niedziela, 27 kwietnia 2014

Bajki o dwóch sercach trwanie

Napisałam kiedyś "Bajkę o dwóch sercach" a potem "Bajki o dwóch sercach ciąg dalszy".
Ten "... ciąg dalszy" smutno się kończył, a ja bardzo nie lubię i smutku i końców, więc postanowiłam napisać kontynuację. 
I tak oto powstała bajka dla wszystkich serc. Tych szczęśliwych i tych mniej. Skołatanych i pełnych spokoju. Świeżo zauroczonych i trwających w zachwyceniu od dawna albo bardzo dawna. I dla pozostałych, bez względu na to, jakie są.
Niech przyniesie Wam radość i da nadzieję :)



Przyszedł czas i serce z tęsknoty za drugim rozpadło się na tysiące maleńkich kawałków. Bolało. Każdy kawałek był obolały i każdy... nadal tęsknił.
Spragnione bliskości podjęło więc decyzję. Nie mogło już dłużej czekać. Musiało działać. Wzięło się w garść i pozbierało. A potem postanowiło iść za swoim głosem i poszukać drogi do tego drugiego.
"Gdzie jesteś?" szeptało cichutko, żeby nie spłoszyć tego, czego spłoszyć nie chciało.
"Mamy przecież tylko chwilę życia, krótką i ulotną jak westchnienie, nie pora na zabawę w chowanego" przekonywało pustkę wokół.
Zaglądało w każdy kąt, wypatrywało oczy i tłukło się niespokojnie po bezdrożach. I ciągle nie traciło nadziei, bo chroniło ją w najdalszym zakątku siebie, więc to dzięki niej wreszcie dostrzegło to drugie. Już z daleka zobaczyło, że tamto śpi zamknięte na taką ilość zamków i kłódek, że ledwo je było zza nich widać.
Niezrażone podeszło bliżej: "Kochanie, no... no już..." szeptało, żeby nie pozwolić sobie na niepokój.
"Puk, puk" mruczało uparcie, popatrując spod rzęs w kierunku zamkniętego na głucho serca.
"Obudź się" prosiło cierpliwie. Bez skutku.
Serce posmutniało rozczarowane. Na nowo obolałe przysiadło w pobliżu i czekało. Trwało to jakiś czas, aż wreszcie nadzieja nie wytrzymała: "Żeby otworzyć serce, trzeba zamknąć oczy. Jak przy pocałunku" wyszeptała. No to powoli zamknęło oczy.
Świat zniknął. Znane aż za dobrze i wyuczone na pamięć obrazy przestały istnieć, przestały szemrać gdzieś w tle uciszone jak odłączone od zasilania i przestały wskazywać drogę.
Serce nareszcie spojrzało całym sobą - to drugie było tuż obok, bez zamków i kłódek, ciepłe, żywe, bliskie, chociaż trochę drżące od pamięci chłodu.
I wtedy serce poczuło - mocno, głęboko, do dna. Zapadało w miłość drugiego jak w miękki puch, jak w ciepłe morze, roztapiało się, znikało... Wiedziało, nareszcie wiedziało na pewno - za każdym razem, gdy spojrzy sobą - odnajdzie.
Basia

