wtorek, 31 grudnia 2013

To, co między nami


Na koniec roku będzie na moim blogu gorąco i romantycznie, bo nie wiem jak i skąd znów wróciła do mnie piosenka, która kiedyś, gdy usłyszałam ją po raz pierwszy, zaparła mi dech w piersi.
Za każdym razem, gdy jej słucham robi na mnie wrażenie.
Chodzi o siłę tego, co może w nas być, gdy przestaniemy się bać sami siebie. I o prawdę. Odważnie wyśpiewaną głęboką prawdę o tym, co między ludźmi. I to tego rodzaju prawdę, wobec której nie można pozostać obojętnym. Bo to przecież o nas.
O tym, jak nam do siebie czasem i blisko i daleko jednocześnie.
O tym, że nieustannie wracamy do siebie, każdy ze swojej samotności, bo tak wygląda życie, bo inaczej wyglądać nie może, bo każdy musi mieć tę swoją samotność.
I o tym, co możemy sobie dawać, gdy mamy odwagę tego chcieć - nawet, jeśli jest to "cisza w środku burzy".
O tym, że to, co pomiędzy nami tworzy specjalne miejsce, "gdzie ze mną musisz pójść i tam pozostać".
O tym także, że zawsze wiemy dobrze, na jakie usta się czekało i że nigdy nie można się w tym pomylić wówczas, gdy się te usta w końcu zobaczy.
Także o tym, jak bardzo i bez wysiłku potrafimy się rozpoznać, przeniknąć i zrozumieć, kiedy pokochamy i jak to wtedy i tylko wtedy jest łatwe.
I o głębi przynależności, która wyraża się w wyznaniu "tylko ty".
Czasem się do tej prawdy przyznajemy, czasem od niej uciekamy, a czasem ktoś powie ją za nas.
Posłuchajcie więc, bo bardzo warto.
Panie Niemen - czas dla Pana!


Kochani, niech 2014 będzie początkiem, jeśli potrzebujecie zmian. Albo kontynuacją, gdy o tym marzycie.
Dobra i pokoju w Nowym Roku!
Basia

sobota, 28 grudnia 2013

W poszukiwaniu zaspanego serca


Mojemu sercu czasem wyrastają skrzydła i udaje wtedy anioła. Jest dobre i łagodne. Ciche i ciepłe. I uważne. Widzi wtedy daleko, czuje głęboko. Szybuje lekko, jakby nic nie ważyło. Oddycha z ulgą i jest pijane radością.
A ja wówczas nie mam wyjścia - śmieję się często i głośno i w niczym nie widzę problemów. Jednym słowem - niebo.
Czasem jednak serce wraca do postaci ludzkiej i jest jedynie mięśniem, pracowicie tłoczącym krew w każdy zakątek mojego ciała. W trudzie, który i mnie się udziela.
Nie tak łatwo z tym sercem.
Niby takie nic a potrafi narozrabiać a przynajmniej dać o sobie znać.
Serca ludzkie są nieprzewidywalne. I w dodatku nie do ujarzmienia. Znane, co?
Kochają szaleńczo, na oślep i pomimo i na zawsze, są uparte i cierpliwe nad podziw, nigdy się nie poddają, ale jak bolą, to tak, że z tego bólu zamierają. Oszaleć można z takim czymś w sobie.
Miota się toto, śpi nie w porę, budzi się nie w porę tym bardziej i zawsze chadza własnymi drogami. A człowiek ma za tym nadążać. I w dodatku nie jest w stanie tym sterować ani odrobinę.


Mam pytanie: znasz swoje serce? A inne? Drugiego człowieka? Moje?
Im dłużej żyję, tym częściej odpowiadam na te pytania "nie". To tak, jak z Kubusiem Puchatkiem, który im bardziej szukał, tym bardziej nie znajdował.
Przypomina mi się anegdota, którą usłyszałam. W pewnej firmie trwała rekrutacja na pewne stanowisko. Przed jednym z kandydatów postawiono, napełnioną do połowy wodą, szklankę i zapytano go czy widzi tę szklankę do połowy pełną czy do połowy pustą. On wychylił duszkiem wodę i odstawiając szklankę na stół odpowiedział, że jest tu po to, by rozwiązywać problemy.
Czasem myślę, że to jedyny sposób na nieprzewidywalne serce - nie zastanawiać się, czy jest tak czy tak.
Zrozumieć jego drogę i to, że reaguje po swojemu - otwiera w sobie wszystkie okna i drzwi, gdy wie na pewno, że na zewnątrz jest ciepło, przytulnie i przyjaźnie, że panuje tam niepodzielnie pamięć o nim.
Przyjąć do wiadomości jego kruchość i delikatność i nie starać się obudowywać go skomplikowanym systemem tarcz, bo i tak to nic nie da, bo i tak poczuje - i ból i miłość.
Iść za jego zrywami skoro takie jest, ale też pozwolić, by inne czasem je delikatnie budziło czułym pocałunkiem, bo najwyraźniej tego mu potrzeba.
Co zrobić? Najwyraźniej dopóki serce bije, będą z nim kłopoty :)
Basia

