wtorek, 30 czerwca 2015

Wieczorem...


Dzisiaj jest pochmurno, ale wczoraj... zatańczyły chmury na wieczornym niebie, rozhulały się, rozpłoniły. Nie mogłam się oprzeć, by nie zatrzymać ich piękna na zawsze, bo niedługo później nie było po nich śladu - ulotna uroda chwili.
Jak w życiu, jak w nas i między nami - przelotne muśnięcie czubkami palców, ledwo zauważalny w biegu życia uśmiech i ciepło oczu, a jednak... jest miejsce, w którym to zostaje - serca przechowują pamięć o tym, co przyśpieszyło ich rytm.
Ja zachowałam piękno zachodzącego słońca także na fotografii i dzisiaj... cieszy :)


Lubię ten czas, gdy dzień powoli zamiera, gdy wszystko doświadcza przeczucia zmiany i jak w powolnym tańcu zmierza w stronę snu - niskie słońce wyostrza kontury ujawniając nieoczywistą urodę rzeczy, wiatr ucicha znużony całodzienną pracą, więc i drzewa zamierają, a przycupnięte na ich gałęziach ptaki stroszą pióra okrywając się ich przytulnością.
Tylko my - ludzie głośnym śmiechem zaprzeczamy uciszeniu natury, muzyką rozpraszamy zapadającą ciemność, zapalonymi lampami próbujemy zastąpić blask słońca, by nam oczy nie kleiły się znużeniem, by serca biły wciąż silnym rytmem - mocne pragnienie życia daje o sobie znać.


A natura... po swojemu :) Szepcze, szeleści, szemrze - przedsenne gadanie, mamrotanie o minionym dniu. Po co? Nie wiem. Może, by go poukładać sensownie i po kolei, żeby nic nie umknęło, bo... nigdy nie wiadomo co i kiedy wróci przypomnieniem nachalnym i natrętnym.
Moja wieczorna opowieść, moje przedsenne szeptanie niech przyniesie Ci pokój serca, niech da odpoczynek myślom, ogrzeje.
A gdy skończysz czytać zostaw wszystko, podejdź do okna, wyślij zmierzchowi uśmiech, ociepl spojrzeniem zamierający dzień... Przekaż mu miłość, którą nosisz w sercu. Niech stanie się lampą w ciemności. To ma sens :) Przecież miłość nigdy nie umiera. Przecież o tym wiesz.
Dobranoc :)
B

piątek, 26 czerwca 2015

Sznureczek czasu

Na sznureczek czasu nawlekam koraliki zdarzeń - perły o matowym blasku dostrzeganym jedynie przez tego, kto patrząc umie widzieć okruchy migoczących, świetlistych chwil niosących dobro.
Mam ich trochę, więc o nich opowiem.
To ulotny, smakowity widok którym poczęstowało mnie niskie wczesnowieczorne słońce tworząc spektakl piękna ze swoich promieni, a chmury ułożyły się tak, by odsłonić błękitne serce nieba:

To cierpliwość wiersza, który czekał aż go dostrzegę na okładce niedużego tomiku:

***
chcę pisać o tobie
twoim imieniem wesprzeć skrzywiony płot
zmarzłą czereśnię
o twoich ustach
składać strofy wygięte
o twoich rzęsach kłamać że ciemne
chcę
wplatać palce w twoje włosy
znaleźć wgłębienie w szyi
gdzie stłumionym szeptem
serce zaprzecza ustom
chcę
twoje imię z gwiazdami zmieszać
z krwią
być w tobie
nie być z tobą
zniknąć
jak kropla deszczu którą wchłonęła noc

(Halina Poświatowska, Jestem Julią, Wyd. Literackie 2015)

To ciepło ludzkiego serca, które przywędrowało do mnie razem z pełnymi kwiatów obrazkami zaskakując mnie swoją urodą i szczodrością. Znalazłam mu miejsce na ścianie tarasu :)


To pełna energii muzyka, która nie ogląda się na to, co ludzie powiedzą i czy jest na czasie, bo pragnie jedynie obdarowywać radością i ciepłem:



I słowa zamknięte między okładkami książki, o której autor mówi: Ja się za tę książkę nie zabrałem. To ona zabrała się za mnie" (Paul Badde, Ziemia Boga w 20 tajemnicach, Wyd. Niecałe, Bytom 2013).

