środa, 27 listopada 2013

Zachwycenie

Wczoraj wracałam do domu niedługo przed zachodem słońca. Dzień był pogodny. Niebo w tamtej chwili miało barwę morskiego błękitu. Nieliczne chmury, oświetlone od spodu promieniami niskiego już słońca płonęły różem i złotem. No i to światło... 
Szłam wpatrzona, zachwycona, oczarowana.
Masz tak czasami? Jeśli tak, to mnie rozumiesz. To nigdy nie trwa długo, prawda? Można to jednak w sobie zatrzymać jako pamięć emocji. Warto. Piękno zatrzymane w sobie jest jak płomień świeczki, którą schowano na dnie ażurowej osłonki - niby jej nie ma a jest, bo widać światło.
Dzisiaj chciałabym, byście do mnie dołączyli w poszukiwaniu ciepła i piękna. Nie musicie się przygotowywać. Wystarczy być.
Najpierw zdjęcie. To wieczór w Barcelonie, tuż przed zachodem słońca. Niech nas otuli swoim urokiem. Przywołuję wspomnienie tamtego ciepła i spokoju i wysyłam je do każdego z Was, by ucałowało i przytuliło Wasze serca. Niech się ogrzeją.


A teraz muzyka. Szukałam przepięknej i pierwsze, co mi przyszło na myśl, to ten fragment, do którego wysłuchania za chwilę Was zaproszę. Najpierw tylko parę słów wyjaśnienia.
"Nabucco" Giuseppe Verdiego to jego trzecia z kolei opera z bardzo wielu, które skomponował. Długa, majestatyczna, momentami ciężkawa. Jednak Pieśń Chóru z III Aktu jest absolutnie zjawiskowa. Niektórzy mówią o niej, że to muzyka natchniona z nieba. Ja wiem jedno - to czyste piękno.
Wygnani do Babilonu Izraelici wołają "Leć, myśli" ("Va pensiero"), prosząc o to, by dotarła do ich dalekiej, ukochanej ziemi, za którą tęsknią.
Tęsknota... To także część naszego życia. Zwykłego, ludzkiego życia. Czasem, gdy znajduje odzwierciedlenie w czyimś natchnieniu, mamy "Va pensiero". A czasem jest i pozostaje ukryta głęboko w naszych sercach.
Kładę dłonie na Twoich oczach - zamknij je, dotykam Twego serca - otwórz je. I poczuj. To muzyka bliskości.


Żegnam się z Wami na kilka dni, bo za chwilę zamykam laptopka i otworzę go dopiero w sobotę lub niedzielę, gdy wrócę z podróży - do zobaczenia :)
Basia

poniedziałek, 25 listopada 2013

Cenne okruchy

Mój wierny towarzysz dnia - dziecko sąsiadów, które ćwiczy na pianinie, rozpoczęło "plum, plum" na tematy świąteczne. Słyszę więc, nuta po nucie, powolutku wygrywane melodie kolęd.
Idą święta. Nie sposób nie zauważyć. W wielu miejscach pojawiły się choinki i świąteczne ozdoby.
Za wcześnie? Czy ja wiem... To oczywiście może drażnić. Może i nie.
Bo popatrzcie - świat się szykuje do świętowania jak małe dziecko, które nie "czuje" czasu i drepcze niecierpliwie w miejscu, bo nie umie poczekać.
Wiem, że nie o to chodzi w tym ozdabianiu, ale ja nie o tym. Skoro już jest, to doszłam do wniosku, że i tak mam wybór - mogę "zamknąć" oczy na to, czego widzieć nie chcę i spróbować cieszyć się nadchodzącymi świętami miesiąc przed ich nadejściem - radością przygotowywać się do świętowania. Zbierać okruchy dobrych myśli, dobrych emocji, dobrych chwil.