czwartek, 26 grudnia 2013

W zakamarkach serca


Czy "cicha noc, święta noc" przyniosła pokój Twojemu sercu? Czy ten czas stał się dobrem w Tobie? Wierzę, że tak.
Bo to, co mija, bo nie może nie, bo taka jest kolej rzeczy, wcale nie musi oznaczać końca.
Wiem, i wiem to na pewno, że możemy przenieść w sobie wszystko. Zachować i przechować. Zadbać, by nadal nie tylko w nas żyło, ale także przyniosło nam dobro. Nigdy więc nie przestanę uparcie powtarzać, że zawsze można ocalić w sobie wszystko, jeśli tego wszystkiego pragniemy, jeśli jest to dla nas tak ważne, że warte zachowania.
Tak, jak to, co przynoszą nam święta ze swoją wyjątkowością, ciepłem i brakiem pośpiechu. Z pokojem i uciszeniem i pięknem w nas.
Nie wierzę w pesymizm. Nie widzę czarno. Nie patrzę na ludzi jak na zagubionych we mgle.
Wiem, że bywa trudno i źle. Wiem, że bywa smutno i nieciekawie. Bywa. Nie "jest", ale bywa.


Dlatego dzisiaj przesyłam każdemu z Was - z mojego serca prosto do Twojego całe ciepło, które mam, pokój i dobre patrzenie na świat. I miłość, o której wiem tak niewiele, ale jedno na pewno - to, że istnieje. W każdym z nas. I że wcale nie musimy jej odgrzebywać spod stosów czegokolwiek.
W zakamarkach mojego serca noszę pełno pięknych i dobrych rzeczy. Noszę też cudownych ludzi, których spotkałam i spotykam na każdym kroku, tak ich wielu (tak, kochanie, to o Tobie i o Tobie, o Tobie też :)).
Jestem pewna, że Wy także macie w swoich sercach zakamarki zapełnione przez coś pięknego lub kogoś bezcennego.
W związku z tym mam dla Was poświąteczne życzenia: niech te zakamarki Waszych serc - zapełnione - staną się powodem Waszej radości z powodu pełni. I, bardzo proszę, nie róbcie w tych zakamarkach porządków, nie wyrzucajcie z nich niczego i nikogo. Jeśli Ci się ktoś lub coś zaplątało w Ciebie tak skutecznie, że zalega w Tobie, to nie bez powodu.
I jeszcze jedno życzenie: abyśmy nigdy nie zapominali, że jedno ludzkie serce zawsze będzie tęsknić do drugiego ludzkiego serca i pragnąć dawać mu ze swego bogactwa.
Basia

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Kochani,
kiedy w wigilijny wieczór będę się łamać opłatkiem z moimi bliskimi, wiem że moje myśli pobiegną do Was. Obiecuję zatrzymać się na chwilę, by w moim sercu przełamać się opłatkiem z każdym z Was.
Wierzę, że jest to możliwe, bo wierzę, że bliskość to stan, w jakim znajdują się serca a nie rzeczywista odległość, jaka dzieli ludzi.
A teraz, proszę, Ty się zatrzymaj. Zostaw za sobą wszystko. Wiem, że może Cię gnać niecierpliwość, bo jeszcze tyle do zrobienia, ale pozwól się przekonać stwierdzeniem, że jedynie człowiek może Ci uciec, żadna rzecz nie.
Dlatego niech teraz będzie ta chwila zatrzymania - wsłuchaj się w swoje serce i jego pragnienia. Słyszysz?
Życzę Ci, by się spełniły. Wszystkie. Te możliwe i te mało prawdopodobne.
Życzę Ci dobra. W Tobie i wokół Ciebie.
Życzę pokoju. Niech ucisza Twoje serce za każdym razem, gdy będzie bić niespokojnie.
Życzę Ci piękna. Tego, by Cię otaczało i tego, które jest w Tobie - niech zostanie na zawsze.
Życzę Ci radości - niech rozwesela każdy moment Twego życia.
Życzę Ci miłości. Niech rozgorzeje jej płomień w Tobie, niech się tli bez przerwy, niech podsyca nadzieję, niech rozwinie skrzydła w Tobie i nie pozwoli im opaść, niech Cię leczy i uleczy i sprawi, że już nigdy w nią nie zwątpisz.
Wam wszystkim, którzy tu do mnie zaglądacie, i sobie także, życzę błogosławionych świąt Bożego Narodzenia.



