jest pytaniem, skierowanym do przyszłości. "Czekanie jest zawsze drogą. Prowadzi do czegoś albo kogoś." napisałam w powstającej właśnie mojej nowej książce. Drogą, która ściele się przed nami, która po prostu jest. Czekanie, to otwarte ramiona i gotowość na uśmiech powitania. To cicha, nieustanna radość, która wyrywa się niecierpliwie, by w końcu się spełnić. To uciszenie i wsłuchanie.
Czekanie jest dobre. I potrzebne. Uczy patrzeć poza siebie, bo oczy, gubiące się w dali, nie mają czasu zajmować się wpatrywaniem się w siebie.
Czekanie jest pełne nadziei :) Warto czekać. Wyczekane umie zaskoczyć swoim smakiem.
Basia

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Podarunki


Z pobytu w górach można przywieźć różne rzeczy. A to ciupagę, z którą potem nie wiadomo co zrobić (u mnie zalega od lat w stojącym w rogu korytarza wazonie i "robi" za kwiatek). A to poduchę - owieczkę z obowiązkowym napisem na puchatym brzuszku: "Zakopane" (zalega u córci w jej pokoju). Można też przytargać czarny góralski kapelusz z otokiem z muszelek (ciągle nie posiadam, ale... wszystko przede mną :)). Albo rzutem na taśmę kupić w drodze powrotnej błam barani, którym kuszą stragany przy zakopiance (nie mam i jakoś rzeczonego nie pragnę). Lub skórzane kapcie z puchatą wyściółką albo bez (nie nabyłam, ale posiadam za to przywiezione kiedyś stamtąd skórzane rękawiczki, więc... zaliczone?). A! I jeszcze coś wydzierganego z owczej wełny - sweter, kamizelkę czy choćby czapkę na zimę ("gryzie" toto zazwyczaj jak bardziej lub mniej wściekły wilk, więc jakoś nie umiem się przemóc, by go poskromić).


Można też przywieźć wspomnienia i album zdjęć - chwil zatrzymanych na zawsze, by chociaż w ten sposób nie umykały ulotne. I pamięć zachowanego w sercu piękna, którym uraczyła nas szczodra natura. I ciszę, która gdzieś tam, wysoko, na którymś szczycie, razem ze słońcem i wiatrem, swobodnie hulającymi w pustce, otacza sobą, przynosząc ukojenie. Nieoczekiwana. Bezgraniczna. Bezcenna. Można ją zabrać i nosić w sobie i mieć. I jeszcze poczucie bycia częścią całości i swojego miejsca, sobie w niej przynależnego.
Takie oto skarby można przywieźć z gór. A potem spróbować dzielić się nimi z innymi, bo przecież zostały otrzymane za darmo. Nie muszą być przy tym ozdobione obowiązkowym napisem. Nie "gryzą", nawet mimochodem. Mają za to grubą wyściółkę ciepła. I są po to, by zalegać. W sercach :)
Basia

piątek, 16 sierpnia 2013

Oczarowania


Lubię piękno. W każdej postaci. Wszędzie. Gdziekolwiek. Lepiej mi z nim wokół niż bez niego. Wolę je niż zwykłość. Bo czyni z nami coś takiego, co mi się bardzo podoba. Ludzie oczarowani pięknem stają się lepsi. Wyciszają się. Uspokajają. Piękno nam służy.
Niedawno niosłam bukiet złożony z trzech łososiowych mieczyków. Kupiłam je w pobliskiej kwiaciarni, ale do domu był jednak kawałek. A kwiaty są duże, więc te trzy gałązki ważyły niemało. Dźwigałam je tak przez ulicę a wszyscy, dosłownie wszyscy, mijani przeze mnie ludzie popatrywali na nie i widziałam jak zmienia im się wyraz twarzy. Wszystkie łagodniały.
Podobną rzecz obserwuję w operze. W czasie przerwy można zobaczyć złagodzone rysy twarzy mijanych na korytarzu ludzi. I sporo uśmiechów. I jakąś taką elegancję w sposobie poruszania się. Jakby wszyscy się dostosowywali do piękna, które zaraziło ich sobą. Przemieniamy się w kontakcie z nim.


