Dla tych, którzy od niedawna goszczą na moim blogu wskrzeszam opowiastki, które kiedyś podyktowało mi moje serce ;) by dzisiaj ociepliły coraz chłodniejsze dni i by Wasze serca uśmiechnęły się i zapłonęły radością :)
By pamiętały, że to, co je zamieszkuje nie umiera, póki ono bije, że raz obudzone do życia nie umie zasnąć, że gromadzi skarby, więc na pewno jest ich pełne... na zawsze.
W ŚRODKU SERCA
PO PIERWSZE
Moje serce jest jak pokój. Ma ściany, sufit i podłogę, a w środku zamkniętą nimi przestrzeń.
Ma okno-oko, przez które patrzy i magiczne drzwi, których nie widać.
Wewnątrz - stos różności. Widzisz? Są nimi zapchane wszystkie kąty, są wnęki zapełnione bałaganem i uporządkowane półki. A na nich - co tylko chcesz. Jak na największym i najbardziej kolorowym bazarze świata. Tyle, że u mnie za darmo.
Motek wspomnień z wakacji? Jest! W innym kolorze? Proszę bardzo!
A może kawałek zrozumienia? Tylko pokaż palcem jak duży - odkroję.
Garnuszek pełen ciepła? Który? Ten mniejszy czy ten ogromny? Dasz radę udźwignąć?
Woreczek zapełniony pięknem? Mam! I to kilka.
I jeszcze parę skrzyneczek z niespodziankami, ale to tajemnica, więc nie zdradzę publicznie.
Jest też coś pomiędzy widelcem a widłami - ostrożnie, bo umie dźgnąć boleśnie. Nie ruszamy, dobrze?
Parę jakichś rzeczy nierozpoznanych - też nie ruszamy. Tak na wszelki wypadek.
No i coś, do czego oczy same mi się śmieją - przytulność. Mięciutka, ciepła, zaciszna. Mogę uszczknąć dla Ciebie kawałek, chcesz?
A tu, w tym ciemnym kącie leży sobie ból. Obok drugi i następny. Dalej też. Trochę sporo, nie podoba mi się. Ale nie umiem wyrzucić. Chyba się przyspawały do podłoża czy co. Na razie omijamy.
Jak pogrzebię cierpliwie jeszcze trochę, to na pewno dokopię się do wielu rzeczy dziwnych albo ciekawych albo i takich i takich jednocześnie. W różnych wzorach i kolorach i o różnej fakturze - tkaniny zapamiętania.
No a tu są jakieś resztki tego i owego. Sama nie wiem co to było i kiedy.
A! Tego szukałam - pudełka pełne uśmiechów. Sporo. Fajnie. Podrzucić Ci przy okazji? Teraz? Proszę :) :) No i bonus :)))))
To kolczaste omijamy jak widelco-widły. Nie wiem, o co chodzi - czy to rani czy zranione, więc... idziemy dalej.
Tam, nie patrz, proszę! Tam jest miejsce, gdzie mieszkają serca innych. To bardzo intymne, dlatego odgrodzone od całej reszty. Wiem, że kusi, ale... zrozum...
A tu księgi opowieści. Dużo ich, więc zostawimy sobie na długie zimowe wieczory. Teraz przyda się raczej radosny śmiech (nie mylić z uśmiechem, bo to dwie różne rzeczy) i... może nadzieja? W jakim odcieniu zieleni wolisz? Jak młody groszek, sosnowe igły czy moje oczy? Dobrze - wybierz samodzielnie, nie patrzę. Już? No to dalej...
Dalej jest tyle, że mam dosyć. Co za wędrówka! Zmęczyłam się. Wolę usiąść i opowiedzieć słowami zamiast tego grzebania. Jak masz jeszcze chwilę, to posłuchaj.