czwartek, 24 kwietnia 2014

W środku serca. Odcinek 2


W moim sercu na półce w kącie odgrodzonym od całej reszty zasłoną, ale do którego docierają słoneczne promienie wygrzewa się duże pudełko. Lubię na nie patrzeć, bo jest piękne.
Czasem zaglądam tam bez wyraźnego powodu, tylko po to, by popatrzeć i upewnić się, że jest. Nie wątpię, że istnieje, nie, ale... i tak zaglądam.
Może właśnie potrzeba mi tego patrzenia i to jest najlepszy z możliwych powód.
Pudełko nie jest puste. Może kiedyś było, ale już nie pamiętam. Dokąd sięgam wspomnieniami zawsze coś tam było. A jeśli jeszcze nie domyślasz się co, to powiem wprost - wkładam tam okruchy ludzkich serc, którymi mnie obdarzyli.
Dzisiaj zajrzymy tam razem, bo Ci ufam i wiem, że zrobisz to delikatnie i w ciszy, żeby nikogo nie spłoszyć.
Spójrz - ten niezwykły, ogromny, mieniący się wszystkimi barwami tęczy dostałam od kogoś, kto kochał mnie od zawsze i na zawsze. Odkąd sięgam pamięcią w moim życiu była obecna Jego miłość. Nazywał mnie swoją Perełką. Od czasu, gdy odszedł nikt tak do mnie nie mówi i czasem nie mogę doczekać się nieba, by to od Niego usłyszeć.
A to... to jest maleńki, mięciutki i cieplutki okruszek, który mi podarowały niezwykłe oczy małej dziewczynki, gdy spojrzałam w nie po raz pierwszy. Zachowam na wieki.
Ten natomiast otrzymałam wraz z pierwszym uśmiechem pewnego maluszka, który uśmiechnął się o wiele za wcześnie jak na standardy wyznaczone przez "mądre" książki - tym gorzej dla nich, prawda?
Tutaj, w tym kącie zawieruszył się ciemny, kanciasty okruch serca, który dotarł do mnie za pośrednictwem czarnych jak węgiel oczu pewnego poety piszącego dla mnie śliczne rymy wyśpiewywane do wtóru szarpanym strunom gitary.
A to... nie wiem... pewnie z dawnych lat, już nie pamiętam, ale moje serce tak, bo drgnęło jak zawsze, gdy dotyka je miłość. Może to od tego chłopaka z czwartej be? Albo od tego, kto poszedł samotnie daleko i na zawsze, ale kiedyś, wtedy wiedziałam, że mnie widział? A może... może od kogoś innego, kto przez dziesiątki lat pamięta, mimo że ja już nie?
Natomiast o tym ślicznym, kolorowym mogę opowiadać godzinami. To od mojej przyjaciółki. Której? Pewnie każdej. Zobacz - mieni się barwami, bo złożony jest z tysiąca drobnych podarunków i szans jakie od Niej otrzymałam i nadal otrzymuję. Przyjaźń jest pięknym rodzajem miłości.
Poza tym... widzisz? Setki innych. Pełno w tym pudełku.
Jednak są też takie okruchy, które tu wpadły i zamieszkały, a potem, po jakimś czasie... zostały odebrane. O tym nie chcę mówić - za bardzo boli. Widzisz? Zostały po nich puste miejsca - cień wspomnień utrwalony na zawsze. Czasem wypełniają je moje łzy, ale one szybko wysychają, więc miejsca nadal pozostają puste.
Nie chcę być smutna, więc na koniec pokażę Ci jeszcze jeden okruch - surowy jak z szarego granitu. Jest wyjątkowo cenny, bo otrzymałam go niespodziewanie w chwili, gdy straszliwy ból rozsadzał mi serce i myślałam, że jeszcze chwila i pęknie. Ktoś mu na to nie pozwolił - prawie obcy, a tak dobry człowiek.
Od czasu do czasu przegarniam palcami stosy okruchów ludzkich serc ucząc się na pamięć ich kształtów. Wiem, że zostaną ze mną, we mnie na zawsze, chyba że ich właściciele sami mi je odbiorą. Te jednak, które pozostaną dołączą do bogactwa mego serca, dzięki któremu jestem jaka jestem.
Czy okruch Twojego serca jest wśród nich?
Basia

środa, 23 kwietnia 2014

Miłość pełna zrozumienia

9-letni syn mojej przyjaciółki stwierdził, że nie rozumie kobiet, bo kupują tysiące torebek, a noszą zawsze tylko jedną. Słysząc to zerknęłam na śliczną białą szafkę stojącą u mnie w sypialni zapakowaną po brzegi samymi torebkami i doszłam do wniosku, że ja siebie rozumiem jak najbardziej.


Dzień dobry kochani po świętach!
Dobudziliście się już do codzienności?
Pytam, bo wszędzie wokół wszystko się budzi. Lato wiosną robi swoje i natura przyśpiesza do tempa, które oszałamia.
Mnie się budzenie udzieliło i znów zanurzyłam się w świecie fikcji, więc w realu trochę mnie nie ma, ale tak to właśnie wygląda, gdy piszę. Nie zmienię tego w sobie, bo zaprzeczyłabym temu jaka jestem.
A co do pisania... Na stronie www.wydawnictwowam.pl/zapowiedzi ukazała się już informacja o tym, że moja książka pt. "Wędrowiec" pojawi się na rynku w czerwcu. Można tam też zobaczyć jak wygląda okładka i przeczytać kilka słów o treści. Jeśli Cię to interesuje, to zapraszam na stronę, do której link podałam.