Pewnie znacie to z własnego doświadczenia. Przypomnijcie sobie spotkanie z jakimś człowiekiem, przy którym coś takiego się z Wami stało. Jestem pewna, że miał piękną duszę. Bo piękno nie musi zaraz dawać po oczach, by przemieniać. Czasem promieniuje niedostrzegalnie z czyjegoś serca. Znam takich ludzi. Budzą we mnie odruchowy uśmiech. Zanim jestem w stanie to skontrolować. A potem wszystko jest takie łatwe. Rozmowa płynie swobodnie. Chwile milczenia nie są przeszkodą do pokonania, ale naturalnym przerywnikiem potoku słów. Oczy nie mogą się od siebie oderwać, bo dobrze im patrzeć w siebie. A temu wszystkiemu towarzyszy spokój. I łagodność. Znacie kogoś takiego? Na pewno. Bo piękno naprawdę istnieje. W ludziach i wokół nich. Wokół nas. Trzeba tylko chcieć je zobaczyć.


Takie ludzkie to nasze pragnienie piękna. Spaja ludzi, żyjących w oddaleniu stuleci od siebie. Zachowane obrazy, rzeźby, freski. Przechowana na pięcioliniach muzyka. Słowa, które aż dławią swoim urokiem. Wszystko to od człowieka dla drugiego. Tylko po to, by istniało piękno. Tylko po to. Wspaniały powód, czyż nie?


Basia

P.s.
Pierwsze zdjęcie zrobił mój syn i zgodził się, bym zamieściła je na blogu - dzięki Seb! Reszta zdjęć jest mojego autorstwa (tak jak zawsze :)) Oboje wytrwale tropimy piękno :)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Powroty i początki

Zdjęcie: Seb Smal

Moje wakacje się skończyły. Przywiozłam z nich w sobie cały bagaż różności. I jak zawsze, trochę nie pozwala mi on wrócić na dobre. Wspomnienia są tak jeszcze świeże no i jak zwykle kawałek mojego serca został tam. Dlatego powroty nie są łatwe. Zawsze się coś za sobą zostawia, jakby się porzucało. I zawsze w związku z tym trzeba po powrocie trochę zaczynać na nowo. Powroty tworzą początki.
Czas miniony, który jakiś przecież był, wpływa na teraźniejszy. Wracam więc trochę inna niż wyjeżdżałam. I zaczynam z tym, co się we mnie wbudowało. Postrzegam to zawsze jako szansę. Okazję do zaistnienia czegoś troszkę chociaż po nowemu. Bo tkwić ciągle w tym samym to nie postępować, nie rozwijać się. Czas oderwania się od codzienności daje okazję przez swoje oderwanie do widzenia na nowo a potem - po powrocie do zachowania tego widzenia w sobie. Lubię przejrzeć. Lubię stan, gdy oczy mi się przecierają i znów widzę bez zatartych konturów, które tak łatwo i szybko zaciera nam zabiegana codzienność. Wakacje - długa niedziela to dobry czas, bo daje szansę na przetarcie oczu. A to, co dobre albo od dobra pochodzi zawsze przetrwa. Na co innego szkoda sił i czasu. Dobro szybko też owocuje. Tym nowym, które jak się chwilę nad sobą zatrzymamy możemy dostrzec w sobie po powrocie. I jest początek :)
Tak to właśnie wygląda całe nasze życie - powroty i początki. Ważne, by się przed tym nie bronić. Ważne, by pozwolić sobie... znów zacząć :)
Basia

