sobota, 30 sierpnia 2014

Bajka o kamiennym aniele

Przede mną czas, którego potrzebuję, który chcę sobie podarować na ciszę, pisanie i przemyślenia. Wyjeżdżam. Nie chcę jednak zostawiać tutaj wpisu sprzed kilku dni, a poza tym czasami mam nieodparte pragnienie, by stworzyć coś małego, krótkiego, ale na ładny temat.
Anioł z nagrobka na nałęczowskim cmentarzu zauroczył mnie od pierwszego wejrzenia. I został w pamięci.
Od mojego przyjaciela, który mi go pokazał dowiedziałam się, że rysy twarzy ma takie jak siedemnastoletnia dziewczyna pochowana w tym rodzinnym grobowcu.
Jego niezwykłe kamienne piękno i moja nieokiełznana wyobraźnia sprawiły, że powstała bajka. Opowiadam w niej o tym, co mi się skojarzyło, gdy przyglądałam się tej urokliwej rzeźbie. Przyznasz, jest w niej coś melancholijnego, prawda?
Moje serce dobrze go rozumie, bo czasem także mam wszystkiego dosyć i chronię się w milczenie - ludzka przypadłość, którą pozwoliłam sobie przypisać aniołowi.
Jeśli chcesz posłuchać usiądź wygodnie i otwórz oczy serca.

Dawno, dawno temu w pewnym cichym i spokojnym miejscu...


... anioł z poszarzałymi skrzydłami przysiadł na marmurowym stopniu, jakby nagle ugięły się pod nim nogi. Loki włosów mu oklapły, w każdym załomku ubrania zebrał się pył, a mimo widocznej na twarzy urody młodości pojawiły się na niej bruzdy melancholii.
Skrzydła mu lekko opadły, lecz były za duże, by je dał radę podeprzeć. W zastępstwie podparł więc głowę. I skamieniał w bezruchu.
Może zrobiło mu się za gorąco w ciężkich ludzkich szatach? Albo nagle zatęsknił za niebem?
A może dokuczyła mu samotność w tłumie nieaniołów?
Kto wie? Duszy anioła ludzka dusza nie przeniknie.
Żal było jednak patrzeć jak tak siedzi smętny i nieobecny, chociaż wokół śpiewają ptaki buszując w zielonej gęstwinie drzew, a słońce zuchwale zagląda w każdy zakamarek ziemi dalekie i obojętne na wszystko poza sobą.
Ludzie przechodząc wyciągali więc odruchowo dłonie, by pocieszyć anioła, ale w połowie drogi ich gesty zamierały w przypomnieniu, że to przecież nie jest człowiek, że może sobie nie życzy ludzkiej ułomnej miłości, że to dla niego pewnie za mało. Szli więc dalej do swoich spraw, którym mogli podołać.
Zostawiony samemu sobie anioł ani drgnął. Nawet wtedy, gdy litościwy wiatr zebrał się na odwagę i usiłował zdmuchnąć mu ze skrzydeł szarość. Nawet wówczas, kiedy oburzona na bezduszność słońca chmura przesłoniła je i zrosiła ziemię, a przy okazji i anioła, chłodnymi orzeźwiającymi kroplami deszczu.
Nie poruszył się także, gdy spadły mu do stóp nie wiadomo skąd przywiane przez niezmordowany wiatr płatki zwiędłych róż kusząc odurzającym zapachem. Nie mrugnął nawet okiem, kiedy usiadł mu na ramieniu mały, niepozorny, ale odważny wróbelek i podreptał chwilę w tę i z powrotem.
Nawet noc, która nadeszła poprzedzana złoto-purpurowym blaskiem zachodzącego słońca nie zdołała poruszyć anioła.
Błyszczące jak okruchy złota gwiazdy mrugały na niego z góry usiłując mu dodać otuchy. Przywoływały puchate obłoczki srebrząc im brzegi i popychały je po całym niebie bawiąc się nimi, by go rozweselić.
Spomiędzy nich przyglądał mu się pucołowaty księżyc. Zerkał nieśmiało, kręcił się w miejscu i cicho pochrząkiwał. W końcu, starając się ze wszystkich sił okazać zrozumienie, szepnął: jak trudno być aniołem wie tylko ten, kto chociaż raz próbował nim być.
Nie pomogło. Anioł nadal trwał w bezruchu.
Minęło wiele lat i wiele zdarzeń. Gwiazdy się postarzały, ludzie też, a on trwa na swoim miejscu niepomny na nic. Może serce też mu skamieniało?


