piątek, 31 października 2014

Skrzydlate marzenia

Kiedy wchodzę na górski szczyt zdarza się, że trochę drżę, bo wysokość, bo pusta rozległa przestrzeń wokół... A jednak i tak czasem chciałabym, by wyrosły mi skrzydła.
Nie anielskie, tych bym nie udźwignęła - moje serce jest ludzkie.
Jednak takie, które mają ptaki...


Wchodziłam kiedyś na Ciemniak. Byłam jakąś godzinę od szczytu, gdy nagle zza skał wyleciał ogromny brunatny ptak. W ciszy. Bezszelestnie. Szybował nisko.
Zamarłam w bezruchu a on zrobił nade mną powolne kółko i... odleciał za skały. Do dziś pamiętam jego czarne wypukłe oko, którym mi się przyglądał.
Ciekawe co widział.
Mówi się, że z tej perspektywy świat wygląda inaczej, w rozumieniu - lepiej.
No nie wiem. Z oddali wszystko wygląda albo może wyglądać lepiej. Ale to nie znaczy, że widzi się prawdę.
To jak z poznawaniem kogoś na odległość - zawsze wkradnie się błąd. A stąd bliska droga do nieporozumień. Bo co można wiedzieć o kimś, o tym jaki jest, gdy się z nim nie rozmawia? Zna się tylko swoje wyobrażenia o nim, które na pewno zderzą się kiedyś boleśnie z rzeczywistością.
Nie po to chciałabym mieć skrzydła, by nie widzieć prawdy. Wolę każdą, nawet najtrudniejszą, niż obłudę, fałsz czy zakłamanie.
Jednak na skrzydłach mogłabym polecieć cicho, nieostentacyjnie w stronę, do której w jakiejś chwili wyrywa się moje serce. Szybko pokonać odległość bez stania w korkach, kupowania biletu i opędzania się w pociągu od natarczywych facetów.
Mam takie skrzydła. To skrzydła marzeń. Całkiem przyjemne, ale... marzenia nie zastąpią rzeczywistości.


Za oknem zimny świat a mnie się chce ciepłego morza, które odbija błękitne niebo i chrupiących pod bosymi stopami ziarenek piasku. I długiego wędrowania wzdłuż brzegu na wyścigi z wiatrem - pieszczochem, który wplata figlarne, niecierpliwe palce w moje włosy.
I chce mi się patrzeć jak ludzie cieszą się niebem i słońcem, i sobą. Jak się śmieją i uciekają od fal, które łapią ich za stopy i łydki.


I chce mi się rozległej, dalekiej przestrzeni widzianej z górskiego szczytu, i kudłatej, szorstkiej zieleni kosodrzewiny, która dzielnie wczepiła się w skały i ani myśli odpaść. I tych skał też mi się chce. I to tak, że aż boli. Śliskie od wilgoci i ostre potrafią łatwo zranić, gdy się brawuruje, ale kiedy dotykam je delikatnie odpowiadają siłą, dają oparcie.
Och, chce mi się niemożliwego!
Poradzi ktoś na to? Co można poradzić na bezradną tęsknotę?
Basia

wtorek, 28 października 2014

Schronienia ciąg dalszy


Dzisiaj zostałam poczęstowana... żubrzą trawą :)
Nawet mi smakowała, bo była "wklejona" w mleczną czekoladę (wyrób Krakowskiego Kredensu), a jeśli chodzi o czekoladę to ja nigdy chętniej :) Co prawda zastanawiam się w jakim celu do słodkości dodaje się żubrzy przysmak, ale dziwniejsze rzeczy zdarzają się w życiu.
Czekoladę zjadłam, ale i tak nie pomogło.
Bo nawet najsłodsza słodycz nie pomaga na ludzkie zmartwienia, troski i smutki. Na ludzki trudny czas.
Na to najlepszym antidotum jest drugi człowiek, a ściślej jego serce, które poczuje, zaopiekuje się czułością i potrzyma znękane serce za rękę.
I znów powraca moja życiowa mantra - co my byśmy bez siebie zrobili?