Basia

A to opowiadanie to mój prezent dla Was. Poczytajcie sobie w wolnej chwili.


CZEKANIE
Padał śnieg. Odgrodzona od zimna szybą okna patrzyła jak chmura białych płatków spada na ziemię i wtapia się w jej ciepło. Nieliczne tylko pozostawały tu i tam, tworząc jasne plamy na ciemnej, majaczącej w dole, powierzchni.
Białe Boże Narodzenie, myślała. Dawno takiego nie było. Chociaż może i nie przetrwa do jutra. I znów, jak co roku od lat, będą szare święta. Westchnęła, aż na szybie pojawiło się kółeczko mgły – szybko niknący ślad jej oddechu, pamiątka o trwającym życiu. Przyglądała się jak się zmniejsza. Za chwilę nic już nie przypominało, że tu było.
Wszystko przemija, pojawiła się nieproszona, zaprawiona goryczą myśl. Za szybko mija. Stanowczo za szybko. Wpatrzyła się w dal. Widziała odbite w jej ciemnym wnętrzu fragmenty pokoju za jej plecami, rozświetlone, stojącą w rogu choinką, upstrzoną jak co roku bombkami i zabawkami. Nie takimi na czasie, modnymi. Nie kupowała nowych już od lat. Te stare miały w sobie urok minionego, niosły ze sobą wspomnienia. Zawieszała je na chybił-trafił, aby tylko zapełnić gałązki. Z trudem lawirowała między drucikami, łączącymi lampki. One też były niemodne – cienkie i wydłużone jak łzy sklejone ze sobą szerszym końcem. Córka mówiła, że są paskudne, ale jej się podobały. Kupiła je tak dawno temu. Wtedy, gdy o wszystko było trudno i to była jedna ze zdobyczy na święta. Kiedy je przyniosła do domu, przyniosła wraz z nimi radość. Dzieci skakały i piszczały, gdy choinka zapłonęła blaskiem. Tak wiele z wiszących wówczas na niej zabawek przetrwało do dzisiaj. Tyle, że teraz miała sztuczne drzewko. Niezbyt duże, ale ładne, z gęstymi gałązkami w kolorze ciemnej zieleni. Tak ślicznie wyglądały na jej tle krzykliwe, jarmarczne kolory ozdób. Podobało jej się to bez względu na to, co myśleli o tym inni. Bo już mogła sobie pozwolić na tę niezależność. Przyszedł i w jej życiu czas na to, gdy wiek usprawiedliwia bycie nie do końca poprawnym w myśleniu i nie trzeba się z tego tłumaczyć.
Zamyśliła się. Kiedy to zleciało? Pamiętała przecież dobrze, jak jej maluchy w skupieniu i niemal nabożnej ciszy ostrożnie wyjmowały z opakowania po jednej bombce i z pietyzmem, po długim wybieraniu miejsca, zawieszały na kłujących gałązkach świerka. Ten obraz był tak wyraźny, jakby to było wczoraj. Rok po roku trwał ten wigilijny rytuał, w którym ona nie uczestniczyła, zajęta gorączkowymi przygotowaniami w kuchni. Czasem tylko wpadała na szczególnie natrętną prośbę, by zobaczyła, koniecznie zobaczyła i to w tej chwili, jak aniołek albo bałwanek ślicznie wygląda obok grzybka i tej śmiesznej bombki, w kształcie ni to serca ni liścia. Biegła więc, szybko zerkała i już jej nie było.
Może to dlatego dzisiaj nie umie ubierać choinki? Westchnęła, ale zaraz szybko odeszła od okna, bo nie chciała znów patrzeć jak znika po niej ślad.
Musnęła dłonią biały obrus na stole. Poprawiła ułożenie talerzy i szklanek. Ustawiła kolejny raz równo krzesła, które razem z nią od kilku godzin czekały. Jej wierni towarzysze, pamiętający dobrze jak mościły się na nich sterty poduch, by małe szkraby mogły dosięgnąć stołu. Obrus tego nie pamiętał. Był nowy. Dostała go od synowej. Przyjrzała mu się – ładny. Elegancki. Nie w jej stylu, ale dany z serca, więc…
Podeszła do półki, na której leżała Biblia, teraz otwarta na Ewangelii Łukasza. Też czekała. Uśmiechnęła się lekko, delikatnie dotykając cienkich kartek, zapisanych maleńkimi literkami.
Sama już z niej nie mogła czytać, ale w taki wieczór tylko ta jej wierna towarzyszka minionych lat, powiernica sekretów i świadek wylanych w tajemnicy łez, tylko ona miała prawo razem z nimi zasiąść do stołu. Na tym dodatkowym miejscu. Nigdy pustym naprawdę. Bo gdzie jest Słowo, tam jest pełnia.
Podniosła głowę, słysząc zbliżający się korytarzem gwar głosów. Powoli ruszyła w stronę drzwi wejściowych, odruchowo poprawiając na szyi cienki sznurek korali. Doczekała się. Dotarła do tej chwili. Bo czekanie jest zawsze drogą. Prowadzi - do czegoś lub kogoś.