sobota, 10 sierpnia 2013

Wzbogacenie

Kiedyś w jakimś filmie usłyszałam słowa, które zapadły mi w pamięć a których sens jest taki: nie zawsze wszystko musi się skończyć sukcesem, czasem jest po to, by nas czegoś nauczyć. Dość powszechnym patrzeniem na rzeczywistość jest takie, że gdy coś się w życiu dzieje to uważamy, że to będzie się toczyć przewidywanym trybem. Czyli mamy taką postawę - skoro "a", to na pewno "b". Logika. Niegłupie, rzecz jasna, ale jak się okazuje życie jest bogatsze od logiki. Mnie już dawno tego nauczyło. Myślę, że zobaczyć jego bogactwo i różnorodność to już coś. A przyjąć je i pozwolić, by wbudowało się we mnie i w efekcie bym dzięki temu sam stał się bogatszy, to już wyższa szkoła jazdy. Podoba mi się takie patrzenie na wszystko co mnie w moim życiu spotyka jako na coś, co może mnie uczynić pełniejszym. To jest, moim zdaniem, ciekawym podejściem do siebie samego. Jakiś czas temu w jednym z moich postów napisałam, że każdy człowiek jest jak dom. W trakcie życia ten dom jest nieustannie w przebudowie a jego wnętrze poddane ciągłej aranżacji i to właśnie czyni go coraz bardziej interesującym, coraz ciekawszym, pełnym różnych cudów i skarbów, które do niego znosimy, a które go ozdabiają i czynią coraz piękniejszym. Wszystko więc, co mnie spotyka może być dla mnie szansą na to, by być lepszym człowiekiem a na pewno by być pełniejszym, czyli wypełnionym, bez pustych miejsc. To wszystko, co mnie "dopadło" ma więc znaczenie bez względu na to czy skończyło się zgodnie z pierwotnymi oczekiwaniami czy nie. Sądzę, że dobrze jest widzieć to w ten sposób. Wspaniale jest ocalić to wszystko przed złymi emocjami. I wspaniale zachować jako bogactwo w sobie. Bo nie widzę powodu, by tego nie robić, skoro mogę potraktować każdą sprawę jak chcę. A chcę traktować ciepło, z życzliwością, sympatią, bo wolę mieć w sobie dobre emocje niż cokolwiek innego, bo chcę być pięknym człowiekiem a nie jakąś żałosną kreaturą, bo pragnę pokoju we mnie i pomiędzy mną i innymi. I w ten oto sposób noszę w sobie wiele spraw minionych, wielu ludzi, wiele emocji. I wiem, że bez tego nie byłoby mnie takiej, jaką jestem :)
Basia

czwartek, 8 sierpnia 2013

Lekcja (prze)życia

Mówi się, że góry uczą pokory. Samo życie uczy pokory. Ale góry też. W prosty sposób można się tam dowiedzieć, że należy "mierzyć siły na zamiary" albo jak niewiele trzeba, by przestać istnieć bez względu na to co i ile się posiada i jak ważne role pełni się w życiu. Do tego dorzucę jeszcze jedną refleksję. Kiedy znajduję się na jakimś szczycie, to zawsze wiem na pewno jedno - do nieba jest z niego tak samo daleko jak z jakiegokolwiek innego miejsca. Nie da się stamtąd tego nieba sięgnąć, chociaż jest się ileś setek czy tysięcy metrów wyżej niż zazwyczaj. Można tylko sobie tam w górę popatrzeć. Jak zawsze. Może i nawet tęsknie, ale to i tak nic nie zmienia. I chociaż niektórzy mieli pomysły, by do niego jechać windą albo twierdzili, że wiodą tam jakieś schody, to mówiąc to żyli tu - na ziemi. Jak my wszyscy. A na szczycie góry czy idąc granią bardzo mocno się to czuje. Ziemia jest tam wyjątkowo upragnionym oparciem. Bo jak się idzie wąską ścieżyną, "przytuloną" z jednej strony do wysokiej skały a z drugiej ma się pustkę i to w dodatku taką najbardziej pustą z pustych, bo gdzie nie spojrzeć tam ona (w górę, w dół i w bok też), to się jest wdzięcznym za tę ścieżynę przeogromnie - za ziemię pod stopami (które w dodatku obute w wielkie górskie buciory sprawiają wrażenie zbyt dużych, by się zmieściły na tej niewielkiej przestrzeni). Wniosek nasuwa się sam - dopiero jak porządnie strzeli po oczach, że tu jest ziemia a nie niebo, to się zaczyna cenić to, co się ma. Nie tylko ten kawałek ścieżyny, który zajmują górskie buciory, ale też głowę na karku, gorące, piękne serce, umiejętność szybkiego czytania i niesienia ukojenia, gdy komuś źle oraz jeszcze parę innych rzeczy. Tych zresztą najważniejszych - swoje istnienie i istnienie tych, dla których to gorące serce bije :)
Z ciepłymi myślami o Was i równie ciepłymi pozdrowieniami nadal jeszcze z moich ukochanych gór :)
Basia