Nie tylko wtedy, gdy jest trudno, ale zwłaszcza wtedy zbieram ciepło. Z każdego miejsca, z którego zdołam.
Z ludzkich uśmiechów i pełnych radości spojrzeń. 
Ze słów, które ogrzewają czułością. 
Z dotyku przyjaznej dłoni.
Z czyjejś o mnie pamięci.
Z dobrych życzeń przesłanych z powodu albo bez.
Z zaskakującej radością obecności.
Z wierności i lojalności.
Z marzeń o tym, co dobre.
Z obrazu, który wkradł się pod powieki i został, bo taki piękny.
Z muzyki, która budzi do radości.
Z bogactwa czyjegoś serca.
Z miłości, którą mnie obdarzono i z tej, którą noszę w sobie.
Okruchy, odłamki ciepła splatam ze sobą jak wianki z kwiatów, by tworzyło piękno. I czasem udaje mi się przesłać je dalej. 
Czasem, bo bywa różnie. Albo nie umiem, albo pogubię po drodze, albo coś tam jeszcze. Jednak wierzę, że i tak dotrze, chociaż może niekoniecznie ode mnie.
Bo jednak ciepła, ludzkiego ciepła jest całkiem sporo.

Dawno już nie było u mnie muzyki. Ostatnio ze względu na moje nowe zainteresowania słucham porywająco pięknej muzyki prawosławnej.


Ciepło pozdrawiam
Basia

piątek, 24 października 2014

Schronienie

W zimne dni chciałabym, by mnie ktoś jak motyla schronił w stulonych dłoniach. Obiecuję, że nie szamotałabym się tylko przysiadła cichutko i spokojnie :) Bo kiedy temperatura spada w okolice zera albo poniżej mam ochotę od niej po prostu uciec.


Pamiętam ten dzień ze zdjęcia. Było bardzo ciepło. Szłam wzdłuż brzegu, a przede mną i za mną - nikogo. Pusta plaża ciągnęła się jak okiem sięgnąć. Morze, jak widać, było bardzo spokojne. Po drugiej stronie miałam wydmy porośnięte trawą. Za nimi - las sosen. We mnie - cisza i spokój.
Taki dobry czas. Piękny.
Wspominam, żeby nakarmić się tamtym spokojem i wysłać go dzisiaj Tobie. Na dobry dzień i następne. Na trud codzienności i smutne chwile. By napełnił nadzieją pomimo. I pokojem wbrew.
Nie jako ucieczka przed zimnem, ale jako źródło siły, by przed nim nie uciekać


Zatrzymaj się razem ze mną nad tym, co dobre, bo tylko to jest warte zatrzymania. Nie tylko przy tym, ale też na zawsze, w sobie.
Lubię pielęgnować dobro. Zajmować się nim i poświęcać mu czas. Bez względu na to, co tym dobrem jest. I dzielić się tym z innymi też lubię. A także otrzymywać jako dar.
Spotkałam niedawno, zupełnie przypadkowo, te oto słowa:
„Pomyślałam, że nie można się zmusić do miłości. Albo jest, albo jej nie ma. Jeśli nie, trzeba umieć się do tego przyznać. A kiedy się kogoś kocha, należy robić wszystko, żeby ten ktoś był szczęśliwy.” (Richelle Mead)
Miłość jest schronieniem. I siłą. I źródłem.
Warto ją odgrzebywać spod warstw codzienności. Cierpliwie i nieustannie od początku.
Podobnie przyjaźń.
Jak moje kreski, do rysowania których wracam nieustannie, uparcie i... z radością :) Zaskakującą mnie radością.
Zastanawiam się czy właśnie ona nie jest sprawdzianem czegoś, do czego nie trzeba się zmuszać, czyli czegoś, co jest.


Basia

środa, 22 października 2014

"Szukam Cię..."



Szukam Cię w snach,
w pragnieniu ciszy,
w górskich wiatrów śpiewie,
w potoków wspomnieniu,
szukam kształtu Twego uśmiechu,
koloru dłoni,
w aksamitnej ciszy nocy,
wśród gwiazd na niebie tysięcy...
Ileż łatwiej byłoby,
gdybyśmy przeszli obok siebie,
jak przechodnie zatłoczoną drogą...