czwartek, 19 grudnia 2013

Radości ciąg dalszy

Kiedy byłam małą dziewczynką, wszystko trwało dłużej - wakacje, święta, każda niedziela. Takie miałam wrażenie. Znacie to, prawda?
I wreszcie kiedyś pojawił się ten moment, w którym nagle dotarło do mnie, że święta Bożego Narodzenia to przecież tylko jeden dzień, poprzedzony wieczerzą wigilijną. Bo ten drugi jest jedynie skojarzony z właściwymi świętami. Nie pamiętam kiedy ten moment świadomości nastąpił, ale od niego jest już zawsze tak samo - święta trwają ile trwają, czyli krótko. A i tak cieszą.


Lubię radość. W sobie, w innych. Nie chcę jej sobie skąpić. I chcę się nią dzielić.
Zatrzymajcie się na chwilę, proszę, i pomyślcie. O czymś, co może dać Ci radość. O kimś, kto ją w Tobie budzi. To piękne i bardzo, bardzo cenne. Wiem, o czym mówię.
W swoim życiu spotkałam wielu ludzi. Nie wszyscy oczywiście, ale niektórzy z nich na pewno są źródłem mojej radości. Czasami cieszy mnie sama myśl o czyimś istnieniu. O moim zaplątaniu w jego życie. O tym, że ktoś się zakorzenił w moim sercu.
A co do świąt - już teraz cieszy mnie widok choinek i ozdób świątecznych. Cieszą, docierające z każdej strony dźwięki kolęd i nie zawracam sobie głowy tym czy to w porę czy trochę za wcześnie. Cieszy powszechnie słyszane "wesołych świąt", bez względu na to czy jest uprzejmym nawykiem czy płynie z głębi serca..
Bo nie widzę problemu w tym, że coś się dzieje tylko z powodu świąt i że dlatego, bo w tym czasie tak wypada. Najwyraźniej po to także one są. Budzą nas i w nas.
Cieszy mnie więc ich łagodność i ciepło. Cieszy to, że mają moc budzenia w nas dobra. Cieszy, że są przypomnieniem o tym, co najważniejsze - to przecież pamiątka pojawienia się na świecie Miłości.
A kiedy nadejdą, wiem, że we mnie będzie coś podskakiwać z radości tak samo, jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką :) I już się cieszę na samą myśl o tym podskakiwaniu :)


Przesyłam więc każdemu z Was radość - wyciągnij dłonie i łap! A jeśli Ci się nie uda, to się nie martw. I tak Cię otoczy. Otuli Cię ciepłem, potarga Ci włosy na głowie i połaskocze w nos. A na koniec zamieszka w Twoim sercu. A jeśli pytasz dlaczego, to mam tylko jedną odpowiedź: bo bardzo tego chcę :)
Basia