Ta śliczna mozaika, umieszczona na sklepieniu kościoła Zbawiciela na Chorze w Stambule, złożona jest z setek maleńkich kamyczków. Komuś chciało się ułożyć je sensownie jeden obok drugiego po to, by powstało piękno. I stało się, jak chciał.
To tak, jak nasze życie, które składa się z niewielkich "kamyczków" chwil, układanych jeden obok drugiego godzina po godzinie, rok po roku. 
Przyszło mi do głowy, że te niedoceniane czasem momenty, drobne, ciche, małe, ledwo zauważane a zawsze przemijające, są jednak zdolne zmienić obraz całości. A nawet, jeśli nie zmienić, to nadać jej określony charakter.
Dlatego takimi "drobiazgami" można się obdarowywać. Dzisiaj daję Wam kolejną taką chwilę.
Możesz ją spędzić ze mną, jeśli chcesz - odpocząć, pomyśleć, pozwolić się oczarować pięknu, które uwieczniłam na zdjęciu (mimo "gołego" tynku wokół, ale to dlatego, że kościół jest wewnątrz bardzo zniszczony). Możesz przejąć ode mnie pozytywne nastawienie do zastanej rzeczywistości, której nie da się zmienić. Możesz się do niej uśmiechnąć (albo do mnie, jeśli wolisz :)).
Dla mnie nasze "spotkanie" w tym miejscu jest radością, więc możesz być pewien, że ja się uśmiecham :)
A jeszcze co do "kamyczków" chwil, to mam głębokie przekonanie, że poczucie spełnienia nie bierze się z istnienia w życiu spektakularnych zwycięstw i sukcesów na miarę lotu na Księżyc. To te drobiazgi, ich ilość i jakość pozwalają stwierdzić kiedyś, czy życie jest niezłe czy tylko takie sobie.
Wszyscy mamy szansę na drobne okruchy szczęścia.
Kochani, życzę Wam niech każda chwila Waszego życia będzie tą, która uczyni je pełnym :)
Basia

sobota, 23 listopada 2013

Nie pozwól sercu zasnąć


Wyciszony, nastrojowy listopad trwa :) Niesie ze sobą także chłód (nie tylko ten zewnętrzny), więc dzisiaj kontynuuję otulanie Was i siebie pięknem. Wybrałam słowa, które raz usłyszane, zapadają w serce, zostają w pamięci, poruszają, budzą.
Jeśli chcesz znowu przystanąć w biegu dnia, to zapraszam. Dzisiaj mam dla Ciebie opowieść. Krótką, ale pełną niezwykłego uroku. Niech Cię otuli, jak ciepły pled i da Ci siłę.
Słowa słynnej arii ("Nessun dorma" - "Niech nikt nie śpi") z III Aktu opery Pucciniego "Turandot" cytuję z programu (oprac. Marcin Fedisz, Teatr Wielki - Opera Narodowa, Warszawa 2013), który nabyłam przed spektaklem.

"Niech nikt nie śpi!!!
Ty też, księżniczko,
W twej pustej komnacie
Wpatrujesz się w gwiazdy
Drżące z miłości
I nadziei...
Moja tajemnica jest ukryta
We mnie.
Mego imienia nie pozna nikt!
Nikt, nikt, powiem je twoim ustom,
Kiedy rozbłyśnie słońce...
A mój pocałunek złamie
Ciszę, która uczyni cię moją!
(...)
Nocy, rozprosz się!
Zajdźcie gwiazdy!
O świcie zwyciężę!
Zwyciężę! Zwyciężę!"

A teraz to samo w wykonaniu Pavarottiego. Tylko trzy krótkie minuty czystego piękna - daj się skusić i posłuchaj, proszę. Zapewniam - bardzo warto.