A także sobotnie i niedzielne spotkania, które przede mną i które uciszają serce pełnym radości przeczuciem.
Tyle tego :) Dzielę się więc z Tobą życząc wielu dobrych okruchów chwil w Twoim życiu :)
B.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Ikony

Tych z Was, których zainteresowało moje pisanie ikon (ale nie tylko tych oczywiście :)) zapraszam na bloga ikony-michael.blogspot.com gdzie można obejrzeć zdjęcia z wernisażu, który odbył się niedawno (na którym zaprezentowana została także ikona pisana moją ręką), a także dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o pisaniu ikon.
Zapraszam ciepło i serdecznie :)

Rozmyślania o sercu i nie tylko


Ostatnio doszłam do wniosku, że gdyby moje serce umiało śpiewać, nuciłoby nieustannie :) Zamiast mnie, rzecz jasna, bo jestem zajęta innymi sprawami, ale takie nucenie w tle... kuszące towarzystwo.
Bo śpiewa się najczęściej z radości, z poczucia szczęścia, a mnie tak wiele spraw uszczęśliwia :) Ponieważ, ale także pomimo.


W życiu bywa przecież różnie. Jednak mimo tego "różnie" ja nieustannie i wytrwale rozdmuchuję iskierki tlące się w moim sercu, by nie zgasły. Osłaniam je dłońmi przed jakimkolwiek chłodem, także ludzkiej niechęci czy niezręczności.
Pilnuję ognia w sercu, by nie zmalał od trudnych doświadczeń.
Bo serca nie da się podłączyć do ładowarki na noc i rano mieć buchające mocą. Trzeba więc go nieustannie pilnować, by błoto, którym zewnętrzność stara się je ubrudzić było ciągle zmywane.
Wiem, że zależy to wyłącznie ode mnie. Tego nikt mi nie podaruje.
Spora odpowiedzialność.
A jednocześnie spora przyjemność, gdy widać jak bogactwo serca sieje blask budząc go w oczach innych.


Z sercem jest jak z relacją między ludźmi. Jeśli się zaniedba dorzucania do tlącego się między nami ognia, to gaśnie. Jeśli doświadczy zranienia zbyt wiele razy, to trudno, bardzo trudno (czasem może niemożliwe?) o jego dobudzenie.
Pojawia się więc nieodparcie pytanie - czym można nakarmić ogień? I gdzie szukać źródła zasilania?
Jak sądzę, każdy ma swoje własne sposoby na żar w sobie i pomiędzy nim a innymi.


Tak oto porozmyślałam sobie o sercu, w które zajrzałam po natłoku ostatnich zdarzeń i znalazłam tam to, co zawsze - spokój i ciszę. Stąd też takie a nie inne fotografie ilustrujące dzisiejszy wpis :) Jest na nim pochwycony przeze mnie klimat Supraśla - miejsca, które odwiedziłam niedawno, a które swoim urokiem zapadło mi głęboko w serce :)
Tej ciszy, piękna życzę i Tobie - przespaceruj się po swoim sercu, naciesz jego bogactwem, odkryj na nowo jego urodę. Bo ludzkie serce skrywa wielkie skarby. Bardzo w to wierzę, gdyż nieustannie się z tym spotykam patrząc w oczy innym.
Przesyłam uśmiechy :)))
B

wtorek, 16 czerwca 2015

Kolaż

Odhaczam na liście w głowie to, co już zrobione, załatwione, co mija, a i tak mi się ta lista dłuży i dłuży.
A tu kwitną peonie, wydarzenia narastają lawinowo, życie mi miga przed oczami w dość zawrotnym tempie... Gdzie są wakacje?!!! :)
Nic to, Baśka, jak mawiał uroczy pan Michał do swojej równie uroczej połowicy.
Zanim ogarnę wszystko na razie maleńki kolaż.
Peonie kwitną i pachną, a ja je uwielbiam, więc kupuję, znoszę do domu, pakuję do wazonu, uwieczniam na fotkach, prezentuję na blogu:


I jeszcze:


Poza tym słucham muzyki pod gołym niebem, bo okazuje się, że w moim mieście są ludzie, którzy uznali to za świetny pomysł i zaprosili muzykę nie tylko do Łazienek, ale też na ulicę Chłodną na Woli.
Udało mi się posłuchać Mozarta, a w najbliższy czwartek będę wchłaniać rodzimy folklor, czyli zespół Mazowsze.
Mozart z tej przyczyny, że trwa organizowany przez Operę Kameralną 25 Festiwal Mozartowski. A Mazowsze... nie wiem i nie dociekam. Pójdę posłuchać, bo to profesjonaliści i mają w repertuarze nie tylko przyśpiewki w rodzaju "Hej, przeleciał ptaszek", które same w sobie też są urocze.