wtorek, 17 grudnia 2013

Radość


Wczoraj wieczorem wracałam z zumby i w pewnym miejscu zapachniało mi lasem. Już sprzedają choinki. Na razie jest ich jeszcze bardzo duży wybór. Tworzą więc całe zagajniki zapachu. I przywołują dobre wspomnienia.
Jako dziecko zawsze lubiłam ten czas przed świętami Bożego Narodzenia, gdy się na nie czekało. Wtedy wszystko tak specjalnie pachniało i właśnie zapachy są tym, co najlepiej pamiętam z tego przedświątecznego okresu.
Moja córcia niedawno kupiła sobie świeczki o zapachu pierniczków :) Pachną bardzo ciepło i przytulnie.
Mnie zawsze zachwyca zapach świerków. Dlatego lubię górskie lasy.
Lubicie świętować? Po co pytam, prawda? :)
Przecież to wyjątkowy czas. Niedziela dla serca.
Szukam od dawna każdej możliwej okazji do świętowania. I znajduję. Czasem w jakimś miejscu, czasem w czyichś oczach.
Czasem zdarza się niespodziewanie, bez zapowiedzi, nagle - zjawia się jakieś piękno, coś wyjątkowego, coś ponad i pomimo.
Dobrze jest wtedy zamknąć w sobie tę chwilę i przytrzymać, żeby nie uciekła za szybko. Bo po powrocie do codzienności daje siłę, by iść dalej, by nie czuć ciężaru tej codzienności, ale by móc znowu być jej ciekawym.
Czasem myślę, że za rzadko świętujemy. A świętowanie to radość. Tak ja to widzę. I wiem, że można to sobie dawać w każdej chwili. Innym zresztą też. Z powodu i bez. A może nawet lepiej bez.
Świętowanie zbliża. Przyciąga nas do siebie, jakbyśmy nagle załapali o co chodzi. Zostają z boku różne, dotąd postrzegane jako konieczne i ważne, sprawy. A my sobie po prostu jesteśmy.
Przy choince łatwiej o bliskość a pod jemiołą o pocałunek :) I nikt nie robi z tego problemu. Jak nigdy. Magia świąt.
Zaczarowana nimi rzeczywistość bardziej mi się podoba niż bez tego zaczarowania. Właśnie dlatego, że bez niepotrzebnych problemów i dlatego, że łatwiej, prościej, po prostu.

Spotkamy się tu jeszcze przed świętami, ale już dzisiaj wysyłam choineczkę, żeby nam było do siebie i bliżej i po prostu :)
Basia

P.s.
A ze zmęczenia powoli wypełzam - dziękuję za ciepło :)
B.

sobota, 14 grudnia 2013

Chwila odpoczynku

Przygnębia Cię szarość za oknem? Mnie nie, nawet mi się podoba, ale nie wiem co z Tobą, więc na wszelki wypadek zaaplikuję Ci znowu obrazek z lata, jako lekarstwo na obniżenie nastroju. A swoje towarzystwo jako... "lek na całe zło" :)))


To słynne Klify Orłowskie. Swego czasu wędrowałam kilometrami plażą z Sopotu do Gdyni tylko po to, by być w tym pięknym miejscu.
Tutaj ziemia wpada do morza.
Drzewa czasem też. I kawałki skał. Łabędzie, jak widać, nic sobie z tego nie robią. Kormoranom też to, o ile pamiętam, nie przeszkadzało. Tylko ludzie czasem narzekali.
Ja wolę patrzeć jak łabędzie i kormorany. Rozumiem ich spokojne przyjmowanie nieuchronnego.
Pewnie mogłabym dalej na ten temat, ale nie mam siły myśleć a już na pewno nie mam siły pisać - niedawno skończyłam książkę, którą pisałam prawie przez rok (z przerwami, ale jednak przez cały ten czas nią żyłam) i mam teraz jakiś syndrom "poksiążkowy" czy coś takiego. Z trudem zbieram słowa, które mi się telepią gdzieś po kątach głowy jako pozostałość. Wybacz więc, że za chwilę zamilknę.
Jeśli nie masz nic przeciwko temu, możemy razem pomilczeć.
I posłuchać muzyki. Teraz przy takiej odpoczywam, więc jeśli Tobie też tego trzeba, to zapraszam.
Może zrób sobie kawę a na pewno zamknij drzwi, by nikt Ci nie przeszkadzał, usiądź wygodnie...
A teraz uśmiechnij się do mnie i... zaczynamy...