Kiedy wchodzę do mojego serca, muszę lawirować ostrożnie i na paluszkach, by niczego nie potrącić, bo zaboli albo zrobi się jeszcze większy nieporządek. I w ogóle muszę uważać.
Jednak i tak je lubię.
Przede wszystkim za patrzenie. Nie wiem czy kiedyś posłuchało Małego Księcia (który jak pamiętamy został przeszkolony w temacie), czy samo na to wpadło, ale wiem, że umie zobaczyć. Może dlatego, że okno-oko mojego serca nie ma rzęs ani firanek i nie musi mrugać, więc nic mu nie przeszkadza w patrzeniu i mało co mu przez to umyka.
A co do drzwi... Dla mnie są tajemnicą. Nie rozgryzłam ich jak do tej pory, ale może jak trochę jeszcze pożyję, to mi się uda.
Bo to są, jak wspomniałam, magiczne drzwi. One jakoś dziwnie, jak dla mnie, działają. Patrzę zdumiona, gdy widzę, że są tacy, którzy sobie swobodnie, bez przeszkód przez te drzwi wchodzą. Bez klucza! I bez kodu czy czegoś podobnego. Po prostu podchodzą blisko i... już.
A czasem widzę jak ktoś próbuje wejść i nic. A to te same drzwi! Magia, mówię Ci.
Nawet kiedyś myślałam, że wszystko zależy od koloru oczu próbującego, ale nie - wchodzą różnokolorowi.
Albo że kobietom łatwiej, bo mam przecież kobiece serce, ale to nie to.
Ale zaraz, zaraz... skoro plątałam się po moim sercu razem z Tobą, to znaczy, że i Ty potrafisz tam wejść.
Jak to robisz? :)
PO DRUGIE
W moim sercu na półce w kącie odgrodzonym od całej reszty zasłoną, ale do którego docierają słoneczne promienie, wygrzewa się duże pudełko. Lubię na nie patrzeć, bo jest piękne.
Czasem zaglądam tam bez wyraźnego powodu, tylko po to, by popatrzeć i upewnić się, że jest. Nie wątpię, że istnieje, nie, ale... i tak zaglądam.
Może właśnie potrzeba mi tego patrzenia i to jest najlepszy z możliwych powód.
Pudełko nie jest puste. Może kiedyś było, ale już nie pamiętam. Dokąd sięgam wspomnieniami zawsze coś tam było. A jeśli jeszcze nie domyślasz się co, to powiem wprost - wkładam tam okruchy serc, którymi mnie inni obdarzyli.
Dzisiaj zajrzymy tam razem, bo Ci ufam i wiem, że zrobisz to delikatnie i w ciszy, żeby nikogo nie spłoszyć.
Dzisiaj zajrzymy tam razem, bo Ci ufam i wiem, że zrobisz to delikatnie i w ciszy, żeby nikogo nie spłoszyć.
Spójrz - ten niezwykły, ogromny, mieniący się wszystkimi barwami tęczy dostałam od kogoś, kto kochał mnie od zawsze i na zawsze. Odkąd sięgam pamięcią w moim życiu była obecna Jego miłość. Nazywał mnie swoją perełką. Od czasu, gdy odszedł nikt tak do mnie nie mówi i czasem nie mogę doczekać się nieba, by to od Niego usłyszeć.
A to... to jest maleńki, mięciutki i cieplutki okruszek, który mi podarowały niezwykłe oczy małej dziewczynki, gdy spojrzałam w nie po raz pierwszy. Zachowam na wieki.
Ten natomiast otrzymałam wraz z pierwszym uśmiechem pewnego maluszka, który uśmiechnął się o wiele za wcześnie jak na standardy wyznaczone przez "mądre" książki - tym gorzej dla nich, prawda?
Tutaj, w tym kącie zawieruszył się ciemny, kanciasty okruch serca, który dotarł do mnie za pośrednictwem czarnych jak węgiel oczu pewnego poety piszącego dla mnie śliczne rymy wyśpiewywane do wtóru szarpanym strunom gitary.