To "zwyciężę!" robi kolosalne wrażenie. Libretto tej opery jest znane, więc nie zdradzę żadnej tajemnicy, mówiąc o tym, że ten "szaleniec" z ogniem miłości w sercu zwyciężył.
Pokrzepiające :)
Kochani, nie zasypiajcie - wierzcie w niemożliwe :)
Basia

środa, 20 listopada 2013

Zatrzymanie


Piękna muzyka, piękne słowa, piękne chwile... Pięknie być...
Myślę, że tego nam trzeba. Tak na co dzień, nie od święta. W każdym momencie, by nie przegapić życia, by nie mignęło przed oczami w szale obowiązków, w trudzie trosk, w zmaganiu.
Teraz może być ta chwila. Jeśli chcesz, to się zatrzymaj. Możesz dołączyć muzykę w tle, może płomyk świeczki, może obecność kogoś, kogo kochasz a może po prostu usiądziesz wygodnie sam z kubkiem kawy w pobliżu.
Zapraszam. Poczytaj. Porozmyślaj. Posłuchaj. Odetchnij.
Pobądź sobą. Pobądź ze mną.
Kiedyś spodobał mi się wiersz Jonasza Kofty "Trzeba marzyć" (znalazłam go na stronie www.poezjaa.info) a ostatnio zauroczyła muzyka zespołu Ms. No One.
Moim zatrzymaniem nad nimi dzielę się dzisiaj z Wami :)


Trzeba marzyć

Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć
Zamiast dmuchać na zimne
Na gorącym się sparzyć
Z deszczu pobiec pod rynnę
Trzeba marzyć

Gdy spadają jak liście 
Kartki dat z kalendarzy
Kiedy szaro i mgliście
Trzeba marzyć
W chłodnej, pustej godzinie
Na swój los się odważyć
Nim twe szczęście cię minie
Trzeba marzyć
W rytmie wietrznej tęsknoty
Wraca fala do plaży
Ty pamiętaj wciąż o tym
Trzeba marzyć
Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć




Z życzeniami pięknych marzeń
Basia

P.s.
Jeszcze raz dziękuję pewnej cudownej osobie za umożliwienie mi spotkania z tą muzyką :) B.

niedziela, 17 listopada 2013

Muzyka życia


Świat nam trochę przygasł. Poszarzał. Kolory lekko wyblakły. Chłód się daje we znaki.
Taka pogoda zapędza do domu i budzi pokłady czegoś, drzemiącego sobie dotąd spokojnie gdzieś na dnie duszy. Aż chce się otulić i przytulić. Ciepłem i do ciepła. Mnie ciągnie do migających płomyków ognia i do piękna.
Przypominam sobie pewną scenę z filmu "Equilibrium" (reż. Kurt Wimmer), kiedy to główny bohater włącza odtwarzacz (stary gramofon, na który nakłada płytę) i za chwilę leci początek Dziewiątej a on z wrażenia upuszcza, trzymaną w dłoni, szklaną kulę, która roztrzaskuje się na kawałki. Bardzo sugestywne ukazanie mocy muzyki i siły ludzkich emocji.
Co do Dziewiątej Beethovena, to akurat się nie dziwię, bo jej początek jest jak wschód słońca - początek życia.
Muzyka jest wyrazem piękna. Muzyką można się otulić.
Słucham muzyki, bo lubię. Pewnie jak większość z nas. Więcej czy mniej, częściej czy rzadziej, ale coś tam nam zazwyczaj leci w tle dnia, towarzyszy w czasie jazdy samochodem, przy pracy albo po prostu.
A teraz jest dobry czas na słuchanie, gdy wokół wszystko przycichło - okna, najczęściej pozamykane, nie wpuszczają hałasów z zewnątrz, a i te hałasy jakby też nie były sobą, nie takie, jak latem, gdy jest ciepło.
Nie znam się na muzyce. Na żadnej. Jestem tylko i wyłącznie jej odbiorcą. Robi na mnie wrażenie albo nie i tyle. Tu mi się kojarzy ciekawe stwierdzenie Tomasza Stańko (to muzyk jazzowy), który powiedział kiedyś coś w tym stylu, że jeśli chodzi o muzykę, to w jego mniemaniu każdy jej rodzaj, oprócz jakichś niszowych, do odbioru których trzeba solidnego fachowego przygotowania, jest muzyką popularną.


