Przede mną czas, którego potrzebuję, który chcę sobie podarować na ciszę, pisanie i przemyślenia. Wyjeżdżam. Nie chcę jednak zostawiać tutaj wpisu sprzed kilku dni, a poza tym czasami mam nieodparte pragnienie, by stworzyć coś małego, krótkiego, ale na ładny temat.
Anioł z nagrobka na nałęczowskim cmentarzu zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia. I został w pamięci.
Od mojego przyjaciela, który mi go pokazał dowiedziałam się, że rysy twarzy ma takie jak siedemnastoletnia dziewczyna pochowana w tym rodzinnym grobowcu.
Jego niezwykłe kamienne piękno i moja nieokiełznana wyobraźnia sprawiły, że powstała bajka. Opowiadam w niej o tym, co mi się skojarzyło, gdy przyglądałam się tej urokliwej rzeźbie. Przyznasz, jest w niej coś melancholijnego, prawda?
Moje serce dobrze go rozumie, bo czasem także mam wszystkiego dosyć i chronię się w milczenie - ludzka przypadłość, którą pozwoliłam sobie przypisać aniołowi.
Jeśli chcesz posłuchać usiądź wygodnie i otwórz oczy serca.
Dawno, dawno temu w pewnym cichym i spokojnym miejscu...
... anioł z poszarzałymi skrzydłami przysiadł na marmurowym stopniu, jakby nagle ugięły się pod nim nogi. Loki włosów mu oklapły, w każdym załomku ubrania zebrał się pył, a mimo widocznej na twarzy urody młodości pojawiły się na niej bruzdy melancholii.
Skrzydła mu lekko opadły, lecz były za duże, by je dał radę podeprzeć. W zastępstwie podparł więc głowę. I skamieniał w bezruchu.
Może zrobiło mu się za gorąco w ciężkich ludzkich szatach? Albo nagle zatęsknił za niebem?
A może dokuczyła mu samotność w tłumie nieaniołów?
Kto wie? Duszy anioła ludzka dusza nie przeniknie.
Żal było jednak patrzeć jak tak siedzi smętny i nieobecny, chociaż wokół śpiewają ptaki buszując w zielonej gęstwinie drzew, a słońce zuchwale zagląda w każdy zakamarek ziemi dalekie i obojętne na wszystko poza sobą.
Ludzie przechodząc wyciągali więc odruchowo dłonie, by pocieszyć anioła, ale w połowie drogi ich gesty zamierały w przypomnieniu, że to przecież nie jest człowiek, że może sobie nie życzy ludzkiej ułomnej miłości, że to dla niego pewnie za mało. Szli więc dalej do swoich spraw, którym mogli podołać.
Zostawiony samemu sobie anioł ani drgnął. Nawet wtedy, gdy litościwy wiatr zebrał się na odwagę i usiłował zdmuchnąć mu ze skrzydeł szarość. Nawet wówczas, kiedy oburzona na bezduszność słońca chmura przesłoniła je i zrosiła ziemię, a przy okazji i anioła, chłodnymi orzeźwiającymi kroplami deszczu.
Nie poruszył się także, gdy spadły mu do stóp nie wiadomo skąd przywiane przez niezmordowany wiatr płatki zwiędłych róż kusząc odurzającym zapachem. Nie mrugnął nawet okiem, kiedy usiadł mu na ramieniu mały, niepozorny, ale odważny wróbelek i podreptał chwilę w tę i z powrotem.
Nawet noc, która nadeszła poprzedzana złoto-purpurowym blaskiem zachodzącego słońca nie zdołała poruszyć anioła.
Błyszczące jak okruchy złota gwiazdy mrugały na niego z góry usiłując mu dodać otuchy. Przywoływały puchate obłoczki srebrząc im brzegi i popychały je po całym niebie bawiąc się nimi, by go rozweselić.
Spomiędzy nich przyglądał mu się pucołowaty księżyc. Zerkał nieśmiało, kręcił się w miejscu i cicho pochrząkiwał. W końcu, starając się ze wszystkich sił okazać zrozumienie, szepnął: jak trudno być aniołem wie tylko ten, kto chociaż raz próbował nim być.
Nie pomogło. Anioł nadal trwał w bezruchu.
Minęło wiele lat i wiele zdarzeń. Gwiazdy się postarzały, ludzie też, a on trwa na swoim miejscu niepomny na nic. Może serce też mu skamieniało?
Skrzydła mu lekko opadły, lecz były za duże, by je dał radę podeprzeć. W zastępstwie podparł więc głowę. I skamieniał w bezruchu.
Może zrobiło mu się za gorąco w ciężkich ludzkich szatach? Albo nagle zatęsknił za niebem?
A może dokuczyła mu samotność w tłumie nieaniołów?
Kto wie? Duszy anioła ludzka dusza nie przeniknie.
Żal było jednak patrzeć jak tak siedzi smętny i nieobecny, chociaż wokół śpiewają ptaki buszując w zielonej gęstwinie drzew, a słońce zuchwale zagląda w każdy zakamarek ziemi dalekie i obojętne na wszystko poza sobą.
Ludzie przechodząc wyciągali więc odruchowo dłonie, by pocieszyć anioła, ale w połowie drogi ich gesty zamierały w przypomnieniu, że to przecież nie jest człowiek, że może sobie nie życzy ludzkiej ułomnej miłości, że to dla niego pewnie za mało. Szli więc dalej do swoich spraw, którym mogli podołać.
Zostawiony samemu sobie anioł ani drgnął. Nawet wtedy, gdy litościwy wiatr zebrał się na odwagę i usiłował zdmuchnąć mu ze skrzydeł szarość. Nawet wówczas, kiedy oburzona na bezduszność słońca chmura przesłoniła je i zrosiła ziemię, a przy okazji i anioła, chłodnymi orzeźwiającymi kroplami deszczu.
Nie poruszył się także, gdy spadły mu do stóp nie wiadomo skąd przywiane przez niezmordowany wiatr płatki zwiędłych róż kusząc odurzającym zapachem. Nie mrugnął nawet okiem, kiedy usiadł mu na ramieniu mały, niepozorny, ale odważny wróbelek i podreptał chwilę w tę i z powrotem.
Nawet noc, która nadeszła poprzedzana złoto-purpurowym blaskiem zachodzącego słońca nie zdołała poruszyć anioła.
Błyszczące jak okruchy złota gwiazdy mrugały na niego z góry usiłując mu dodać otuchy. Przywoływały puchate obłoczki srebrząc im brzegi i popychały je po całym niebie bawiąc się nimi, by go rozweselić.
Spomiędzy nich przyglądał mu się pucołowaty księżyc. Zerkał nieśmiało, kręcił się w miejscu i cicho pochrząkiwał. W końcu, starając się ze wszystkich sił okazać zrozumienie, szepnął: jak trudno być aniołem wie tylko ten, kto chociaż raz próbował nim być.
Nie pomogło. Anioł nadal trwał w bezruchu.
Minęło wiele lat i wiele zdarzeń. Gwiazdy się postarzały, ludzie też, a on trwa na swoim miejscu niepomny na nic. Może serce też mu skamieniało?
Bardzo smutne? Chyba nie.
W rzeczywistości rzeźba przedstawia anioła siedzącego u bram nieba z trąbką w ręku, którą ma zasygnalizować zbliżanie się kolejnego chętnego do przekroczenia wrót. Górna część trąbki została ukruszona. Od czego jednak wyobraźnia? Doszłam do wniosku, że bajkowa wersja też jest OK :)
Basia