Zrozumieć drugiego człowieka jest mi zawsze niełatwo. Tak niewiele wiem o innych, bo albo sama nie mam możliwości, by kogoś lepiej poznać albo mi po prostu ten ktoś na to nie pozwala. Próby rozumienia w ciemno to nic innego jak bezradne miotanie się od jednego domysłu do drugiego.
Jednak i tak podoba mi się w nas wszystkich to, że jesteśmy zagadką i tajemnicą. Bywa, że dla siebie samych też.
Myślę, że zrozumieniu blisko do akceptacji, do tego, by po prostu przyjąć inność tego drugiego bez pytania o powody. A to już zahacza o miłość, czyli otwarcie na człowieka takiego, jaki jest, a nie jaki być powinien dla mojej wygody.
No i mi się porozmyślało przy słońcu pięknego, pogodnego dnia, gdy zrobiłam chwilę przerwy na kawę i wypełzłam ze świata mojej kolejnej książki.
Czy ktoś to rozumie? :)
Basia

czwartek, 17 kwietnia 2014

Na czas wielkanocny



Kochani,
czas świąteczny, który jest przed nami to czas niezwykły, jedyny taki w roku.
Każdy z nas doświadcza go na swój sposób.
Niech więc wypełni Cię tym, czego pragniesz i oczekujesz i co jest Ci potrzebne.
Niech Cię uszczęśliwi, wzbogaci i szczodrze obdarzy swoją siłą i swoim pięknem.

Cząstkę tego piękna pragnę Ci dać już dzisiaj.
"Ave Maria" (Op. 23 No 2) autorstwa Feliksa Mendelssohna nie jest tak znana jak utwór, którego twórcą jest Franz Schubert, ale... to muzyka niebiańska, która dotyka duszy i zostawia na niej ślad swego dotknięcia na zawsze.
Niech Ci przyniesie pokój serca.


Basia

środa, 16 kwietnia 2014

Wspólnie usłyszeć

Dzisiaj chcę Ci podarować ciszę, która jest we mnie.
Poproszę fiołki, by zaniosły ją Tobie, a tylko od Ciebie zależy czy ją przyjmiesz :)
Bo każdy dar staje się nim nie tylko wtedy, gdy jest ofiarowany, ale także wówczas, kiedy zostanie jako taki przyjęty.



Często czyjaś obecność staje się dla mnie darem tylko z powodu swojego bycia zaplątanego w moje w jakiś przedziwny, niepojęty dla mnie sposób.
Najbardziej jednak mnie cieszy, gdy ta obecność jest świadomie podarowana.
"Basi
W betonowej dżungli / pomiędzy tysiącami... / Zabieganych / nie wiedzących / nawet dokąd... / Ciche szepty / usłyszy tylko / otwarte serce / z tej samej / bajki... / Napisanej / nie wiadomo kiedy./
W przerażającym huku / ludzkiego pośpiechu / usłyszeć wspólnie / w pustym kościele / Ave Maryja... "
Taki oto piękny wiersz otrzymałam w darze od Gabrysi, z którą spotkałyśmy się niedawno w realu po pewnym czasie wzajemnych obecności na swoich blogach.
No i dostałyśmy w prezencie nie tylko siebie nawzajem, ale też to "Ave Maria" Schuberta w pustym kościele wizytek na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, do którego zaszłyśmy ot, tak. "Ave..." wyśpiewane przepięknym, czystym sopranem do wtóru organom spłynęło na nas z góry z chóru, gdy tylko weszłyśmy do świątyni. Piękne zdarzenie. Piękna obecność.