Grający Mozarta kwartet smyczkowy o wdzięcznej nazwie The Tonacja przyciągnął całkiem spore grono słuchaczy. Miejsce też okazało się klimatyczne, bo wokół zamieszkane kamienice (na jednym z balkonów w czasie trwania koncertu jakaś pani rozwieszała pranie :)), od czasu do czasu przejechał samochód, rowerzyści zatrzymywali się na moment, by posłuchać...


A niedługo czeka mnie mocny ikonowy akcent na koniec sezonu mojego malowania: wernisaż w najbliższy piątek, jakiś lekko szalony (którego jeszcze nie ogarniam) pobyt na Krakowskim w sobotę, by ludziom poopowiadać o pisaniu ikon i mój niedzielny dyżur w Galerii, gdzie ikony z naszej szkoły są prezentowane i gdzie także poopowiadam chętnym co i jak z tymi ikonami. W niedzielę też pójdę posłuchać Vivaldiego w wykonaniu chóru u świętej Anny.
Za mną zaś sobotni wyjazd na Podlasie do Supraśla i tamtejszego monasteru oraz Muzeum Ikon (dla zainteresowanych - fotorelacja jest na blogu: ikony-michael.blogspot.com).


No i nie mogę oprzeć się pokusie, by zaprezentować jak mi z głowy wyrasta cerkiewna kopuła ;)))


A poza tym... życie trwa, moje serce ma się dobrze, nie śpi, bo pamięta o tych, o których nie sposób zapomnieć, cieszy pięknem nieustannie dawanym mi w prezencie zasłużenie czy nie, uśmiecha do świata i ludzi i w ogóle się nie przejmuje, że ktoś nie odpowiada tym samym :)
B.

wtorek, 9 czerwca 2015

Muzyczne (i nie tylko) zauroczenia


Czas zapachu kwitnących róż, porannych śpiewów upojonych słońcem ptaków, wszechobecnej zieleni i kolorów natury, które w przedziwny sposób ze sobą harmonizują.
Czas niespodziewanych spotkań i rozmów w biegu, bo chociaż zapędzeni, ale przecież tak pięknie, ciepło, nareszcie, co słychać...
Czas lenistwa na tarasie, w cieniu z książką, do której tylko zerkam od czasu do czasu, bo szkoda mi zamykać umysł w świecie nierealnym skoro ten rzeczywisty jest tak uroczy.
Czas długiego wędrowania, bo przecież muszę załatwić..., a tak naprawdę żeby poczuć wiatr i gorące palce słońca na odkrytej skórze, wplątane we włosy...
Czas zamykania spraw, by jeszcze przed wakacjami zdążyć i mieć z głowy, więc zabieganie przyśpiesza niebezpiecznie.
Czas piękny i wyczekany - wiosenny i letni. Nareszcie z nadzieją w sobie, pozbawiony rękawiczek zamykających dłonie w maleńkiej przestrzeni i ciężkich butów, w których stopy czują się zagubione i zapomniane.
Czas szmeru wody w fontannie i pisku dzieci ochlapanych na własne życzenie.
I tęczy po burzy, i zapachu pełnego ozonu powietrza. I miejskiego kurzu, który szczypie w oczy i uparcie włazi między paski sandałów.
Taki czas lubię. Za nim tęsknię, nawet gdy trwa. I zaczarowuję myślami, by nie przemijał zbyt szybko.
A skoro jest - niezwykły, lekki i piękny, to nic dziwnego, że moje dwie dobre znajome - poezja i muzyka plączą się w pobliżu, okiem mrugają znacząco ;) że niby one tak tylko, a przecież wiem - chodzi o to, by zaistnieć ;)
Niedawno ktoś mi przypomniał o Julii Hartwig. Jej wiersze są ciekawe, niebanalne. Trochę jak zapiski rozmów z samą sobą, trochę na krawędzi jawy i snu, trochę zwykłe, bardzo niezwykłe.
Mnie zatrzymał przy sobie ten:

Wezwanie

Połóż się koło mnie.
Jak lis obok lisicy, jak ptak obok ptaka,
gdy rozlega się pohukiwanie sowy.
Niech nas ogarnie mądrość milczenia,
mądrość ciepła, mądrość pożegnania
na długo
przed chwilą odejścia.
Leżąc obok siebie patrzymy w noc.
Pokłonią się nam cztery strony świata
i wędrowcy ciemności złożą przed nami
wymarzone dary, leki i talizmany.