A to... nie wiem... pewnie z dawnych lat, już nie pamiętam, ale moje serce tak, bo drgnęło jak zawsze, gdy dotyka je miłość. Może to od tego chłopaka z czwartej be? Albo od tego, kto poszedł samotnie daleko i na zawsze, ale kiedyś, wtedy wiedziałam, że mnie widział? A może... może od kogoś innego, kto przez dziesiątki lat pamięta, mimo że ja już nie?
Natomiast o tym ślicznym, kolorowym mogę opowiadać godzinami. To od mojej przyjaciółki. Której? Pewnie każdej. Zobacz - mieni się barwami, bo złożony jest z tysiąca drobnych podarunków i szans jakie od niej otrzymałam i nadal otrzymuję. Przyjaźń jest pięknym rodzajem miłości.
Poza tym... widzisz? Setki innych. Pełno w tym pudełku.
Jednak są też takie okruchy, które tu wpadły i zamieszkały, a potem, po jakimś czasie... zostały odebrane. O tym nie chcę mówić - za bardzo boli. Widzisz? Zostały po nich puste miejsca - cień wspomnień utrwalony na zawsze. Czasem wypełniają je moje łzy, ale one szybko wysychają, więc miejsca nadal pozostają puste.
Nie chcę być smutna, więc na koniec pokażę Ci jeszcze jeden okruch - surowy jak z szarego granitu. Jest wyjątkowo cenny, bo otrzymałam go niespodziewanie w chwili, gdy straszliwy ból rozsadzał mi serce i myślałam, że jeszcze chwila i pęknie. Ktoś mu na to nie pozwolił - prawie obcy, a tak dobry człowiek.
Od czasu do czasu przegarniam palcami stosy okruchów ludzkich serc ucząc się na pamięć ich kształtów. Wiem, że zostaną ze mną, we mnie na zawsze, chyba że ich właściciele sami mi je odbiorą. Te jednak, które pozostaną dołączą do bogactwa mego serca, dzięki któremu jestem jaka jestem.
Czy okruch Twojego serca jest wśród nich?
PO TRZECIE
Natomiast o tym ślicznym, kolorowym mogę opowiadać godzinami. To od mojej przyjaciółki. Której? Pewnie każdej. Zobacz - mieni się barwami, bo złożony jest z tysiąca drobnych podarunków i szans jakie od niej otrzymałam i nadal otrzymuję. Przyjaźń jest pięknym rodzajem miłości.
Poza tym... widzisz? Setki innych. Pełno w tym pudełku.
Jednak są też takie okruchy, które tu wpadły i zamieszkały, a potem, po jakimś czasie... zostały odebrane. O tym nie chcę mówić - za bardzo boli. Widzisz? Zostały po nich puste miejsca - cień wspomnień utrwalony na zawsze. Czasem wypełniają je moje łzy, ale one szybko wysychają, więc miejsca nadal pozostają puste.
Nie chcę być smutna, więc na koniec pokażę Ci jeszcze jeden okruch - surowy jak z szarego granitu. Jest wyjątkowo cenny, bo otrzymałam go niespodziewanie w chwili, gdy straszliwy ból rozsadzał mi serce i myślałam, że jeszcze chwila i pęknie. Ktoś mu na to nie pozwolił - prawie obcy, a tak dobry człowiek.
Od czasu do czasu przegarniam palcami stosy okruchów ludzkich serc ucząc się na pamięć ich kształtów. Wiem, że zostaną ze mną, we mnie na zawsze, chyba że ich właściciele sami mi je odbiorą. Te jednak, które pozostaną dołączą do bogactwa mego serca, dzięki któremu jestem jaka jestem.
Czy okruch Twojego serca jest wśród nich?