Wielu rzeczy nie umiem. Wielu nie wiem. Jednak na pewno jedno - nie ma nic ważniejszego od obecności serca z tej samej bajki "napisanej nie wiadomo kiedy", jakby poza nami, gdzieś w tle Twojego i mojego życia, ale zawsze po to, by "wspólnie usłyszeć".
Tylko od Ciebie zależy czy moja tutaj obecność stanie się dla Ciebie darem. Czy moje "jestem", nawet jeśli zaskakujące albo inne niż oczekiwane, jako dar zostanie odebrane.
Jak pieśń Schuberta w pustym kościele, która bez mojej i Gabrysi obecności byłaby tylko tym, czym była - próbą przed ślubną uroczystością.
Basia

(wiersz cytuję z: www.dojrzalosc-gabi.blogspot.com)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Spokojnie, to tylko święta


Bliskość świąt mnie zaskoczyła. Zgubił mi się jeden tydzień, a raczej minął jakoś tak niepostrzeżenie (nie wiem nawet który) i okazało się, że Wielkanoc tuż, tuż.
Widzę jak wokół narasta krzywa napięcia. Wszędzie jakby więcej ludzi, którzy sprawiają wrażenie nieprawdopodobnie zaaferowanych.
A ja jak zawsze myślę, że chyba się urwałam z choinki (teraz pewnie lepiej by pasowało, że wyskoczyłam z pisanki), bo nie umiem tak się przejąć i zająć tym, czym zajmują się wokół inni.
A we mnie jak zwykle - cisza i spokój, mimo paru dość bolesnych szturchańców, które jakoś tak z kilku stron ostatnio otrzymałam. Jednak pojawiło się także coś na drugiej szalce, więc daję radę przetrwać.
Jeśli masz trochę dosyć kurczaczków, zajączków, lśniących czystością okien i pieczenia mazurków, to zapraszam - u mnie tego nie ma. Nie dlatego, że lekceważę, ale ponieważ jestem sobą - wolę inaczej, po swojemu.


Nie piszę tego wszystkiego, by komuś wytykać cokolwiek. Jestem zdania, że każdy z nas żyje własnym życiem i nie sądzę, by bieganie przedświąteczne było czymś nagannym. Ja tego po prostu nie robię i tyle.
A skoro nie robię, to mogę komuś, kto poczuł się zmęczony podarować chwilę spokoju tutaj u siebie :)
Mam prośbę - łap chwile oddechu. Tu jedna, tam druga. I kolejna. I następna. Nieważne jak wyglądają, ważne, by były.
Może czasem zajrzyj tu do mnie. Obejrzyj zdjęcia, posłuchaj muzyki, spotkaj się ze mną. A potem... leć! Do swojego życia, obowiązków, konieczności. Wróć wieczorem i opowiedz mi o swoim dniu. Uwierz mi - nie można nie opowiadać o tym, czym żyjemy i co dla nas jest ważne albo po prostu tylko nasze. W przeciwnym razie szybko poczujemy się znużeni.
Nie pozwól, proszę, by cokolwiek zamknęło wokół Ciebie mur oddalenia. Nawet jeśli są to przedświąteczne czy świąteczne zabiegania. Albo cokolwiek innego.
Ludzkie serca, nasze serca zawsze na siebie czekają i do siebie tęsknią. One wiedzą najlepiej, co ważne. W nich nigdy to, co piękne nie umiera.
Basia

sobota, 12 kwietnia 2014

Zatrzymane bicie serca

Są chwile w moim życiu, gdy zapominam o całym świecie. Jednak musi być ku temu powód - coś, co zatrzyma mi na ułamek sekundy bicie serca. Bo ono później bije już inaczej - na temat.
Czasem jest to piękno, które dane zostało mi zobaczyć, czasem czyjeś oczy, które wciągnęły mnie w swoją głębię, czasem coś, co usłyszałam.
I dzisiaj jest to ostatnie.
Wróciłam z koncertu. Jeszcze mi szumi w głowie od natłoku dźwięków. Ale serce przeszczęśliwe, bo dostało to, czego jest zawsze złaknione - spotkanie z pięknem.
Wysłuchałam Requiem d-moll Mozarta.
Nie po raz pierwszy, ale akurat tej muzyki mogę słuchać bez końca.
Przyznaję co prawda, że niewątpliwie genialny Wolfgang Amadeusz nie jest moim ulubionym kompozytorem, jednak wielkości mu nie odmawiam i podziwiam maestrię.
Natomiast jego Requiem jest dla mnie wyjątkowe z jednego powodu - siły emocji, która w tym dziele niemal poraża.
Jak dobrze, że są takie chwile, które potrafią nakleić "plasterek" na serce skołatane codziennym trudem albo bólem, którym ktoś beztrosko obdarzył. Muzyka nie rani.