A z muzyką skojarzyło mi się to, co umieściłam w tytule - muzyka życia. Każdy ma swoją własną. Sobą "śpiewa" czy "gra" czy jedno i drugie (niedawno podobne refleksje miała moja przyjaciółka, o czym wspomniała na swoim blogu - pozdrawiam kochana :)).
Bywa, że czyjaś "muzyka" zachwyca. Bywa i na odwrót.
Każdy z nas jakiś jest. Słuchając "muzyki" drugiego człowieka, można doznać wielu emocji. Pozytywne sprawiają, że powstają między nami pomosty. Może też stworzyć się duet, jakieś wspólne piękno.
Mnie to ludzkie piękno nieustannie wprawia w zdumienie. Nie dlatego, że istnieje w ogóle, ale ponieważ objawia się w konkretnym człowieku tak a nie inaczej.
A przy okazji - nie sądzicie, że bez muzyki byłoby źle? Ona wyraża przecież to, co w nas - w środku, w sercu, duszy. Ktoś za nas o tym mówi, bo taką wziął na siebie rolę. Krzyczy nutami o wszystkim, co ludzkie, nasze. Myślę, że nie da się przeżyć życia, tłumiąc to w sobie.
Kochani, życzę Wam pięknej muzyki Waszego życia :) Wszystkiego dobrego :)
Basia

środa, 13 listopada 2013

Magiczne chwile

Lubię ciche poranki. Na moim osiedlu takie są zazwyczaj w niedziele i święta - wszyscy najwyraźniej odsypiają pracowite dni. A ja wtedy, patrząc przez okno, mam wrażenie, że niemal widzę ciszę - łapię jakąś przedziwną magię chwili, nieuchwytną na co dzień.
Kiedyś ktoś mi opowiadał, że wstaje bardzo wcześnie tylko po to, by móc pobyć samemu w pełnym ludzi domu i by mieć nie tylko po prostu chwilę dla siebie, ale chwilę wyjątkową, bo takie są te poranne.
Rozumiem to. Wiele razy zdarzyło mi się obudzić bardzo wcześnie i już nie zasnąć, bo po głowie kołatały słowa, domagające się zapisania. I w efekcie bladym świtem pisałam jak natchniona (tylko nie myślcie, że ze mnie taki dzielny ranny ptaszek, bo niejednokrotnie zdarzyło mi się zaspać skandalicznie).
To chyba chodzi o głęboki kontakt z samym sobą, o co nie tak łatwo, gdy wokół świat aż huczy.


Na zdjęciu jest jeden z takich poranków wczesną jesienią. Niskie słońce pięknie oświetliło, jeszcze wtedy pełną liści, winorośl.
Magiczne chwile. Trzeba nam ich, prawda? Zauważyłam, że przychodzą same, zazwyczaj niespodziewanie, z zaskoczenia. Jednak zawsze rozpoznawalne. Bo albo ciche nad podziw albo piękne wyjątkowo albo jedno i drugie jednocześnie plus coś tam jeszcze.


To z kolei wieczór w Rzymie. Widok z mostu, prowadzącego do Zamku Świętego Anioła. Był upał, nawet wtedy, gdy powoli zapadały ciemności. Pamiętam jakąś przedziwną mieszaninę zmęczenia, euforii, zachwytu i tego czegoś, co się czuje, ale o czym opowiedzieć nie sposób.


A to Barcelona. Dawny Pałac Prezydenta, położony na dość wysokim wzgórzu. W letnie wieczory, niedługo przed zachodem słońca, gromadzą się tam tłumy, by oglądać niezwykły spektakl - zaczynając od góry, po kolei uruchamiane są kaskady i fontanny. Wygląda to tak, jakby woda sama znajdowała sobie miejsce, by w widowiskowy sposób spłynąć aż na sam dół. Ludzie krzyczą w zachwyceniu, woda szumi, a wokół powoli zapadają ciemności, budząc do życia uliczne latarnie.
Magicznych chwil jednak zazwyczaj nie sposób ani przewidzieć, ani zaplanować. Można jedynie na nie czekać, a gdy przyjdą - zapamiętać.
Życzę wielu takich chwil w życiu każdego z Was :)
Basia