PO TRZECIE
W moim sercu... znów jesteś? Jak miło. Lubię Cię w nim gościć. Chociaż zupełnie nie wiem jak pokonujesz magiczne drzwi do niego, to Twoja obecność zawsze sprawia mi radość - wnosi ze sobą ciepło.
Wiesz, to fantastyczne uczucie mieć ogrzane od środka serce. A w ogóle to dobrze, że jesteś, bo dzisiaj potknęłam się o wspomnienia. A jak już się o nie o mało co nie przewróciłam, to postanowiłam je trochę uprzątnąć, żeby nie leżały tak na środku i byle gdzie. Przyda mi się pomoc :)
Widzisz? Te z wczesnego dzieciństwa, gdy wisiałam na trzepaku głową w dół i z kiecunią na tej głowie (o matko!) są tuż obok tych z wczoraj. A bliziutko nich te z wakacji sprzed lat.
Mówiłam, że bałagan.
Mówiłam, że bałagan.
Co myślisz? Powinny leżeć chronologicznie? Sama nie wiem... Bo czy wtedy nie zrobi mi się z serca coś, co nim nie jest? Wiesz o czym mówię - wszystko na baczność, na rozkaz, terminowo i na swoim miejscu.
A serce... ono zawsze po swojemu. Przynajmniej moje. Twoje też?
To co? Chronologicznie odpada, prawda? Tylko tak, by nie zawadzały na środku.
Popatrz... jakie fajne... jeszcze czarno - białe. Moje pierwsze wspomnienie z gór. Nienajlepsze, bo jadąc tam chorowałam całą drogę, ale miałam wtedy tylko siedem lat. Jednak góry mi się podobały.
A tu to chyba z podstawówki. No tak, Basia - szefowa. Myślę o tej żywiołowej i tak bardzo dobrze zorganizowanej dziewczynce o gorącym, wrażliwym sercu i logicznie myślącej głowie z czułością. Śmieszny, mały skrzatek zaczytany w ważnych i poważnych opowieściach!
A tu są same "mądre" :) wspomnienia - z egzaminów, zaliczeń i takich tam... Zachował się w nich zapach mojej uczelni - trochę drewna, pasty do podłóg, muzyki organowej... Dziwisz się? Muzyka też pachnie. Czasem nawet bardzo ładnie. No i zapach moich pierwszych "poważnych" perfum we flakoniku ze szklanym koreczkiem - śliczny, egzotyczny, kojarzący się z gorącą pustynią. Lubiłam je tak bardzo...
A tutaj - las. Upalne lato, namioty, słodkie, ociekające sokiem maliny i moje dziewiętnaście lat.
Rok później znów góry. Widziałam wtedy na niebie Drogę Mleczną, gdy ciemną, najciemniejszą z ciemnych nocą wędrowałam po kamienistej drodze ziemskiej, której nie byłam w stanie zobaczyć, ale za to mocno czułam.
No i lata potem ten zaczarowany jak z baśni bardzo wczesny ranek późnej jesieni, gdy niewyspana szłam do pracy we mgle po kolana! Albo, gdy tamtej dawnej straszliwie mroźnej zimy miałam wrażenie, że łzy mi zamarzają na rzęsach!
I ta ciepła, letnia noc, kiedy jechałam rowerem w przedziwnej ciszy zamkniętego mrokiem świata, który w pewnym momencie rozdarł blask świtu.
Albo ten magiczny moment, gdy przy podejściu na Ciemniak widząc już szczyt nagle stanęłam jak wryta, gdy zza pobliskiej skały wyleciał brunatny, ogromny ptak - drapieżnik i w nieprawdopodobnej ciszy zatoczył kilka metrów nade mną kółko patrząc na mnie czarnym wypukłym okiem.
A tu są same "mądre" :) wspomnienia - z egzaminów, zaliczeń i takich tam... Zachował się w nich zapach mojej uczelni - trochę drewna, pasty do podłóg, muzyki organowej... Dziwisz się? Muzyka też pachnie. Czasem nawet bardzo ładnie. No i zapach moich pierwszych "poważnych" perfum we flakoniku ze szklanym koreczkiem - śliczny, egzotyczny, kojarzący się z gorącą pustynią. Lubiłam je tak bardzo...