Chcę zaprezentować tylko króciutki fragment z Requiem, ale za to chyba najbardziej znany, bo niewymownie piękny, więc często cytowany. To "Dies irae" (dzień gniewu) z części 3 - Sequens.
Mozart jest autorem części wokalnej "Dies irae". Instrumentalna została dopisana po jego śmierci przez innego muzyka.
Jednak to właśnie ludzkie głosy krzyczą dramatycznie w tym fragmencie.


Jestem pod wrażeniem.
Basia

czwartek, 10 kwietnia 2014

W środku radości

Opowiem Wam coś, co mnie wzruszyło. To ciepła opowieść z rodzaju "z życia wzięte". Usłyszałam ją od kogoś, kto był świadkiem opisanych zdarzeń. Posłuchajcie.
Do sklepu rowerowego, którego właścicielem jest legendarny kolarz pan Ryszard Szurkowski weszła para ludzi - dziadek (lat jak się później okazało 93) i wnuczek (30-latek). Chcieli kupić rower. Okazało się, że dla dziadka! Starszy pan ze znawstwem oglądał wystawione rowery, fachowo kręcąc nosem na to czy na tamto, a wnuczek czekał cierpliwie, bo jak sam twierdził był tu tylko po to, by zapłacić.
Postanowił zafundować dziadkowi rower, na zakup którego starszego pana nie było stać (dobra szosówka to naprawdę spory wydatek). A w międzyczasie z dumą o dziadku opowiadał.
Okazało się, że fachowość tego pana nie brała się znikąd - ścigał się amatorsko jeszcze przed wojną. A o tamtych czasach mówił, że były dla kolarstwa szosowego całkiem niezłe, bo jak urządzali wyścigi z Warszawy w stronę Jabłonnej (ciekawe - dzisiaj też tam jeżdżą peletony amatorskich kolarzy - tradycja?) to na szosie był luz, bo w Warszawie było zarejestrowanych tylko 67 samochodów!
I jeszcze jedno - ten pan cieszył się niepomiernie tym, jak to wszyscy w domu się zdziwią, gdy on wróci rowerem.
Coś pięknego :)


Kiedy tak szukałam zdjęcia do tego tekstu, znalazłam to z Tour de Pologne w Zakopanem.
I rozmarzyłam się. Radość życia tego cudnego starszego pana plus moje wspomnienia z pobytu w górach zrobiły z mojego serca mięciutkie coś :)
Tęsknię za górami i wzrusza mnie ludzkie ciepło. Jestem zauroczona nie tylko tym pełnym radości życia starszym mężczyzną, ale także, a może przede wszystkim, jego relacją z dorosłym wnukiem.
Serce mi się uśmiecha, gdy widzę coś takiego - piękno bycia. Bycia w ogóle i bycia ze sobą.
Wiele razy widziałam, jak tacy pełni uroku ludzie darzą swoim ciepłem nie zdając sobie w ogóle z tego sprawy. No a radość, którą w sobie noszą widać zawsze w oczach. Usta czasem się tylko dołączają.
Moje oczarowania ludźmi to zawsze oczarowanie spojrzeniem i uśmiechem. Pod warunkiem, rzecz jasna, że jedno z drugim współgra. Bo czasem nie, ale o tym nie chcę pisać.
Mówiąc o radości, którą się w sobie ma nie mam na myśli śmiechu, chociaż on także bywa jej objawem. Mam na myśli ludzi o pogodnych duszach. Dla nich życie nigdy się nie kończy, bo nie mają czasu o tym myśleć. Po prostu żyją.
A we mnie budzi to nieustanny zachwyt.
Dobrych, uśmiechniętych dni życzę!
Basia

wtorek, 8 kwietnia 2014

Łagodność na każdą pogodę


Dzisiejszy dzień zauroczył mnie sobą.
Zapachniał kwiatami, zaszemrał delikatnym wiatrem i otulił ciepłem.
Odgrodził od zwykłej codzienności jasnymi promieniami słońca i podarował łagodne słowa cichego, delikatnego wiersza, którego twórcą jest Gabrysia - autorka bloga "Pogodna dojrzałość" (www.dojrzalosc-gabi.blogspot.com), z którego to bloga pozwolę sobie ten wiersz zacytować:


NOSTALGICZNIE


Dzisiaj nieśmiało
do moich drzwi
zapukała...