niedziela, 10 listopada 2013

Siła marzeń

Marzniecie kochani? Ubierajcie się ciepło i myślcie też ciepło :) Optymizm ogrzewa. Uśmiech też. Miłość i przyjaźń również.
Możemy otulić się w siebie nawzajem lepiej niż w kocyk. Wiem, co mówię. Mnie łatwo i szybko marzną dłonie. Tak mam. Rękawiczki nie pomagają albo nie za bardzo. Kieszeń plus rękawiczka już lepiej. Jednak tym, co jest w stu procentach skuteczne jest jedynie ludzka dłoń, która schowa moją w siebie i za chwilę moja jest cieplutka.
A w ogóle na chłód na zewnątrz i nie tylko tam, jest sposób. Popatrzcie na zdjęcie. Zapraszam na wędrówkę :)


Zamykamy na chwilę oczy a potem je otwieramy i... już idziemy grzbietem Ornaku. Od Siwej Przełęczy, czyli Starorobociański mamy za plecami, jakby się kto pytał :) Po prawej widok na Staw Smreczyński (to taka "dziura" w morzu lasu). Po lewej gdzieś daleko w dole Chochołowska, której nie widać. Trochę wieje, ale nie za bardzo. I słońce łypie zza chmur. Nogi już nie pamiętają wspinaczki, teraz jest równo - długo i daleko równo. A w perspektywie szarlotka w schronisku na Hali Ornak (co prawda dopiero po zejściu do Iwaniackiej a potem jeszcze od niej kawałek, a kto schodził ten wie - stawy w kolanach trzeszczą!) - najlepsza jaką jadłam. Wielki, słodko-kwaśny, świeżutki kawałek odkrojony z całości (może się nawet przy odrobinie szczęścia trafić ten z przyrumienionym twardym brzeżkiem) - pycha! A do tego herbata z cytryną (bez cukru, jak dla Basi) podana... w szklance, czyli musisz wyprawiać sztuczki - rozpaczliwie łapiesz za brzeg wariacko gorącej szklanki i... próbujesz siorbać :), siedząc gdzie bądź wokół schroniska. Szklaneczka chwieje się, ustawiona na trawce, szarlotka z trudem poddaje się plastikowemu widelczykowi i grozi co chwila, że zjedzie z papierowej tacki na łeb na szyję na zakurzone buty, pokonując po drodze zjeżdżalnię ze spodni, a... człowieka nic z tych rzeczy nie denerwuje, bo i niby dlaczego?
Ma za sobą parę godzin wędrówki? Ma. Ma przed sobą jeszcze całą Kościeliską do przejścia? Ma.  A od niej kawałek do zaparkowanego samochodu? Ma. Przejmuje się tym? Nie. To o co chodzi?
Przeszło się tyle, to się przejdzie resztę. Co to dla człowieka, nawet takiego z plecakiem na sobie? Nawet, jak już w dolinie złapie deszcz. Albo nie, deszcz nie. Nawet jak się zostanie otoczonym, nie wiedzieć jak i kiedy, przez skłębioną masę owiec, które jak to one - nie patrzą, gdzie lezą, byle leźć, gdy inne lezą (zawsze mnie nurtuje problem, od której to wełnistej panny się zaczyna, czyli która daje sygnał, że w tę a nie inną stronę, bo od którejś musi. To ona jakaś inna, że niby takie z niej koło zamachowe, czy co? I po czym takową poznać? I czy ona ma inny zestaw genów?).