Znasz ten film? Oglądałam go bardzo, bardzo, bardzo dawno temu, ale pamiętam. Mocny, głęboki, piękny. I schematyczny, ale... co z tego? Życie takie jest a my, nie wiedzieć czemu, żądamy od twórców, by o tym nie pamiętali i zawsze tworzyli coś w poprzek.
No i znów mi się rozmyśla. Co za nawyk... Posłucham sobie jeszcze coś Morricone, więc do zobaczenia.
Dobrego dnia i następnych też :)
Basia

czwartek, 12 grudnia 2013

Zaplątani w siebie

Mam za sobą kilka ciekawych dni. Są już wspomnieniem, ale miłym. Rodzą we mnie refleksje.
W ciągu tych dni towarzyszyłam mojej przyjaciółce w jej spotkaniach z czytelnikami.
W rezultacie zwiedziłam miejsca w moim mieście dotąd całkiem mi nieznane, wypiłam oceany kaw i herbat, zamknięte brzegami przeróżnych, ale zawsze ślicznych filiżanek i po raz kolejny w życiu dowiedziałam się, że chcieć to móc. I że wszystko zależy od zaangażowania, czyli wysiłku, który się w coś wkłada. No i że warto się starać.
W moim widzeniu świata nie można lekceważyć czegoś, co wydaje się drobne, niewielkie, a więc także nieistotne. Bo z tych drobiazgów składa się nasze życie. Wielkie sprawy tworzą się z małych, więc aby mogły zaistnieć musimy starać się o małe.
A staranie się wzrusza. Otwiera i budzi ciepło.
Obie z Moniką byłyśmy poruszone zaangażowaniem wielu, nieznanych nam przecież ludzi, którzy włożyli wysiłek w to, by było jak najlepiej.
Bardzo się cieszę tym, że dane mi było zobaczyć piękno ludzkiego serca.


Czas, który sobie nawzajem dajemy nigdy nie jest czasem straconym. "Każdy człowiek to historia" powiedziała jedna z pań obecna na którymś spotkaniu. A mnie się skojarzyło ze słowami, też usłyszanymi niedawno, że te nasze ludzkie historie nie tylko nawzajem się ze sobą przeplatają, ale także siebie potrzebują.
Podoba mi się to nasze wzajemne zaplątanie w siebie. Bo mówi wyraźnie o bogactwie życia, które jeden człowiek nie jest w stanie na sobie udźwignąć.
Napatrzyłam się więc i nasłuchałam. Warto było włożyć wysiłek, by tego doświadczyć.
Teraz więc, proszę, pozwól mi obudzić Twoje serce. Niech nie zaśpi i nie przegapi tego, co istotne - drugiego serca - mojego i tego obok, i tego dalej. Co się przejmujesz drobiazgami niewartymi uwagi, które odwracają Twoją od tego, co ważne. Nie pozwól im na to.
Skoro tu jesteś, to Twoje życie splątało się z moim i dlatego czuję, że mogę Cię o to prosić.
Bez siebie nawzajem byłoby nam źle, przecież o tym wiesz. Dlatego tak się cieszę z tego, że tu jesteś.
Może to miejsce nie jest najpiękniejsze na świecie, może nie jest też najwygodniejsze i najlepsze, ale jest. A obecność jest ważna. To "jestem" jednego człowieka dla drugiego.
Ja tu jestem. Dobrze, że Ty także :)
Basia

sobota, 7 grudnia 2013

Tajemna wiedza stokrotek

Niedawno mój tato przyniósł ze swojego ogrodu bukiecik stokrotek. Pod koniec listopada! Ktoś mi mówił, że zima ma być łagodna. Może stokrotki o tym wiedzą? :)
Jednak mimo wszystko jest już zimno. Marzniecie? Pytam o serca. Bo o szaliku pamiętasz, tak? I o rękawiczkach? :)
Z sercem bieda. Bo nie da się go włożyć w puszystą wełnę. Zresztą pewnie by go straszliwie "pogryzła". Serce musi poczuć ciepło całym sobą i to od środka. W nim ma się zapalić światełko jak płomyk w głębi lampki.
Trudna sprawa takie "ogrzewanie", bo nigdy się nie wie, co zadziała skutecznie. Czy uśmiech, czy on plus słowa, czy tylko same słowa, czy jeszcze z pogłaskaniem po policzku.
No i jakie słowa, jeśli już. Bo mogą być za bardzo albo zbyt mało. I nigdy nie wiadomo na jakie jest odpowiednia pora - kiedy jest mocno zimno a kiedy tylko trochę. Kiedy nastrój jest na słuchanie a kiedy na patrzenie. Kiedy serce czeka a kiedy nie, bo mu się wzięło i samo zamknęło nie wiadomo z jakiego powodu.
Daleko bywa nam czasem do siebie, nawet jeśli stoimy obok.