Bardzo smutne? Chyba nie.
W rzeczywistości rzeźba przedstawia anioła siedzącego u bram nieba z trąbką w ręku, którą ma zasygnalizować zbliżanie się kolejnego chętnego do przekroczenia wrót. Górna część trąbki została ukruszona. Od czego jednak wyobraźnia? Doszłam do wniosku, że bajkowa wersja też jest OK :)
Basia

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

"... już czas..."


Są słowa, które gdy zabrzmią zatrzymują w pół kroku i w pół oddechu. Nie wiem czemu właśnie te, a nie inne. Wiem tylko, że tak bywa.
Mnie zatrzymały w taki sposób słowa z jednego z wierszy Rilkego. Przeczytałam je kilka miesięcy temu, ale do dziś nie mogę zapomnieć. I nie chcę, bo to tak jakbym je miała utracić - pozostanie puste miejsce.
Zapewne zapełniły we mnie jakieś czekanie i może to właśnie jest zawsze powód każdego zatrzymania.



Jesienny dzień

Panie: już czas. Lato było upalne.
Okryj swym cieniem zegary słoneczne
i wypuść wiatry na rozległe pola.
Każ ostatnim owocom dojrzeć do sytości
i dodaj im dwa dni skwarnego południa
aby osiągnęły pełną doskonałość
aż struga słodyczy skrzepnie w gęste wino.
Kto teraz nie ma domu, już go nie zbuduje.
Kto dziś jest samotny,
długo samotnym zostanie.
Będzie czuwać, czytać, długie listy pisać
będzie niespokojnie bez celu wędrować
wzdłuż alei po cicho spadających liściach.

Rainer Maria Rilke (tłum. A.M.Komornicka)



Nie wiem, co Ty o tym myślisz, ale mnie ciarki chodzą po plecach od piękna tych słów.
Znam ten wiersz także w innym tłumaczeniu, ale właśnie w tym mnie zauroczył, więc dzielę się z Tobą moim zachwyceniem.
Basia


(cytuję z "Nasza Parafia" NR 14 (731) / 06.04.2014 R.)

sobota, 23 sierpnia 2014

Z bajką w tle, czyli kolejny list serca do serca

Zielone nakręteczki znów zaczynają do mnie gadać. Jedna z nich wypaliła prosto z mostu: "Patrz sercem". Mnie dwa razy nie trzeba powtarzać, wyobraźnia ruszyła jak szalona i jest, co jest, czyli znowu na granicy literatury i życia :) Tym razem list.


Kochane Serce,
z nami - sercami bywa różnie, wiesz... A to zakłują w nieodpowiednim momencie, a to łupną jakby ktoś walnął młotem, a to skoczą znienacka aż pod sufit... Ech...
A ze mną bywa i tak, że czasem przysnę sobie - wiem, sercowa przypadłość niepiękna. Ale tylko trochę przysnę i nie na całego. To pewnie z powodu zmęczenia czy... innej wymówki... W każdym razie z jakiegoś. Ale nie smuć się tym, proszę. Mija. 
Opowiem Ci bajkę. Chcesz?
Taką specjalną - ode mnie dla Ciebie - ciepłą, ładną i mądrą. Taką, która zaniesie Cię jak na anielskich skrzydłach w miejsce dobre i bezpieczne. I która wkradnie się do Ciebie i tam pozostanie, bo nie może nie skoro taka piękna.
Bajkę o możliwym, chociaż niespełnionym.
O pełni wszystkiego, mimo że wokół tyle pustki.
O wierze, że koniec świata jest dopiero początkiem.
I o tym jak warto się śmiać i że łzy to dar.
No i oczywiście koniecznie o miłości. Tej najpiękniejszej, najbardziej romantycznej z romantycznych. Ani trochę przez to nie śmiesznej, bo najbardziej prawdziwej z prawdziwych. Gdzie splatają się spojrzenia jak w tańcu, a oczy ślą sobie pocałunki. Gdzie serca zamieszkują tęsknoty i marzenia, a czułość jest łatwa i prosta. Gdzie nie ma końców, tylko początki nowego. I gdzie zawsze i na zawsze jest trwanie dwóch serc w jednym czasie.
Napiszę taką bajkę. Na pewno napiszę. I każę Basi opublikować, żeby zobaczyła na własne oczy.
Nie wiem kiedy, ale to zrobię. Teraz... jakoś mi nie idzie.
Teraz... na razie... uwierz w rzeczywistość. Dotknij jej bez lęku, że ci ucieknie.
Uśmiechnij się do wiatru, słońca i drzew. 
Pochyl nad kamieniem na drodze i nie oczekuj od niego przeprosin, że się o niego można potknąć. 
Spójrz w górę i zobacz jak blisko jest do nieba.
Otocz w sobie nadzieję i nie pozwól, by kiedykolwiek to miejsce stało się puste.
I czasem każ człowiekowi, w którym jesteś zamknąć oczy, byś mogło swobodnie ujrzeć prawdę.
Nie bój się zadziorów i drzazg w sobie i w innym, o które kaleczą się pragnienia i marzenia - to takie nieważne, jeśli płonie w Tobie ogień.
Zatrzymaj się i zachłyśnij magią życia.
Zobacz urodę świata, bez której wszystko by opustoszało.
Nie trać czasu na to, by milczeć i nie mówić o miłości.
Nie pozwól sobie zgubić żadnego skarbu, który został Ci dany.
Ciesz się. I noś w sobie wdzięczność - bijesz.