A później, już w samochodzie (aj, jak się czuje mięśnie w udach, te z przodu, wiecie) rodzi się w głowie niecny plan, by po drodze do domeczku przystanąć na chwilę przy tej kawiarence na końcu Kasprusich, tuż przed Strążyską i fundnąć sobie jeszcze ekstra ciacho do kawusi (wzbudzając popłoch wśród statecznych ceprów, zasiadających równie statecznie w kawiarni, swoim spocono-rozmemłanym wyglądem), którą się potem w tym domeczku nagrodzi na pół żywy człowiek, jeśli i tym razem uda mu się jednak wypełznąć spod prysznica.
Żyć - nie umierać. Albo może umrzeć i trafić do nieba, czyli... w góry :)
Cieplej? :)
Uśmiechniętych dni Wam życzę :)
Basia

czwartek, 7 listopada 2013

Czas na tworzenie

Wczoraj po południu spadł deszcz a właściwie mżawka. Taka zimna, listopadowa. Kiedy wieczorem wychodziłam z domu, to mi zapachniało zimą. I po raz pierwszy od... nie pamiętam od kiedy, w ogóle nie zrobiło to na mnie wrażenia. A zazwyczaj aż mi serce mroziło i zniechęcało do wszystkiego. Proszę, proszę - co za zmiana. Chociaż, wyznam, że na wszelki wypadek "opatuliłam się" pączusiem z różą w środku i lukrem na wierzchu, ale to tak  tylko z rozpędu :)


I skojarzyło mi się (nie pączek, ale zmiana). Przypomniałam sobie, że jak byłam dzieckiem, to myślałam, że gąsienicy w kokonie wyrastają skrzydła i stąd potem pojawia się motyl.
A prawda jest taka, że gąsienica zawsze pozostanie tylko gąsienicą. W tajemnicy kokonu, który pracowicie tka, następuje całkowity rozpad tkanek. I dopiero z produktów tego rozpadu tworzy się nowe życie - motyl. Kiedy więc gąsienica, gnana instynktem, pełza, by owinąć się kokonem, to zmierza po swoją śmierć.
Koniec, który daje początek. Bez jednego nie byłoby drugiego.
I, dalej idąc tym tropem pomyślałam, że piękno (jak skrzydła u motyla), gdziekolwiek - w człowieku, poprzez jego dzieła, pomiędzy ludźmi - musi mieć czas, by powstać.
I że tworzy się zawsze od podstaw. Jest czymś nowym, chociaż korzysta z "tkanek" - osobowości dwojga ludzi, czyjejś myśli, talentów.
Przez to każde spotkanie z drugim człowiekiem jest niepowtarzalne, bo chociaż ja jestem ta sama, to ten drugi jest kimś innym niż ten poprzedni, niż ten, którego spotkam później, kiedyś. Dlatego na to, by powstała jakakolwiek relacja potrzeba czasu na szukanie dla niej odpowiedniej, jej tylko właściwej, drogi.


Nie wiem, co o tym sądzicie, ale ja uważam, że warto ciągle zaczynać. Bez względu na to, czego to zaczynanie dotyczy. Pod warunkiem jednakże jego większej wartości od tego, co dotychczas. A brak marudzenia z powodu zimna na pewno oznacza zmianę w dobrym kierunku :)
Myślę, że dobrze jest mieć poczucie, że ma się skrzydła u ramion. Niekoniecznie zaraz anielskie :)
Basia

poniedziałek, 4 listopada 2013

Pięknie śnić

Powrót do codzienności po świątecznej przerwie zawsze jest dla mnie jak budzenie się ze snu. Trochę trwa, zanim załapię gdzie jestem i w ogóle o co chodzi. Nawet, jeśli to tylko ułamek sekundy, to i tak przez ten ułamek muszę przejść jak przez korytarz - czas pomiędzy.
Wiele razy słyszałam, że poniedziałki są trudne. Nikt z nas ich za bardzo nie lubi. Kiedyś powstał nawet film o takim tytule.
Może to o to chodzi, że tak naprawdę jesteśmy zaprogramowani na Eden. A tu - proza życia, a więc przede wszystkim obowiązki. A wolimy świętowanie :)
Ja w każdym razie rozpędzam się na nowo.
Rano przywitało mnie słońce, które o tej porze roku i dnia jest na tyle nisko, że w absolutnie niezwykły sposób oświetla. Mój ogród wyglądał przepięknie, bo to oświetlenie wydobyło i wzmocniło kolory.
Piękny prezent na początek dnia i tygodnia.
Potem już niebo zasnuły chmury, ale co widziałam to widziałam. Myślę, że sporo takich niespodzianek jest wokół nas, nie sądzicie? Odnoszę wrażenie, że tylko od nas zależy, by je dostrzec. Także w poniedziałki :)


