niedziela, 3 maja 2015

Paryż ujawnia tajemnice


Przeszłość jest częścią każdego z nas. Czasem się za nami wlecze, bywa że nam ciąży lub przeciwnie - stanowi piękne wspomnienie. Jedno jest pewne - jeśli mamy teraźniejszość, musimy też mieć to, co minęło.
W naszych sercach zamieszkują dawne zdarzenia i związane z nimi uczucia i nie da się tego pozbyć ani siłą woli, ani ucieczką w cokolwiek. Można jedynie na własną przeszłość się zgodzić albo nie.
Pierwsze przyniesie pokój serca i uporządkowane życie, drugie - nieustanną walkę z góry skazaną na przegraną. Mimo tak niby oczywistego wyboru nie wszyscy godzą się z rzeczywistością postrzegając walenie głową w mur jako najlepszy pomysł na życie, a przynajmniej sporą jego część, póki coś lub ktoś nie wywróci tego życia do góry nogami.
Otrzymany spadek zazwyczaj kojarzy się z czymś w rodzaju totalnej zmiany - było tak, jest tak. Przed oszołomionymi tym oczami przewija się szaleństwo możliwości, bo skoro dostało się z nieba podarunek, to wszystko zdaje się być wykonalne.
Trudno zaprzeczyć marzeniom, chociaż... życie pisze swoje scenariusze. Doskonale przekonał się o tym bohater filmu (świetny Kevin Kline), który z ogromną przyjemnością niedawno obejrzałam ("My Old Lady", scenariusz na podstawie własnej sztuki oraz reżyseria Israel Horovitz).
Premiera miała miejsce jesienią ubiegłego roku i o ile się orientuję film należy do niszowych. Wcale się nie dziwię, bo opowiada o dziejach ludzkiej duszy, a niewielu odbiorców jest na tyle odważnych, by podjąć ryzyko usłyszenia czegokolwiek na ten temat (chociaż może, i oby tak było, mylę się).
Rzecz dzieje się w Paryżu, do którego przybywa niemłody Amerykanin dziedzicząc po zmarłym ojcu kilkusetmetrowe mieszkanie z ogrodem. Postrzegając się jako życiowego nieudacznika upatruje w tym podarunku od losu szansę na odmianę. Nie spodziewa się jednak, że decyzja ojca niekoniecznie ma na celu wzbogacenie. A przynajmniej nie w materialnym sensie.
Dla tego człowieka zaczyna się więc trudna podróż w czasie - wędrówka zbolałego serca po traumatycznej przeszłości. Towarzyszy mu w tym niezwykła osoba - przyczyna wszystkich jego kłopotów (rewelacyjna Maggie Smith). Pojawia się też bliźniaczo podobna do niego, bo tak jak on poraniona, pokrewna dusza (moja od zawsze i na zawsze ulubienica, czyli Kristin Scott Thomas). I poplątane w przedziwny sposób losy tej trójki tworzą arcyciekawą opowieść, od której nie sposób się oderwać.
Kiedy jej słuchałam, serce przyśpieszało mi wiele razy kojone na szczęście obrazami malowniczego Paryża z jego nadrzecznymi bulwarami, ogromnymi kamienicami z zatrzaśniętymi na głucho wielkimi bramami i specyficznym klimatem tworzonym przez zastawione kawiarnianymi krzesłami i stolikami chodniki, kamienne rzeźby na małych skwerach i wszędobylski luz udzielający się każdemu, komu zostało dane tam zawitać.
Film przekonuje, że Paryż - miasto świateł skrywa za ich zasłoną niejedną tajemnicę. A odkryć ją to czasem... znaleźć prawdziwy skarb wart więcej niż odziedziczony spadek.

B.

21 komentarzy:

  1. Witaj Basiu:) Melduję się w świecie wirtualnym;) Jestem wypoczęta i pełna wrażeń:)
    Jestem zauroczona Twoim wpisem. Przeszłość jako pewna przestrzeń intryguje mnie i zaskakuje. Wciąż nie wiem, jak duży wpływ ma na naszą teraźniejszość. Znam takich, którzy próbują się odciąć od przeszłości, wymazują zdarzenia, które były. Są historią przecież. Z upływem lat zauważam, że z coraz większym sentymentem myślę o swojej przeszłości. Dlatego lubię odwiedzać bliskich na cmentarzu, ponieważ są częścią mojej przeszłości. Wyczuwam ich obecność i opiekę. Dlatego lubię słuchać muzyki, wyszukuję utwory, które kojarzę z jakimś okresem życia i porównuję uczucia teraz i wtedy. Fotografie....potrafię długie minuty wpatrywać się w stare zdjęcia, swoje i innych. Często się zastanawiam, o czym myślałam wtedy, co mnie cieszyło i smuciło. Mam wielki szacunek do przeszłości.
    Film, o którym opowiadasz na pewno mnie zaintryguje, to także moje klimaty. Podobnie jak Ty uwielbiam Kristin Scott Thomas, doskonała chociażby w "Zaklinaczu koni", można wymienić jeszcze wiele jej kreacji.
    A Paryż...cóż, to wciąż moje wielkie marzenie, myślę, że bardzo realne:) Napiszę za Khalilem Gibranem: " Wierz w marzenia, bo w nich ukryte są bramy do wieczności".
    Wszystkiego dobrego Basiu, ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że już jesteś :) Tym bardziej, że wypoczęłaś i masz za sobą piękny czas. Czekam na Twoją opowieść.
      Bardzo polecam Ci ten film. Jestem pewna, że Ci się spodoba.
      Fajnie napisałaś o przeszłości i jej obecności w Twoim "teraz". Nie ma nas bez naszej przeszłości. Dobrze jest umieć się z nią pogodzić i budować życie albo dzięki niej albo pomimo.
      Paryż jest ogromnie urokliwym miejscem. Wędrowałam po nim piechotą, bo bardzo chciałam doświadczyć jego zwykłości i codzienności. Dzięki temu poczułam się jego częścią - jadłam bagietkę z dżemem siedząc na nadrzecznym bulwarze, oklaskiwałam rolkowych szaleńców pod Notre Dame, byłam na niedzielnej Eucharystii w Sacre Coeur i weszłam na wieżę Eiffla (na wyższe piętro częściowo z zamkniętymi oczami, bo schody są ażurowe!!!). Byłam w wielu miejscach, w których czuć rytm miasta - bezcenne. Na taki "spacer" wystarczą 3-4 dni. Oczywiście nie zobaczy się wszystkiego, ale to nic. Zobaczy się i tak wiele :)
      Spełnienia marzeń Moni :)))

      Usuń
    2. A wiecie, dziewczyny, że ja też, he, "z upływem lat", coraz cieplej myślę o tym, co było? Kiedyś była we mnie duża niezgoda na pewne historie, szarpałam się jak głupia, myślałam, co byłoby gdyby... A teraz? Zgoda na przeszłość. Uśmiech. Ciepło w sercu. Bo nie byłoby mnie takiej dziś, gdyby nie te wszystkie rzeczy zaistniałe. Te wszystkie przeszłe "tu i teraz".
      Monika, a z zapachami nie kojarzą ci się różne zdarzenia? Bo mnie owszem, owszem:)

      Usuń
    3. Jak obejrzysz film, o którym napisałam, to przekonasz się, że nie każdy kocha swoją przeszłość, bo właśnie dla głównego bohatera była ona przysłowiowym kamieniem u nogi. Ale to fikcja. Cieszę się ogromnie, że w realu jest inaczej :)
      Ja także akceptuję moją przeszłość i dobrze mi z tym :)

      Usuń
    4. Z zapachami także i to bardzo, są częścią mojej przeszłości:) Arsenia, świetnie komentujesz:))) Ile tutaj mądrych przemyśleń, dobre towarzystwo! Pozdrawiam wszystkich:)

      Usuń
  2. Ja zawsze noszę w sobie całą swoją przeszłość i wszystko to co z niej wynika. Zazwyczaj jest to bagaż, którego nie jestem świadom, ale bywają sytuacje, gdy wszystko do mnie wraca i skłania do rozmyślań nad sobą, przeszłością, przyszłością i sensem życia.
    Nigdy nie wiadomo, co wyzwoli takie wspomnienia. Może to być okoliczność prozaiczna ale byłoby miło gdyby to był jednak spacer uliczkami Paryża czy Rzymu.
    A sam film - po takiej recenzji - chętnie obejrzę.
    Pozdrawiam.
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Dla bohatera filmu pobyt w Paryżu stał się właśnie takim czasem, który przybliżył mu przeszłość wyzwalając całą masę emocji. Śledzenie tego, co się działo w związku z tym jest niezwykle absorbujące. Daje też dużą satysfakcję z bycia świadkiem zdarzeń, a to za sprawą rewelacyjnego aktorstwa trójki głównych bohaterów i świetnego prowadzenia kamery.
      Oczywiście sam Paryż także gra jedną z głównych ról i jak to on - wspaniale :)
      Odpozdrawiam :)