Nostalgia

Usiadła na schodach
poprosiła o
szklankę zimnej wody
Zmęczona była...
Żal mi się jej zrobiło
Zaprosiłam do środka
zaparzyłam herbaty
Ona mówiła
 a ja...
słuchałam

W przerwach
nuciła mi jakieś
 znajome piosenki
    Miło było
ciepło  i przytulnie...
Tak jej się spodobało
że przysiadła w kąciku
I spytała czy może zostać 
na jakiś czas
Cóż było robić
zgodziłam się
Z Nostalgią jakoś raźniej….
Inaczej smakuje herbata
i muzyka ma 
takie...
ładniejsze dźwięki...


Są ludzie na pogodę, są na niepogodę i są tacy na każdy czas. Pierwsi to ci, z którymi miło spędza się równie miłe chwile. Drudzy potrafią ogrzać zziębnięte serce i dłonie i zaradzić złu. A trzeci są jak skarby bezcenne - umieją być obok zawsze, w każdej sytuacji. Wcale nie tak łatwo kogoś takiego spotkać.
Gabrysiu - dziękuję :)

Basia

sobota, 5 kwietnia 2014

Szepczące wschody i zachody

Mój poprzedni wpis był trochę przygnębiający. Nie chcę, by długo gościł u mnie na pierwszej stronie :)
Dzisiaj potrzebuję piękna. Zresztą, nie tylko dzisiaj.
Bez niego trudno mi żyć. Jest moim oddechem, niebem na ziemi, tym, co daje siłę.
Pomyślałam, że może jesteśmy z jednej bajki, może i Tobie też tego trzeba - przerwy na piękno.
Życie jest pełne takich przerw, pełne nawiasów - czasu wyłączonego z całości z jakiegoś powodu. Łatwo uchwycić jego początek i koniec. To jak wschód i zachód słońca, który otwiera i zamyka nawias dnia i nawias nocy.


Nie wiem jak Ty, ale ja nie oglądam zbyt wielu wschodów słońca. Zazwyczaj wtedy jeszcze śpię.
Z kolei zachody słońca widuję, ale wolę nieoczywiste, nie te z reklam znad morza, kiedy są łatwe do uchwycenia. Lubię te miejskie - dyskretne, jakby tylko dla uważnych.
Jednak i te i te są piękne, chociaż dla wielu banalne. Dla mnie to nie problem, bo od bardzo dawna nie boję się banału. Dlatego fotografuję je od czasu do czasu, a dzisiaj je dla Ciebie i dla siebie prezentuję.


Lubię się przy takich chwilach zatrzymać. Bo uważam, że piękno mówi, a przez to daje. Czasem bardzo wiele.
Usłyszeć je to tak, jak dostrzec miejski zachód słońca - trzeba być uważnym, nie przegapić, bo taki nieoczywisty i w tle hałaśliwego nurtu.
W chaosie dnia, w gmatwaninie trosk codziennych i niecodziennych, w wirze, burzy, czy jak tam jeszcze nazwać to, co zwykło się nazywać życiem z tym, co niesie, nie jest łatwo złapać moment, który mówi. A może raczej szepcze, bo tak to wygląda przy hałasie całej reszty - może to być chwila, która wyjaśnia o co chodzi, co jest ważne albo która dodaje sił czy wskazuje właściwy, dobry kierunek. To chwila do patrzenia sercem.
Bez chwil szepczących szybko utracilibyśmy poczucie sensu, opuściłaby nas odwaga i ogarnęła rozpacz.
Jeśli więc masz jeszcze trochę czasu, to zostań tu i posłuchaj, proszę, piękna, które mnie sobą kiedyś zachwyciło. Ufam, że każdemu powie co innego, każdemu da to, czego mu trzeba.