niedziela, 4 sierpnia 2013

Nie ma rzeczy niemożliwych

Upał. Wszystko dyszy. Wszystkiego za mało (zimnego picia, chłodnego powiewu, cienia) albo za dużo (słońca, słońca, słońca). Skrajność. Nic pośrodku. Męczy. Ludzie rozdrażnieni. Powszechne jest więc marudzenie i narzekanie. A ja w środku tego wszystkiego zastanawiam się czemu nam życia nie szkoda na coś, co niewarte jest nawet chwili zastanowienia. Nie mówię, by w upał nie dyszeć, bo się nie da, ale można dysząc nie warczeć, nie gryźć i nie wyżywać się. I tyle. I już ani słowa na ten temat, bo nie mam zamiaru... narzekać :) Tylko jeszcze chwilę porozmyślam o tym jak i na co się patrzy a jak można, bo warto. Najpierw zdjęcie:
A na nim mała uparta roślinka. Wczepiła się korzeniami w jakąś szczelinę między kamieniami, gdzie podsypało trochę ziemi i... trwa. Kwitnie ślicznie. Oczy cieszy. I serce raduje, bo nie tylko jest, a może raczej była, pełna nadziei, ale też nie przejmuje się przeciwnościami. Robi swoje, czyli rośnie radośnie. Pomimo. Gdzie my to gubimy? A może powinnam raczej zapytać: skąd to wziąć? Jak nie komplikować spraw, które nie muszą być skomplikowane bardziej niż są? Jak się cieszyć tym, co przecież jest, bo mogło tego w ogóle nie być? Jak nie oczekiwać, by było inaczej skoro się nie da inaczej? Jak żyć radością z tego, co jest tu i teraz a nie co mogło być albo może będzie mogło? Jak nie czekać na coś, czego się pragnie a dawać nie patrząc na to jak dużo i czy tyle samo? Jak być pogodnym człowiekiem pomimo twardego życia? Jak pozwolić zakwitnąć czemuś, co czeka i czeka, by w końcu...?
Jak? Och, to proste - gdy się chce wszystko jest możliwe. Gdy się chce...
Basia

sobota, 3 sierpnia 2013

Nieustająca tęsknota

Byłam dzisiaj w pięknym miejscu. Każdego roku tam zaglądam. To Sanktuarium na Wiktorówkach. Miejsce niezwykłe. Położone 1200 m n.p.m. Pełne ciszy. Pełne pokoju.
Stamtąd powędrowałam na Rusinową Polanę, skąd roztacza się widok na Tatry Wysokie, także te po stronie Słowackiej.
Potem Gęsia Szyja i Dolina Suchej Wody. W tym roku naprawdę "suchej", bo strumień miejscami zupełnie wysechł i most nie był potrzebny, by przejść na drugą stronę.
Trasa niewymagająca, ale dość długa. I naprawdę piękna. Cieszę się, że nią przeszłam.
A teraz... Jest wieczór. Przez otwarte okno słyszę tęskne góralskie śpiewy, dobiegające gdzieś z pobliskiego domu. Za mną kolejny wakacyjny, gorący dzień. A ja, pisząc, dzielę się nim z Wami, by nasze serca były choć przez chwilę trochę bliżej siebie :) Bo jak jestem w swoim domu to tęsknię za górami a kiedy już tu jestem, to czasem dopada mnie tęsknota za tamtym moim życiem i ludźmi, którzy gdzieś tam są :)
Pozdrawiam ciepło :)
Basia

piątek, 2 sierpnia 2013

Rowerowy zawrót głowy, czyli Tour de Pologne w Zakopanem

"Jak się bawi - tak się bawi - Zakopane!!!" rozbrzmiewało pod skocznią, gdzie zorganizowano metę wczorajszego etapu wyścigu Tour de Pologne. No i się bawiło. Hucznie. Aż echo niosło (Giewont udawał więc, że... śpi :))

A wszystko zaczynało się od oczekiwania na trasie

Potem pojawiali się "ci wspaniali mężczyźni na swoich wspaniałych maszynach"

A następnie kolumna samochodów z wymagającymi dyrektorami sportowymi i czujnymi mechanikami

I w końcu... są!

Kilka sekund i... po wszystkim

Całe szczęście, że w Zakopanem robili jeszcze dwie rundy, więc złapałam ich też w innym miejscu

Złapałam też Tour od kuchni, a raczej od... pralni, czyli prozę życia kolarstwa, bo się zaplątałam między zaparkowane autokary drużyn

O czym wszystkim uprzejmie donoszę :), bo... ja tam byłam... i zamiast reszty bajkowej rymowanki, która do mnie nie pasuje zamieszczam zdjęcie jako dowód :)
Basia