Chodzi mi teraz po głowie określenie, które słyszałam i słyszę od czasu do czasu - pięknie żyć.
Zastanawiam się jak się ono przekłada na naszą codzienność.
Kiedy byłam umordowaną mamą małych szkrabów, uparcie, dzień po dniu, szukałam chwili tylko dla siebie - jakaś kawka czy herbatka wypita w spokoju, gdy maluch spał, cicha piękna muzyka w tle, dwie strony przeczytanej książki, cokolwiek, co dawało mi oddech. Teraz widzę to jako łapanie okruchów piękna za nogi, gdy akurat miały kaprys przefruwać przed moją twarzą. Chyba właśnie dlatego nie oszalałam ze zmęczenia, braku snu i nadmiaru obowiązków.
Piękno ocala?
Myślę, że w ogóle wolimy jakąkolwiek ładność od jej braku i szukamy tego, nawet za bardzo się nad tym nie zastanawiając. Te widoki za oknem, zatrzymanie tchu, który zamarł, bo oczy zobaczyły coś, jakąś harmonię przedziwną albo ład doskonały, jaki zaprezentowała nam natura, chodzenie jak we śnie po koncercie (i nie dlatego, że było głośno) i cała masa innych rzeczy i spraw.
No i jeszcze ludzie z ich pięknem w sercach, w umysłach, ale także w ciałach - te oczy pełne okruchów blasku, dłonie, gesty, wdzięk i czar uśmiechu.
I myślę jeszcze, że pięknie żyć, to też żyć dobrze, czyli dobrem, z sercem na dłoni, z łagodnością, czułością i szacunkiem. To te wszystkie prezenty z siebie, jakie otrzymuję od innych, od Was. Czas dla kogoś, wytrwałość przy nim, by coś przetrwało i ocalała bliskość. To odwaga serca, które nie boi się samego siebie i tego, co w nim.
No i znów wyszło na to samo, jak to u mnie. Od jakiegokolwiek tematu nie zacznę, zawsze skończę tym samym. Teraz też - myślę, że pięknie żyć, to kochać - siebie, kogoś, życie...
Basia

niedziela, 3 listopada 2013

Miejsce dla Ciebie

Kochani,
czuję się otulona Waszą obecnością tutaj i słowami pełnymi ciepła, które kierujecie do mnie - dziękuję :)
Jestem oczarowana Waszą wrażliwością i pięknem, które w Was mieszka.
Ten czas, który teraz trwa sprzyja wyciszeniu, wgłębieniu w siebie. Czas zatrzymania.
Zatrzymajmy się więc, proszę, nad przepięknym wierszem, który wpadając mi w oczy, wpadł przy okazji i do serca.
Autorem jest Grzegorz Szymczak.

Pokoik

Znajdź te małe drzwi na końcu Twej duszy,
tuż za samotnością, na prawo od zwątpienia.

Wejdź proszę, ogrzej się...

Zaparzyłem kubek ciepłych myśli ze szczyptą uśmiechu,
otul zziębniętą nadzieję w koc utkany z zapomnienia

...

Mam tu okno z widokiem na ciszę,
spójrz - tam w oddali Twoich marzeń motyle.

...

Osusz wrażliwość od smutków mokrą,
... zostań jeszcze przez chwilę.



Pozostawię bez komentarza. Jedynie składam Autorowi podziękowanie za poruszenie duszy i wyrazy uznania dla talentu.


A Was ciepło pozdrawiam :)
Basia