Nie mam zdjęcia stokrotek. Muszą wystarczyć wrzosy. Popatrzcie - zazieleniło się i od razu cieplej. Gdybym mogła sięgnąć ręką w środek zdjęcia i wyjąć z niego ciepły wiatr i gorący dotyk słońca, by Wam go przekazać, to chętnie bym to zrobiła.
A tak, to jedynie słowami mogę zapalić płomyk, by grzał od środka. A słowa bywają bezradne. Niezręczne. Nieporadne. Zagubione i niepewne. Czasem dlatego, że są zmęczone a czasem z każdego innego powodu.
Pozostaje więc tylko nadzieja, że skoro "mówi" serce, to i tak słowa są mniej ważne od samego "mówienia".


Mam nadzieję, że ciepło, które promieniuje ze zdjęć ogrzewa.
Zatrzymaj się, proszę, przy nim. Pozwól sercu je poczuć. Będzie Ci wdzięczne, przekonasz się. Odpocznie, zapatrzone na kolory lata i jego beztroskę. A na pewno zrozumie dar, który otrzymuje - moje zatrzymanie, moją troskę i pamięć.
Ono, jak stokrotki, wie lepiej. Wystarczy mu nie przeszkadzać. Pozwolić czuć po swojemu. Posłuchać go i pozwolić mu mówić. Też po swojemu.
Basia

czwartek, 5 grudnia 2013

Podróż

Wczoraj wieczorem wychodziłam z domu jesienią w drobnej mżawce, a wróciłam zimą :) Gęsto sypało śniegiem, wiało zimnym wiatrem. Było ślicznie, chociaż ślisko. Niebo, rozjaśnione miejską łuną, miało przy tym padającym śniegu dziwnie jasny kolor. Nocą! Pięknie.
Jednak mimo tego piękna postanowiłam Cię dzisiaj zaczarować :) Chcesz? Tylko się nie broń, bo się nie uda. Zostaw na boku "mędrca szkiełko i oko". Zostaw to, co wczoraj i przedwczoraj, co kiedyś. Zostaw wszystko. Odłóż myśli na półkę. Tylko bądź. To czas ode mnie dla Ciebie, jeśli mi na to pozwolisz. Uwaga... już!


Jest piękny, słoneczny, letni dzień :) Piach jest gorący i pełen małych kamyków, gałązek i mrówek. Za mną spokojny Bałtyk. Nade mną ślicznie błękitne niebo. Cisza i spokój. Fale szumią kojąco. Słońce mocno przygrzewa. Wieje ciepły, porywisty wiatr.
Ściągaj ten polar, rozepnij sweter, podciągnij rękawy a szal odłóż na bok, bo zapraszam Cię na wędrówkę w miejsca ciepłe, słoneczne i piękne. Przygotuj sobie coś zimnego do picia i podaj mi rękę. Razem będziemy wskakiwać w kolejne okienka, które za chwilę przed Tobą otworzę.


To Lizbona. Gorąco, więc możemy przysiąść w pobliżu dziwnej sadzawki bez wody, ale za to z ławeczką w pobliżu. Znalazłam ten zakątek przypadkowo, ale to chyba nie najlepszy pomysł, bo tu cienia niewiele. Jednak popatrz jakie cudne niebo.


Rzym. Piazza del Popolo. Woda, tryskająca z pysków lwów, swoim widokiem dodaje sił, bo upał przygniata. Na niebie ani jednej chmurki a plac bez odrobiny cienia jest ogromny. W głębi kusi wąska, zacieniona z jednej strony, uliczka. Pójdziemy tam innym razem, bo teraz...


Ateny. Prawie czterdzieści stopni ciepła. Wspinamy się na Akropol. W takim upale jest to męczące. Przystańmy na chwilę i odwróćmy się, by zerknąć na miasto. Drzewa nie dają zbyt wiele cienia a do szczytu jeszcze kawałek. Trawa jest wyschnięta a przy każdym kroku spod stóp unoszą się obłoczki pyłu, więc...


Mediolan. Wewnętrzny dziedziniec kościoła Santa Maria delle Grazie. Nareszcie trochę cienia i ta fontanna na środku! Miejsce wypielęgnowane, zaciszne, spokojne. Gwar miasta tu nie dociera. Tylko rozjaśnione słonecznym światłem ściany budynku przypominają o pozostawionym poza jego murami upale.


Barcelona. W pobliżu portu, więc czujesz powiew wiatru od morza? Spójrz, palmy wyrastają wprost z trotuaru promenady. A na prawo las masztów - tutaj odpoczywają zmęczone żaglowaniem jachty. Kolor bezchmurnego nieba mnie oszałamia. Ciebie też?