serce Basi



Pozdrawiam ciepło każde serce. Niech motyle zaniosą Wam uśmiech ode mnie :)
Basia

czwartek, 21 sierpnia 2014

Ciepło słów


Spotkałam ciekawą muzykę. Zaraz zaproszę Cię do jej posłuchania, ale najpierw parę słów.
To miks Piątej Beethovena (tej od "losu pukającego do drzwi") i utworu "Secrets" amerykańskiej grupy One Republic.
"Nie pozwól mi tylko zniknąć, / Powiem Ci wszystko " (www.tekstowo.pl) to słowa z piosenki, chociaż prezentowany miks to tylko wersja instrumentalna. Ale zastanowiły mnie. I zaciekawiły.
Pragnienie, by ktoś znał tak dobrze, by ocalić przed niebytem?
Albo może przekonanie, że otwarcie się przed drugim człowiekiem do dna sprawi, że relacja się nie skończy?
A może chodzi o wiarę, że istnienie w taki sposób, by określić go mianem pełni zależy jednak od kogoś poza mną?
No i co oznacza "wszystko"? Wszystko o mnie? O nas? O tym, co widzę w Tobie?
Tak mi się trochę poplątały słowa z jednego końca głowy w drugi, ale bez pretensji do twórców singla o to "co autor chciał przez to powiedzieć". Tylko sobie rozmyślam na temat.
Od zawsze budzi mój zachwyt to, co się dzieje między ludźmi. O tym naszym wzajemnym zazębianiu się o siebie. Jakbyśmy tworzyli coś, co można określić jako machinę świata - nie istnieje bez "kółeczek", które się o siebie zahaczają.
Czyli jednak wychodzi na to, że relacja ("powiem Ci...") jest konieczna, by wszystko żyło.
Nie po raz pierwszy wyważam otwarte drzwi - milczeć wspólnie można dopiero wtedy, gdy najpierw się sobie w taki czy inny sposób coś powiedziało. Przy czym "mówienie" to nie tylko mówienie.



Bardzo lubię być z innymi. Lubię każdy rodzaj spotkań.
Cieszy mnie istnienie innych w moim życiu i ich istnienie w ogóle. Wiem, że na bezludnej wyspie mogłabym być tylko przez chwilę.
Jedna z bohaterek "Gry o tron" mamrotała przed zaśnięciem imiona tych, których zamierzała pozbawić życia.
Ja chętnie mamroczę sobie czasami imiona ludzi, których właśnie znam z imienia, do których tak się zwracam i z radością mamroczę i mamroczę, bo sporo tego jest, a tak naprawdę i rzeczywiście "po imieniu" to jednak blisko i mamroczę z nadzieją, że nic ich istnienia w moim życiu nie pozbawi :)
Dlatego zanim posłuchasz muzyki usłysz ode mnie, proszę, szczere i z głębi serca płynące: jak dobrze, jak nieskończenie dobrze, że jesteś! :)


Basia

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Okruchy serca


Lubię takie widoki jak na zdjęciu. Z tego właśnie powodu jeżdżę w Tatry, a nie w inne góry.
Skały, odłamki skał, ich okruchy większe i mniejsze, kamienie i kamyki zachwycają mnie i fascynują. I wcale nie muszą być gładkie i wymuskane przez wiatr czy wodę.
Ujawnione światu serce ziemi, jego odłamki, zawsze niepowtarzalne kawałki całości są po prostu piękne.