A tutaj - las. Upalne lato, namioty, słodkie, ociekające sokiem maliny i moje dziewiętnaście lat.
Rok później znów góry. Widziałam wtedy na niebie Drogę Mleczną, gdy ciemną, najciemniejszą z ciemnych nocą wędrowałam po kamienistej drodze ziemskiej, której nie byłam w stanie zobaczyć, ale za to mocno czułam.
No i lata potem ten zaczarowany jak z baśni bardzo wczesny ranek późnej jesieni, gdy niewyspana szłam do pracy we mgle po kolana! Albo, gdy tamtej dawnej straszliwie mroźnej zimy miałam wrażenie, że łzy mi zamarzają na rzęsach!
I ta ciepła, letnia noc, kiedy jechałam rowerem w przedziwnej ciszy zamkniętego mrokiem świata, który w pewnym momencie rozdarł blask świtu.
Albo ten magiczny moment, gdy przy podejściu na Ciemniak widząc już szczyt nagle stanęłam jak wryta, gdy zza pobliskiej skały wyleciał brunatny, ogromny ptak - drapieżnik i w nieprawdopodobnej ciszy zatoczył kilka metrów nade mną kółko patrząc na mnie czarnym wypukłym okiem.
Mam też wspomnienia, o których nie chcę pamiętać, więc o nich ani słowa. Ale więcej jest tych słonecznych, ciepłych i dobrych.
Są i takie trochę dziwne, kolorowe, bezładne, zamotane, pokręcone, ale można się przynajmniej pośmiać. Jak z tego, gdy tańczyłam na stole. To był dopiero wyczyn zważywszy na to, że miałam wtedy 11 lat! :)
Albo, gdy zasnęłam jadąc rowerem i gwałtownie obudziłam się w rowie pełnym przerażonych pająków, które uciekały ode mnie jak najdalej, a mój facet stał nade mną pytając "co ty robisz?". Jakby nie widział! :)))
No a to... To wspomnienie, wybacz, zachowam tylko dla siebie. Jest pełne błękitu i... niech takie pozostanie.
A tu już znów góry i chłodny, gwałtowny wiatr na szczycie, który w błyskawicznym tempie przywiał ciemną chmurę - mgłę. Strasznie grzmiało, a za chwilę świat niemal zniknął za ścianą deszczu. Bałam się...
Ale zawędrowaliśmy! Chyba się zmęczyłam. Na dzisiaj wystarczy, dobrze?
To co, wychodzimy z mojego serca? Teraz kawa? Jaką pijesz?
Są i takie trochę dziwne, kolorowe, bezładne, zamotane, pokręcone, ale można się przynajmniej pośmiać. Jak z tego, gdy tańczyłam na stole. To był dopiero wyczyn zważywszy na to, że miałam wtedy 11 lat! :)
Albo, gdy zasnęłam jadąc rowerem i gwałtownie obudziłam się w rowie pełnym przerażonych pająków, które uciekały ode mnie jak najdalej, a mój facet stał nade mną pytając "co ty robisz?". Jakby nie widział! :)))
No a to... To wspomnienie, wybacz, zachowam tylko dla siebie. Jest pełne błękitu i... niech takie pozostanie.
A tu już znów góry i chłodny, gwałtowny wiatr na szczycie, który w błyskawicznym tempie przywiał ciemną chmurę - mgłę. Strasznie grzmiało, a za chwilę świat niemal zniknął za ścianą deszczu. Bałam się...
Ale zawędrowaliśmy! Chyba się zmęczyłam. Na dzisiaj wystarczy, dobrze?
To co, wychodzimy z mojego serca? Teraz kawa? Jaką pijesz?