I jeszcze Monaco. Ten bolid na trawniku to rzeźba (!). Naturalnej wielkości. Optymizmem napełnia widok bogatej roślinności. Ta soczysta zieleń wypielęgnowanej podlewanej regularnie trawy usiłuje przekonać, że wcale nie jest tak gorąco. A jest, bo to środek lata. 


Nicea. Widok na Zatokę Aniołów, nadmorską promenadę i ściskane przez napierające Alpy miasto. Kolor wody jest niesamowity a ta maleńka chmurka gdzieś daleko niedługo zniknie, pozostawiając nagą prawdę - rozprażony od słońca sierpniowy dzień.
I co? Ocierasz pot z czoła? :) Tylko teraz nie patrz, proszę, za okno. Zresztą, nawet, jeśli spojrzysz, to i tak nie uwierzysz w to, co widzisz, prawda? :) Nie pozwól przygnębić się zimnu. Światło i ciepło nosisz w sobie. Proszę - spróbuj je odnaleźć.
Pozdrawiam słonecznie i gorąco
Basia

niedziela, 1 grudnia 2013

Miejsce obok

Kochani, już jestem.
Wróciłam do domu i jak zawsze jest tak samo - powroty każą zobaczyć na nowo. Plączę się więc po mieszkaniu, usiłując odnaleźć dawny rytm, którego odnaleźć i tak mi się nie udaje, ale plączę się pomimo. Wiem, że to minie, ale zanim minie jest dziwnie. Bo jak już wyjeżdżam, to na całego. I pewnie stąd to małe zamieszanie z powrotami.
To tak, jak ze spotkaniami z ludźmi. Umiem zagubić się w kimś, gdy go widzę i słucham i potem nie dość, że noszę w sobie część jego bogactwa, to jeszcze mam mały problem z powrotem do rzeczywistości. Bywa, że mnie czyjaś obecność oszałamia.
Lubię być. W jakimś miejscu, gdzie znajduję kąt dla siebie. W kimś, komu to nie przeszkadza.
Mieć też lubię, ale to posiadanie dotyczy także przede wszystkim rzeczy niewymiernych. Cieszy, gdy ktoś zechce obdarować mnie sobą. Gdy siebie nie skąpi, nie liczy, nie kalkuluje. Dawanie robi wrażenie.
Już grudzień - miesiąc prezentów. Czasem zastanawiam się po co mi kolejna rzecz, jeszcze jedna płyta, książka, szalik, jeszcze jeden flakonik perfum. Wolę czyjeś serce. Nawet bez opakowania. Takie nagie, ale żywe, czujące. Czyjeś oczy - uważne, kochające, szczere, akceptujące i dobre. Albo dotyk dłoni, palce splecione z moimi, ogrzewające swoim ciepłem.
A potem przychodzi refleksja, że przecież w tym, co otrzymam, w lśniącym papierze, w kokardce starannie zawiązanej, w dokonanym wyborze czegoś specjalnie dla mnie, jest zaklęta czyjaś myśl o mnie, zamknięte czyjeś serce, dłonie i oczy.
Nie mam więc nic przeciwko temu, by otrzymać kolejną płytę, książkę, szal i perfumy albo cokolwiek innego. Mogą być też czułe słowa. Może być zapamiętanie. Może troska o to czy mi nie zimno. Coś, co da mi wyraźnie do zrozumienia, że to prezent - dar specjalny.
Dzisiaj i ja mam taki dla Was. Są to słowa, które znalazłam w przepięknym tomiku wierszy, podarowanym mi przez wyjątkową osobę:

"Wystarczy

Czasem wystarczy
zwykła rozmowa
żeby tęsknota
nie rozdarła duszy
a kiedy ciszą
stają się w nas słowa
czas by się wzruszyć

czasem wystarczy
krótki list z daleka
żeby człowiekiem
pachniało podwórze
to nic że późno
bo kiedy się czeka
listy jak róże

czasem wystarczy
subtelność mała
żeby w kimś drugim
całym sobą zostać
głębiej
pod powierzchnią ciała
intymność prosta

czasem wystarczy
że ktoś wysłucha
skargi gdy gwałtownie wzbiera
gdy obojętność wokół
ciągle ślepo-głucha
święta cierpliwość
nigdy nie umiera"

(Ks. Ryszard K.Winiarski "Przypowieść zwana życiem. Wybór wierszy", Wydawnictwo OLECH, Lublin 2012)

Ciepło się do Was uśmiecham i dziękuję za Waszą obecność u mnie, mimo mojej tu nieobecności :)
Basia