Szukam Cię w snach,
namiętności tej, co w Tobie nieugaszona
i wciąż jeszcze niespełniona,
w oddechu niespokojnym
oniemiały jeszcze od Twoich spojrzeń,
Twych kształtów niepojętych zaklętych w tańcu...

Szukam smutku w Twoich oczach,
ukrywanego skrzętnie przy pożegnaniu,
szukam i za dnia,
odrobiny nadziei, że może kiedyś...
że jeszcze odnajdę tę jedną drogę
co do Ciebie prowadzi,
chociaż... chyba nie ma takiej drogi,
tylko serce głupie
nie chce zrozumieć...

Grzegorz Szymczak (www.wiersze.kobieta.pl)


Mocne, gorące słowa, które niosą gorącą prawdę. W sam raz na zimne dni.
Ciała nie ogrzeją. Od tego mamy swetry, szale i rękawiczki, płomienie w kominkach i ciepłe kaloryfery. No i gorącą herbatkę :)
Jednak na chłód w sercu pomogą, bo taka jest moc czułych słów - budzą i ogrzewają.
Wiersz pięknie krzyczy o tęsknocie, tak to właśnie wygląda, ale co do zakończenia to chciałoby się dodać: to nie tak panie Grzegorzu, nie tak. Serce nie jest głupie. Nigdy nie jest. Skoro szuka, to wie co robi. 
A droga jest prosta - od serca do serca. Bez skręcania na manowce wątpliwości. Tylko taka doprowadzi. W towarzystwie nadziei i uporu. I czułości. I budzenia pocałunkiem. I... i tego wszystkiego, o czym serce szepcze tuż przed zaśnięciem, gdy mamy odwagę go słuchać, gdy wszystko wydaje się łatwe. I gdy zdejmujemy z serc kajdany, wypuszczamy je z klatek i pozwalamy biec tam, dokąd chcą. A że czasem zatrzymują się w połowie drogi przerażone same sobą? To i cóż? To tylko przystanek dla nabrania tchu.
Szukanie to bieg serca.
Nie da się bez szukania. Nic się nie da.
Mam nadzieję, że ciepłe słowa wiersza ogrzały Cię w ten chłodny dzień. Przesyłam je zamiast szaliczka w podarunku :)
Basia

poniedziałek, 20 października 2014

Wystarczy tak niewiele...

... by być - rozmarzonym, szczęśliwym, blisko albo po prostu, by tylko być. To, co dobre i piękne jest na wyciągnięcie ręki - od Ciebie do mnie, ode mnie do Ciebie.

Dzisiaj - opowieść. Nie wiem czy ciekawa. Moja.
Powinnam zacząć od "dawno, dawno temu...", ale to było niedawno, bo wczoraj.
Czyli: niedawno był piękny jesienny dzień. Obudził mnie słońcem i zaprosił na spotkanie. Zostawiłam wszystko i poszłam.
Teraz trochę magii - "zaczaruję" i będziesz tam ze mną. Bo bardzo chciałabym dzielić ten czas z Tobą. A Ty - chcesz?
Poczekaj, zanim odpowiesz spróbuję i Ciebie zauroczyć :)

Było ciepło. Suche, kolorowe liście pachniały oszałamiająco, słońce tańczyło razem z nimi, więc sypały się jak złoty deszcz i ślizgały w powietrzu łapiąc fale wiatru.

Zasypane nimi ławki łypały wymownie na przechodniów wysyłając im sygnał - zajęte! Nie miałam im tego za złe - wolałam wędrować.

Nawet niektóre samochody nie miały nic przeciwko inwazji liści.

Drzewa dumnie prezentowały swoją muskulaturę ozdobioną tu i tam pięknym tatuażem. Podziwiałam, rzecz jasna :)

Gałęzie jak ramiona wyciągały się na spotkanie budynkom. Pozdrowienie czy pieszczota?

A chmury do tego wszystkiego rysowały, najpiękniej jak umiały, tło.

To na koniec - niespodzianka. To nie UFO. To chmura, którą przyozdobiło w niezwykłe kolory słońce. Od niego - dla mnie. Ode mnie - dla Ciebie.