To jeden z najbardziej czarownych duetów operowych - "Dome epais le jasmin" (znany jako Flower Duet) z 1 aktu opery Leo Delibes "Lakme".
Wybrałam go w przepięknym wykonaniu Natalie Dessay i Delphine Haidan.
Basia

piątek, 4 kwietnia 2014

"Sierpień w hrabstwie Osage"

Dopadł mnie jakiś wczesnowiosenny wirus, źle się czuję, więc siedzę w zacisznym kąciku z kubkiem gorącej herbaty pod ręką i staram się przeczekać. Dobrym na to sposobem jest oglądanie filmów i czytanie książek.
Obejrzałam więc "Sierpień w hrabstwie Osage" ("August: Osage County" reż. John Wells) i... jestem przerażona.
Wiem, że to tylko film, ale serce mi zamierało, gdy oglądając go patrzyłam na ludzi, którzy traktują się w sposób po prostu straszny.
Nie chcę pisać recenzji, ale jak komuś chociaż trochę serce dokucza z jakiegokolwiek powodu, to niech sobie oglądanie tego filmu daruje. Jest przytłaczający. Świetnie zagrany, to prawda, ale pewnie przez to jeszcze trudniejszy, bo dobre aktorstwo skutecznie odwraca uwagę od tego, że to tylko gra.
W opisie znalazłam określenie, że film jest tragikomedią. Nie znam się na krytyce filmowej, więc nie wiem co ten termin w jej pojęciu oznacza. Dla mnie jako odbiorcy termin "komedia" w żaden sposób tu nie pasuje, nawet z tym dodatkiem "tragi" na początku.
Tak niewiele z tego, co nie jest rzeczywistością mnie porusza, a w tym wypadku ledwo oddycham.
Tym, co budzi największe emocje jest smutek, który bije z ekranu. Przesłaniem zdaje się być stwierdzenie, że życie zawsze jest przegrane bez względu na to czyje życie i jak wygląda. No i że żyje się złudzeniami. Naprawdę przerażające.
Nie wiem czy właśnie to "autor chciał powiedzieć".
Ciekawa jestem czy ktoś z Was oglądał ten film, a jeśli tak, to jak go odebrał.
Wiem, że został zrobiony na podstawie sztuki teatralnej, a ona ma swoje prawa. Przede wszystkim chodzi o mocny temat (bo inaczej ludzie nie przyjdą do teatru) i o możliwość "wygrania się" aktorów. No a jak się to przenosi na ekran, w dodatku duży, to są nominacje do Oskara, Złotych Globów i nie tylko.
Mnie zastanawia tylko czy naprawdę potrzebujemy tego od sztuki. Takiego prania mózgu, a raczej przeciągania serca po tłuczonym szkle. Może i tak. A może w ogóle nie powinnam tak na to patrzeć.
Kiedy ktoś z moich znajomych dowiedział się o czym jest moja książka, która niedługo się ukaże, to zareagował spontanicznym "Basia, co ci do głowy strzeliło?". "Strzelają" różne rzeczy i bardzo trudno wytłumaczyć czemu te a nie inne.
W jednej z recenzji usłyszałam, że w tym filmie "nic się nie dzieje". Jestem pod wrażeniem braku subtelności jej autora. A może to tylko oczekiwania, które tego człowieka zawiodły. Nie mam mu za złe. Sama piszę i pisząc, spotkałam się z tak różnym odbiorem, że wiem jedno - można chcieć o czymś powiedzieć albo tylko opowiedzieć, a i tak każdy z nas - odbiorców po swojemu to zinterpretuje.
Wcale mnie to nie dziwi i nie złości. Nie jesteśmy przecież w stanie patrzeć inaczej niż własnymi oczami. Zresztą to jest właśnie w każdym z nas ciekawe - to własne spojrzenie.
Publikuję trailer, ale uwierzcie mi - niewiele z niego można się dowiedzieć.