Widziałam kiedyś nieobrobiony marmur z Carrary. Jest śnieżnobiały, mieni się leciutko, połyskuje jakby miał w sobie ukryty biały ogień. I widziałam ten sam wygładzony, wypolerowany - też lśni chociaż już innym - cieplejszym blaskiem. Oba tak samo piękne. Gdyby ktoś ofiarował mi kawałek tego czy tamtego nie umiałabym powiedzieć czy któryś wolę - chociaż różne oba dla mnie byłyby tak samo cenne.


Darowujemy siebie innym. W kawałkach. W okruchach. Częściach.
Czasem nam się "ukroi" taki, czasem inny. Bywają niewątpliwie absolutnie zachwycające. Bywają takie sobie. Różne. Ale od jednej i tej samej osoby są warte tyle samo ile jej wartość w naszych oczach.
Otrzymuję od innych okruchy ich serc - słowa, chwila obecności, uśmiech, okazana pamięć czy zainteresowanie, wysiłek włożony w to, by się spotkać (także na odległość). Tyle tego. Tyle możliwości, szans, sposobów. Jeśli się chce.
Zawsze doceniam to "chcę". Bywa, że mnie wzrusza. Zapamiętuję i noszę w sobie, bo wiem, że to wartość czyjegoś serca, dla którego nie jest obojętne dawanie, bycie obok, blisko, dzielenie się sobą - dziękuję :)
Moje darowania także bywają różne - większe, mniejsze, piękne i takie, na jakie mnie stać w tym momencie... Jednak zawsze to okruchy mojego serca. Pamiętaj o tym, proszę :)
Basia

sobota, 16 sierpnia 2014

Mgliste wspomnienia

Znam takich, którzy żyją wspomnieniami. I takich, którzy na samą myśl o nich machają lekceważąco ręką mówiąc, że co było, a nie jest nie zasługuje na uwagę.
Ja jestem gdzieś pośrodku. Nie macham lekceważąco, ale też nie żyję tym, co było.
Nawet lubię czasem wskoczyć w przeszłość. Zwłaszcza jeśli była taka, która wspiera teraźniejszość sobą albo dodaje otuchy lub coś tam jeszcze pozytywnego.
W ogóle wszystko co pozytywne jest tym, co lubię najbardziej :)
Wspomnienia z wakacji zwykle są miłe dla tego, kto ich doświadczył i nudne dla całej reszty, która ich nie przeżyła. Chociaż, bywa różnie :)
Dlatego pełna nadziei na to, że Cię nie znudzę wspomnę jedno zdarzenie z moich wakacji.
W tym roku będąc w górach wybierałam do wędrówek trasy nietrudne, bo pogoda nie sprzyjała dalekim wyprawom. Prawie pod koniec mojego pobytu w pochmurny, deszczowy dzień wybrałam się na Sarnią Skałę i będąc tam zastałam wokół... mleko.
Na zdjęciu za mną powinien być widoczny Giewont, ale jak widać go nie widać, bo jest gęsta mgła.


Jednak po chwili zdarzyła się rzecz zwykła-niezwykła - chmura pękła i moim oczom ukazał się...


... widok przepiękny i absolutnie magiczny.
Dzielę się nim z Tobą, bo nie było tam Ciebie ze mną, a pragnę, by i Twoje serce doznało zachwytu.
Takie momenty są tymi, dzięki którym czasem się mówi, że warto żyć.
Pokażę Ci jeszcze jedno zdjęcie, bo widać na nim jak legendarny Śpiący Rycerz z powrotem okrywa się kołderką z chmur.