Nasz magiczny spacer dobiegł końca, ale nie odchodź, proszę. Wypijmy jeszcze po filiżance kawy. Ty u siebie, a ja u siebie. Żeby przytrzymać trochę dłużej dobre, ciepłe chwile.
basia

środa, 15 października 2014

Porozmawiajmy

Jest czas na wszystko. Teraz nadszedł na nasze spotkanie.
Najpierw powiedz co u Ciebie?
Martwisz się, że zrobiło się chłodniej? Szkoda Ci odchodzenia pięknej złotej jesieni? No tak, nadchodzi pora na przytulność swetrów. I grubsze skarpetki. I dłuższe włosy, by było cieplej :) I zaakceptowanie wczesnych ciemności. Może też na szalik? I płomyki świec wieczorem? Albo ogień w kominku.
A co u mnie?
Dziękuję - jest OK. Nadal wsłuchuję się w serce i w to, co mi mówi - nakazuje mi ciągle poszukiwać piękna.
Niedawno narysowałam jabłuszko. To było zadanie do wykonania. Od kresek, ślimaczków, kół i trójkątów równobocznych (oj, bolesny temat) przeszliśmy na Warsztatach do rysowania z natury. Nie skończyłam rysunku, bo nie było trzeba. Chodziło o to, by popatrzeć i "zobaczyć".
Popatrzyłam, zobaczyłam... jest jabłuszko.
Chcesz na nie popatrzeć? Ciekawe co zobaczysz? :)


Nie sądzisz, że czasem się patrzy i widzi niekoniecznie to, co jest? Własne wyobrażenia, emocje zasłaniają prawdę.
Mam bogatą wyobraźnię. Traktuję ją jako dar. Jednak czasami myślę, że umie mi trochę namieszać w życiu. Bo spodziewam się, że skoro słyszę piękno słów, to je także zobaczę, a bywa różnie.
Słowa zastępują rzeczywistość? Czasem pewnie tak.


Ta piękna jesień ze zdjęcia jest dla Ciebie. Niech budzi ciepło. Bo nie zawsze tylko swetry i skarpetki mają ten przywilej.
Wybrałam tę fotografię, bo tego miejsca już nie ma. Teraz trwa tam budowa. Będzie jezdnia, ścieżka rowerowa i chodnik dla pieszych. A ja bardzo chcę ocalić piękno, które okazało się być tak ulotne. Szkoda. Wielka szkoda, więc niech chociaż tutaj syci oczy.
Trochę mi smutno, gdy patrzę na to, co było, a czego już nie ma. Nie wiem skąd się to bierze. Może z przyzwyczajenia i niechęci do zmian? A może z powodu tego, że zawsze boli mnie, gdy umiera piękno. Może po prostu czuję jego ból.
No i zrobiło się melancholijnie, ale co tam! To też ludzkie, więc od czasu do czasu i moje. Bycie sobą jest zgodą na wszystko, co się dzieje... jakby powiedziała moja urocza znajoma - Gabrysia... "w środku człowieka".
No to teraz ja tym całym środkiem człowieka przytulam i jeszcze na koniec przesyłam list...ek z życzeniami dobrych dni, które są przed Tobą :)


basia

poniedziałek, 13 października 2014

W pełni sobą

To tak, jakby człowiek był niedokończony – tu i tam miał wklęsłość domagającą się uzupełnienia, by być pięknym naprawdę. I to dopełnienie przynoszą w darze inni – jeden to, drugi tamto. Uczą albo dodają odwagi, by sięgnąć po coś, po co się samemu nie umie. Dają swój czas i troskę. Czasem oparcie, a czasami potrzebne zrozumienie czy uwagę konieczną do tego, by się dobrze czuć, by być w pełni sobą.

Bardzo intensywnie pracuję teraz nad nową książką. Słowa powyżej to jej fragment. Trafiłam na niego robiąc korektę tekstu, który powstał wcześniej.
Ucieszyłam się czytając je, bo lubię spotkania z prawdą.