Julia Hartwig

(za: milosc.info)

Zamiast mojego komentarza tylko pełne zauroczenia "ach!".
I kolejne zaistnienie :) Czyli muzyka.
Niedawno usłyszałam arcyciekawe wykonanie tematu muzycznego z pięknego i niezwykłego filmu "Ostatni Mohikanin" (reż. Michael Mann). Temat sam w sobie jest urokliwy. Jednak w tym wypadku zachwyciło mnie niebanalne jego wykonanie:


Maestro Stricagnoli - wyrazy podziwu i uznania!

Po tej dawce urody życia życzę Ci nieustannego zachwytu czasem, który jest Ci dany - pięknych, dobrych chwil :)
B.

wtorek, 2 czerwca 2015

O pasji, zachwycie, nieustannej pamięci i miłości

Najpierw plany były takie: miał być wpis w niedzielę, żeby rzutem na taśmę załapać się jeszcze w maju. Potem skoro nie wyszło miało być o mojej niedzielnej wyprawie i zachwycie. A teraz... jest teraz i to, co teraz :)
Bo w niedzielę ganiało mnie po świecie, więc bloga odłożyłam na potem. Potem... też mnie ganiało tu i tam i w rezultacie patrząc na porzuconego i nieotwieranego laptopka byłam w stanie jedynie szepnąć w jego stronę "później".
Dzisiaj więc wszystkiego po trochu.
Najpierw o zachwyceniu, bo o tym ja zawsze chętnie :)
Pasja ma to do siebie, że nie pozwala o sobie zapomnieć. Człowiek chodzi z nią wszędzie, gdzie tylko pójdzie, nosi w sobie i wypatruje dla niej pokarmu.
I dzięki niej trafiłam do niezwykle klimatycznego miejsca - maleńkiego Muzeum Ikon na Ochocie w Warszawie. Mieści się przy prawosławnej kaplicy pod wezwaniem św. Grzegorza Peradze - męczennika z okresu II wojny światowej:


I jeszcze fotka z muzeum:


Było ciekawie, pięknie, niezwykle. Wiem, że jeszcze tam wrócę.
Gdzieś po drodze był niezwykle interesujący wykład, piękny koncert kwartetu smyczkowego i moje pełne drżenia prace końcowe nad pierwszą w życiu ikoną, bo wernisaż tuż, tuż.
Potem z powodu letnich upałów pod koniec wiosny, a w efekcie namiętnego kupowania schłodzonych napojów zaczęły do mnie gadać długo milczące zielone nakręteczki z butelek. I jak to one skoro już gadają to tak, że jak siedzę, to siadam bardziej.
Najpierw usłyszałam: "Jesteś wspaniały". Uznałam, że jednak nie do mnie, ale nie bardzo mi się chciało odpuścić taką fajną okazję usłyszenia o własnej wspaniałości ;))), więc przetłumaczyłam sobie, że to "y" na końcu oznacza człowieka. Druga była już precyzyjna: "Nigdy o tobie nie zapomnę". Pomyślałam: "OK zielona, też cię lubię" i świat wypiękniał w mgnieniu oka ;)
A jeszcze potem... Nie, będzie za długo. Reszta innym razem :)
No to na koniec, żeby serce przystanęło na moment oczarowane - mocny akcent, czyli przepiękny wiersz Poświatowskiej, w którym jest i pasja, i zachwyt, i pamięć, i oczywiście jak to u niej miłość:

***
odłamałam gałąź miłości
umarłą pochowałam w ziemi
i spójrz
mój ogród zakwitł

nie można zabić miłości

jeśli ją w ziemi pogrzebiesz
odrasta
jeśli w powietrze rzucisz
liścieje skrzydłami
jeśli w wodę
skrzelą błyska
jeśli w noc
świeci

więc ją pogrzebać chciałam w moim sercu
ale serce miłości mojej było domem
moje serce otwarło swoje drzwi sercowe
i rozdzwoniło śpiewem swoje sercowe ściany
moje serce tańczyło na wierzchołkach palców

więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt

chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem

(Halina Poświatowska "Jestem Julią", Wydawnictwo Literackie, 2015)

Dech zapiera z wrażenia, że można tak pisać.
Pozdrawiam ciepło na wszystkie dni aż do następnego spotkania :)
B.