I jak Ci się podoba?
Ja czuję wdzięczność, że dostałam taki piękny, niezwykły prezent i dane mi było zobaczyć magiczną urodę świata.
A skoro jest ten wpis to znak, że już wróciłam z wakacji :) Prosto w prozę życia zresztą, ale tak to już jest, że ta wakacyjna codzienność jest czymś zupełnie innym od niewakacyjnej. Jednak już jestem w niewakacyjnej, więc... do zobaczenia niedługo :)
Basia

środa, 13 sierpnia 2014

W środku miłości


Kiedy wędruję po górach czuję się w samym środku tego, czego mi trzeba. Jakbym była w sercu kogoś, kto mnie kocha - niczego mi nie brakuje, nie potrzebuję nic więcej, bo mam to "więcej", mam wszystko.
Osłania mnie cisza, której pragnę bardziej niż czegokolwiek innego, a która na co dzień ma spory kłopot, by mnie w sobie zatrzymać na dłużej.
Dostrzegam wokół siłę, stałość i stabilność, którą muszę widzieć, bym czuła się bezpiecznie.
I piękno, bez którego moja dusza usycha, bez którego w żaden sposób nie umiem żyć.
I wiem, że mogę tu być sobą w pełni - bez najlżejszego drgnienia lęku, że moje głęboko czujące, wrażliwe serce zranią nieostrożne słowa, czyjeś emocje czy egoizm.
Mogę tu tylko być i wystarczy, że jestem.


Wpadłam niedawno na piękne słowa Phila Bosmansa - mojego ulubionego gaduły na każdy temat: "Kto kocha temu rosną siły. To, co miłość przynosi, nigdy nie jest ciężarem. Kto kocha, potrafi wszystko".
Kiedy tak chodzę po tych moich ukochanych Tatrach, to wiem jak prawdziwe są te słowa - co tam bolące nogi, zmęczenie do utraty tchu i spływające od czubka głowy aż po pięty strugi deszczu. To dokładnie "nic to, Baśka" skoro chcę tu być.


Piękno gór, ich cisza i milczenie potrafią być bardzo wymowne i skuteczne - otwierają serce. Można więc się przejrzeć w samym sobie. A przynajmniej jest na to szansa.
Nigdy się nie bałam ciszy. Ani tej wokół, ani we mnie, ani pomiędzy. Bo jest od czasu do czasu potrzebna - porządkuje i uspokaja. Myślę, że kiedy rodzi się jej pragnienie, dobrze jest się mu poddać. Tylko wtedy można usłyszeć to, co warte usłyszenia - rytm serca.


Basia

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Blisko, chociaż daleko


Nie wiem czy na zdjęciu uda Ci się zobaczyć tęczę. Jeśli nie, to uwierz mi - jest tam.
Tak właśnie przywitały mnie wczoraj góry. Najpierw burzą z ożywczym deszczem, a potem ciszą i pięknem po burzy :)
Dzisiaj było na odwrót - najpierw cisza i słońce, a po południu kilka burz po kolei.
Tęczy już nie widziałam, ale za to góry "dymiły" parującą wilgocią.


Na Kasprowym "usiadły" chmury, ale i tak dał się zobaczyć. Szłam dzisiaj patrząc na oddalone szczyty, które były jak na wyciągniecie ręki, a jednak niemożliwe do dosięgnięcia.
Jak w wierszu księdza Jana Twardowskiego.
Bliscy i oddaleni
Bo widzisz tu są tacy, którzy się kochają 
i muszą się spotkać aby się ominąć 
bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze 
piszą do siebie listy gorące i zimne 
rozchodzą się jak w śmiechu porzucone kwiaty 
by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało 
są inni, co się nawet po ciemku odnajdą 
lecz przejdą obok siebie bo nie śmią się spotkać
tak czyści i spokojni jakby śnieg się zaczął 
byliby doskonali lecz wad im zabrakło

Bliscy boją się być blisko żeby nie być dalej 
niektórzy umierają - to znaczy już wiedzą 
miłości się nie szuka - jest albo jej nie ma 
nikt z nas nie jest samotny tylko przez przypadek 
są i tacy co się na zawsze kochają 
i dopiero dlatego nie mogą być razem 
jak bażanty, co nigdy nie chodzą parami

Można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie 
Nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem

(za: www.poezjaa.info)


Nie szukałam miłości do gór. Przyszła sama. A teraz chociaż moje "spotkania" z nimi tak naprawdę trwają jedynie dwa tygodnie w roku, to i tak stale noszę w sobie to miejsce. Bo chcę.
Basia

piątek, 1 sierpnia 2014

"Otwarte serce"