Czasem jak w muszlę chronię się w milczenie.
Wtedy cisza jest dobra, bo nie pozwala wydostać się na zewnątrz czemuś, co pragnę zachować tylko dla siebie.
Bycie samemu nie jest złe. Odkryłam to dawno temu. Jest potrzebne. Tylko wówczas można usłyszeć siebie. Jeśli się tego chce, potrzebuje i nie lęka.
Znam takich, którzy od czasu do czasu muszą sami gdzieś wyjechać, pobyć z dala od życia, które prowadzą, pogubić jego troski, odnaleźć na nowo mocno zakurzoną codziennością drogę.
Rozumiem to.
Nie zawsze jednak można sobie na to pozwolić. Pozostaje jakaś skorupka, w którą można się zaszyć. I nie chodzi o ucieczkę. To miejsce spotkania z samym sobą, pogadania od serca. I od rozumu :)


I kolejny fragment:
Bo rozumiała, że wszystko zaczyna się tam – w środku, w sercu człowieka. Tam się rodzi, tam powstaje, tam ma swoje źródło. I dlatego tak ważne jest zrozumienie na jaki temat i jak głośno szemrze. A w hałasie życia, w jego szalonym pędzie, w mnogości spraw nie było łatwo pochwycić o czym marzy serce, czego tak naprawdę pragnie, co jest jego najgorętszą potrzebą.

No właśnie. I dlatego ważne i potrzebne są chwile tylko dla siebie.
I dalej: 
Może ludzie boją się własnych serc, przyszło jej niespodziewanie do głowy, i stąd nie dopuszczają ich do głosu. Bo przecież nigdy nie wiadomo co można usłyszeć słuchając siebie. Nie każdemu może się to spodobać. I jak ktoś to przeczuwa, to niechętnie zanurza się we własną duszę.


I tak oto porozmyślałam sobie na głos i publicznie :)
Do zobaczenia za jakiś czas, gdy znów wynurzę się ze świata fikcji.
I jeszcze jedno - to ostatnie zdjęcie... ta miejska latarnia otulona przez pnącą się po niej roślinność - czy tylko mnie się kojarzy z dinozaurem czy komuś jeszcze?
Pozdrawiam
Basia

środa, 8 października 2014

W środku zachwytu

Narysowanie ołówkiem prostej kreski bez użycia linijki na czystej, niepoliniowanej kartce papieru sprawiło mi niedawno sporo kłopotu. A w dodatku na jednej kresce się nie skończyło.
W ten oto sposób zaczęłam szkolenie w ramach Warsztatów Pisania Ikon.
Spore wyzwanie przede mną, ale i radość. Lubię tworzenie. Wyzwania też.
Świat piękna, ku któremu zmierzam, a raczej na drodze do którego postawiłam maleńki pierwszy krok, fascynował mnie od dawna.
Oby mi starczyło sił. I cierpliwości. No i pokory.


Tęsknię za pięknem nieustannie. Bez względu na to w czym i jak się przejawia.
Łagodzi we mnie wszystkie kanty. Budzi ciepło. Czasem oszałamia. Zawsze przyciąga.
Jak ludzkie dobre, czułe, łagodne serce - magnes na inne serca.
Znasz to? Lecisz w czyjąś stronę zanim pomyślisz, bo tam aż żar od czegoś, co trudno nazwać i określić, ale co tego nie potrzebuje, by zachwycać.
Są ludzie, którzy składają się z samych pięknych części, chociaż na pierwszy rzut oka wyglądają zwyczajnie. Są takie miejsca. I zdarzenia.
Chcę Ci pokazać moje zachwycenia. Tylko parę, bo inaczej wpis ciągnąłby się jak stąd do wieczności, ale chcę bardzo, więc zapraszam Cię na spacer w stronę piękna, bo spotkanie z tym jak inny człowiek widzi i postrzega rzeczywistość jest spotkaniem z nim samym.
Dzisiaj pragnę podzielić się z Tobą moim patrzeniem na to, co wokół. Moim zachwytem nad światem. Moim sercem.

Zachód słońca nad morzem. Tajemniczy, niemal groźny. Natura ujawniła swoją niedostępność. Pamiętam, że zamarłam z wrażenia - poczułam się drobiną, pyłkiem.

Jeszcze jeden obrazek znad morza. Oślepiało mnie zachodzące słońce, więc obniżyłam aparat i zrobiłam zdjęcie prawie nie patrząc. Efekt uderzył mnie dopiero po przerzuceniu fografii na laptopa - ślad drogi słońca na falach, cień jaki rzuca woda na piasek jak pomost do zejścia na ziemię i te samotne ślady ludzkich stóp... Spotkanie zakochanych z dwóch światów?