Pozdrawiam ciepło
Basia

wtorek, 1 kwietnia 2014

"Tylko bądź"


Jeśli Cię przygniata zmęczenie, smutek... życie, to dobrze, że tu jesteś.
Pamiętasz? Moje serce jest pokojem.
Zapraszam Cię do niego. Mam tu miejsce specjalnie dla Ciebie. Odsunęłam wszystkie szpargały na bok, osłoniłam go przytulnością, wyścielałam ciepłem - rozgość się.
Dzisiaj bez muzyki. Nie jest potrzebna, prawda?
Bo razem z Tobą zaprosiłam też ciszę. Nie będzie Ci przeszkadzać. Jest niedostrzegalna, więc jej na pewno nie zauważysz, a dodatkowo otuli. Właśnie dlatego ją zaprosiłam :)
To co? Pomilczymy razem? Na jakiś temat czy tak po prostu? Ty decydujesz. Ja się dostosuję, bo to i czas i miejsce dla Ciebie. Chcę Ci je dać.
Wiesz? Tyle już otrzymałam od innych. Ludzie umieją dawać. Szczodrze. Wiem o tym. Wiem swoje.
Ktoś mi nawet kiedyś zasugerował, że moje patrzenie na ludzi jest naiwnością. Mylił się. W sobie, w innych widzę obie strony - jasną i ciemną. Moje patrzenie jako pierwszą wychwytuje tę jasną. Bo tak chcę. Bo mam wiarę w to, że ta strona w każdym z nas po prostu jest.
Jednak wiem też, że nie ma wśród nas chodzących świętości, jak i nie ma spraw beznadziejnych. Są trudni ludzie i trudne sprawy. Czasem bardzo.
Ale wśród tego wszystkiego są ludzie wyjątkowi, bo tacy specjalnie dla nas, którzy po prostu... są. Ze swoją obecnością, o którą nie trzeba prosić ani o nią zabiegać, bo jest darowana, bo ktoś chce być - bliskość ujawniona, gdy jej potrzeba.
Poszukaj, proszę, w swoim sercu - tam łatwo kogoś takiego odnajdziesz. Ciesz się tym. A potem opowiedz mi o tym odnalezieniu, bo chcę się cieszyć razem z Tobą :)
Radość z obecności dodaje sił.
Tylko nie zrażaj się, jeśli jej nie usłyszysz od razu. "Jestem" zawsze szepcze - z serca do serca. Możesz przeoczyć w hałasie życia i trudnych spraw, i podszeptów zwątpienia. Możesz gubić w banalności słów.
Jednak to, co się dla nas liczy to tylko obecność, bycie w naszym życiu kogoś, bez kogo i to życie i siebie postrzegamy jako niepełne.
W dodatku ludzi nie da się zastąpić innymi.
Kiedy rodzi się w nas potrzeba zapełnienia, a raczej dopełnienia siebie kimś, to zawsze tylko nim, a nie kimkolwiek, byleby tylko nie było pustki.
Jest w każdym z nas jakieś przedziwne sito, przez które przesiewamy - rzeczy, uczucia, myśli, ludzi... wszystko. Wypłukujemy jak poszukiwacze złota, a kiedy trafimy na jego grudkę...
Są sprawy, miejsca, rzeczy drogocenne. I są ludzie, bez których po prostu się nie da. Już nie. Ciepło się robi na samą myśl o tym.
I, kochanie, przecież my zawsze wiemy. O tej obecności wiemy i o tej ważności. To jakoś wsiąka nam w serce, a może raczej przenika w nie od drugiego.
Wierzę w to, że serca potrafią się ze sobą porozumieć. Znajdą drogę pomiędzy słowami i ograniczeniami jakie buduje życie.
Wierzę w niemożliwe. Z pełną świadomością, że wiara to nie wiedza - dwa porządki, które się ludziom mylą, a raczej plączą.
Wierzę nie dlatego, że widziałam wiele spełnionych niemożliwości. Zobaczyłam je, bo wierzę w niemożliwe. I nie dlatego też, że wiara jest samospełniającą się przepowiednią.
Oczy wiary patrzą po prostu inaczej niż rozum.
Rozgadałam się. Już milknę. Tylko jestem.
Basia

(Tytuł posta to słowa z singla Sary Brylewskiej "Wojny gwiezdne", którym promuje swój debiutancki album - dziękuję pewnej uroczej osobie, która dbając nieustannie o wzbogacenie mojego serca przesłała mi tę piosenkę :))