On i ona. I pieśń życia, pieśń miłości. Pełna ognia, żaru nieposkromionego i piękna. Szaleństwo, które zachwyca. Przyciąga. Oczu oderwać nie można.
Naprawdę może tak być? Naprawdę. Może.
Kiedy serca otwierają się na siebie do dna. Kiedy nie ma jednego bez drugiego. Kiedy płoną wspólnie.
Magia. Sen na jawie.
Ze snu się budzi. Zawsze. Niekoniecznie wtedy, gdy się tego chce. Bywa, że na własne życzenie.
Ludzie czasem po prostu sobie nie radzą. Ze sobą, z tym, co życie przynosi. Póki trwa znajoma rzeczywistość, póty jest dobrze. Kiedy pojawia się coś nowego... cóż...
"Otwarte serce" ("A coeur ouvert", reż. Marion Laine, 2012) to film... nie bardzo wiem o czym. Pięknie mi się oglądało szaleńczą namiętność na początku, bo to zawsze się pięknie ogląda. Zresztą, są w nim jedne z najładniejszych scen miłosnych jakie kiedykolwiek widziałam. Zwykłość życia także jest OK. Jakieś problemy w tle, które wychodzą przypadkiem na jaw też da się przyjąć i pojąć.
On nie jest święty, ale kto jest? Ona to rozumie, bo kocha i czuje się kochana. I wszystko pięknie. Tylko... Jest w tym filmie takie postrzeganie miłości, które mnie niepokoi. Bo z jednej strony szaleństwo nieokiełznanej namiętności jest w pełni zrozumiałe, ale z drugiej w kontekście tego, co potem wychodzi na jaw budzi pytanie czy to aby nie tylko to i nic poza tym? Bo okazuje się, że iskrzenie między dwojgiem ludzi może nie sprawdzić się, gdy pojawiają się problemy. Aż serce boli, że dzikie pragnienie przeradza się w równie dziką walkę.
Od pewnego momentu film jest gwałtowną szarpaniną, dzięki której jakoś trudno uwierzyć w początek, który się przecież niedawno obejrzało. W zobaczoną wówczas prawdę. Coś mi się tu rozjeżdża. Gubię jasność, ale nie widzę też ciemności :)
No a zakończenie... nie wzięło mnie i tylko tyle powiem.
Szkoda, bo film miał potencjał. Nie wiem czego zabrakło? Spójności? Konsekwencji? Logiki? A może po prostu pomysłu na koniec, by nie był banalny, bo w którą stronę by nie pojechać, to banał i tak czyhał.
Obejrzałam "Otwarte serce" ze względu na Juliette Binoche, którą jako aktorkę po prostu lubię. Nie zawiodłam się, chociaż gra tu szaleńczo. Zresztą Edgar Ramirez odtwarzający główną rolę męską też. Ale to jest w porządku. Pasuje do tematu. Poza tym oboje są piękni, więc miło się na nich patrzy.
Jednak... mam po obejrzeniu tego filmu jakiś niedosyt. I chyba żal. Nie bardzo wiem czemu. Może z powodu świadomości, że wiedza o tym, że jednak nie można igrać z życiem przychodzi czasem za późno. A to jest smutne.


Tyle, jeśli chodzi o recenzję. Obejrzałam ten film, bo jakoś mnie ciągnie do kina europejskiego. I lubię melodię języka francuskiego. Te ich "dziubki" robione z ust i to ich gardłowe "rrrr" :)
Jednak... na koniec odetchnęłam z ulgą, że to tylko film. Zdecydowanie wolę życie z jego rzeczywistością, której mogę dotknąć i posmakować. Ze słowami, które naprawdę słyszę od kogoś i do kogo mogę je kierować i z radością, którą to budzi. Z codziennym zmaganiem się ze sobą, by nie zamykać serca z powodu lęku, że znów je coś zaboli, bo takie delikatne i wrażliwe. Lubię realne spotkania z realnymi ludźmi, którzy zaskakują tym, że po swojemu, a nie zgodnie z oczekiwaniami. I to, że to zaskoczenie bywa bardzo, bardzo piękne :)
Lubię jeszcze wiele rzeczy, ale właśnie dlatego, że mieszczą się w realnym życiu, które dzięki Bogu nie jest jak film, ale jak... życie właśnie.
A przy okazji - co słychać w Twoim sercu? Otwarte? Ciepło mu? :) Mam nadzieję. Jeśli nie, to daj znać. Może zaradzę :)
Pięknych dni i pięknych snów! Także tych na jawie :)
basia