Dzieło ludzkich rąk, do którego dołączyła się natura tworząc trójwymiarową przestrzeń. I znowu słońce namieszało :) Zdjęcie zrobiłam w Krakowie, o ile dobrze pamiętam, na wzgórzu wawelskim.

Poranna toaleta, czyli szukanie nie wiem czego pod skrzydłami. Przód się wygiął do tyłu, więc mewa wygląda nie całkiem na siebie samą, ale zapewniam, że nie jest po dekapitacji.

Policz w ilu miejscach słońce pozostawiło swój ślad. A jeśli przyjdzie Ci do głowy co oznacza ten słoneczny znak na rzeźbie, to daj mi znać.

Bardzo lubię takie ujęcia, gdy świat przegląda się w kałużach. Jakie to ludzkie! :)

Basia

sobota, 4 października 2014

"Wszystko ma swój czas"

Niedawno w Ogrodzie Saskim spadł mi pod nogi kasztan. Skorupka pękła od uderzenia o ziemię a ruda kuleczka podskoczyła i potoczyła się po alejce.
Kilkanaście minut wcześniej zagadnął mnie nieznajomy człowiek, a po chwili rozmowy ze mną i zapytaniu jak mi na imię zawołał na pożegnanie: "Dziękuję pani Basiu za spotkanie! Do następnego razu!". Do następnego panie Krzysztofie! Tu czy gdziekolwiek indziej.
Spotkania. Zdarzenia. Coś, co zaskakuje albo nie. Spada z nieba albo z drzewa. Dane lub zadane.
Piękno życia.
Piękno bycia.


Przyjmuję to, co mi czas przynosi.
Bywa różnie, przyznaję. Ale dni płakania mijają tak samo jak chwile radości - przeplatanka.
Podobnie z ważnością tego, co się dzieje - raz jest to coś, bez czego żyć się potem da i umie, a innym razem spadnie na głowę albo serce zdarzenie, które wywraca do góry nogami albo przeciwnie - stawia na nogi - całe życie. Jak przypomnienie o sensie bycia - przypomnienie o miłości.
Kasztan został mi w kieszeni, ale podziękowanie za przypadkowe spotkanie z nieznajomym - w sercu i pamięci. Stamtąd nie wypadnie.
Kasztanek jest śliczny, ale jest bez znaczenia. A ludzkie serce, które spotkało się z moim - bezcenne.
Można otaczać się kasztanami, można ludźmi.


Mam za sobą dni wypełnione spotkaniami. Takimi po długim okresie niewidzenia, gdy serce zamiera z radości na widok znajomych oczu. I takimi, które zaskoczyły. No i tymi wyczekanymi i wytęsknionymi.
W rezultacie mam serce pełne po brzegi - bogactwo bezcenne, które wchłaniam łapczywie, by stało się moim, mną.
Czas na dotknięcie serca sercem to czas piękny, czas piękna. Nie da się zapomnieć.
Teraz jesteś tutaj - dziękuję Ci więc za spotkanie, za obecność, za chwilę, którą mi dajesz. Nie wiem co zabierzesz ode mnie. Nie wiem czy schowasz to do kieszeni czy w serce. To Twój wybór.
Moim stały się słowa, które napisałam, czas, który na to poświęciłam i emocje, które temu towarzyszyły.
To mój dar dla Ciebie. Zamiast spojrzenia w oczy, uścisku dłoni i uśmiechu, który możesz zobaczyć.
Może kiedyś... gdzieś...
basia

czwartek, 2 października 2014

"Wędrowiec" i "Czterdziestka..." w radiu

W najbliższą niedzielę, 5 października o godz. 21.30 w Radio Lublin będzie można usłyszeć audycję z moim udziałem. 
Przygotowała ją Pani Agata Koss - Dybała, której serdecznie dziękuję i za zaproszenie i za rozmowę.

Was wszystkich zapraszam na to "spotkanie" ze mną (jest to możliwe także przez internet).
Do usłyszenia :)
Basia