      Usuń
  3. Zdecydowanie się zgadzam, że należy się zgodzić na własną przeszłość. Chociaż nie zawsze się nam ona podoba i wolelibyśmy ją zmienić,to przecież dzięki niej możemy nie popełnić po raz kolejny tego samego błędu. Poza tym są zawsze miłe i piękne wspomnienia,które należy zbierać i od czasu do czasu wspominać. Poprawa humoru gwarantowana :) A skoro mowa o przeszłości i terażniejszości to uważam, że bardzo ważne jest aby żyć teraźniejszością. Ciągłe patrzenie w przeszłość nic nie daje,a tylko czas marnuje i zdrowie niszczy.
    Pozdrawiam i życzę miłego dnia
    R.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgoda na swoją przeszłość, to tak naprawdę zgoda na samego siebie, bo ona nie istniałaby bez nas - bez jej autorów. A akceptacja jest jednym ze źródeł pokoju serca. Warto.
      I kolejne moje "tak" :) na Twoje słowa - życie teraźniejszością na pewno jest o wiele sensowniejsze niż przeszłością (której już nie ma) czy przyszłością (której jeszcze nie ma i w dodatku która może nie nadejść).
      Dziękuję za podzielenie się ciekawymi spostrzeżeniami :)
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Przeszłość ... Nie możemy już nic zmienić, więc zgadzam się z przedmówcą - nie róbmy tego z czego nie jesteśmy zadowoleni, a reszta to już naprawdę PRZESZŁOŚĆ. Życie na bieżąco daje tyle radości i satysfakcji, że cieszmy się tym i w miarę możliwości zarażajmy potrzebujących tego. Życzę wszystkiego co najlepsze. ILA :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że warto pięknie żyć i warto się o to starać. Ta radość i satysfakcja, o której wspominasz jest także warta wysiłku. Może jest możliwa wówczas, gdy człowiek na dobre porzuca, rozstaje się ze swoją przeszłością? Tak jakby odcinał łączący go z nią sznur. Wtedy... lekko :) wchodzi w swoje "tu i teraz".
      Dziękuję za dobre życzenia :) One zawsze się spełniają :)

      Usuń
  5. Nooo, narobiłaś mi apetytu, ślinka mi już cieknie na film jak jakiemu Azoru na wontrupke... Bo Kristin wielbię jak i ty:) A w dodatku, hmm, mam dużą słabość do filmów o Paryżu. Nie chodzi może nawet o samo miejsce na ziemi, bo w paru innych czułam się o wiele lepiej, ale o tę sumę - kultura kafejek, kawy sączone na ulicy z nogą na nogę (i skarpetką w paski), te jajowate galijskie fizjonomie, ta masa ceramicznych (?) kominów wentylacyjnych plus szarość piaskowca w dużej masie, pył na butach, fontanny Wallace'a. Jakoś dziwnie ładnie to wygląda na ekranie. Luz, mówisz:)), nooo...
    I z przeszłością też mi się Paryż łączy, oj łączy... I też go noszę gdzieś tam głęboko i cieszę się, że mi się zdarzył. Po prostu jeden z wielokątnych klocków dopasowanych do siebie idealnie (tylko czasem nie wiemy, że kolejny nam tak gładko wejdzie i jest po to, żeby następny się znów wpasował w niego...).
    Co ja tak filozuję???:) Całus popołudniowy przemocny:))) ze świergotem zaokiennym w tle.
    p.s. sroka mi kradnie roślinność notorycznie, małpa jedna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak wróciłam z Paryża, to wcale nie czułam się w nim zakochana i szokowałam tym znajomych, którzy jak jeden mąż twierdzili, że są ;))) Ale moje po nim plątanie się wspominam bardzo, bardzo... Kultura kafejek... ładnie powiedziane :) Zapamiętam.
      Puzzle życia Arsenko, puzzle życia :)
      Każda niebanalna osobowość ma swoje przemyślenia i refleksje, więc... nie broń się ;)))
      Całus wieczorny (bez świergotu, bo świergocze rano... małpa jedna! :)))))
      P.s.
      No, małpa jak nic!

      Usuń
  6. Film zapowiada się bardzo ciekawie i na pewno go obejrzę :) Co do przeszłości... czasem ciężko jest się z nią pogodzić, często uważamy, że mogliśmy postąpić lepiej, nie umiemy sobie wybaczyć. A powinniśmy. Nie jest to łatwe, wręcz przeciwnie. Jednak warte wysiłku.
    Paryż... to przywołuje wspomnienia :) w tym wypadku same dobre, chociaż było wtedy zimno. Tęsknię za nim, za jego niezwykłą energią i zapachem, specyficznym klimatem, historią... Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości uda mi się tam polecieć :)
    Moi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film bardzo polecam. To dobre kino na dobrym poziomie. Przy czym nie w rodzaju "im dziwniej, tym lepiej". Nie ma w nim żenującego popaprania emocjonalnego, które ogląda się z niesmakiem. Mocne, głębokie, porządnie zrobione kino.
      Przebaczenie sobie własnej przeszłości, jak każde przebaczenie, przynosi wolność, a z nią radość, ciepło, życzliwość... miłość... Warto :)
      A Paryż... cóż, to bardzo interesujące miasto.
      Z całego serca życzę Ci kolejnego z nim spotkania Moi :) I tym razem jedź wtedy, gdy na pewno będzie ciepło :)))

      Usuń
  7. Nad Twoją odpowiedzią na mój komentarz , odnośnie odcięcia się od przeszłości , myślałam długo i doszłam do wniosku,że jednak ta przeszłość niech zostanie w zakamarkach pamięci. Przecież ta przeszłość ... to ja. Bardzo dziękuję Ci za delikatne sugestie na różne tematy. Pozwala mi to widzieć więcej niż sama widzę i pozwala czerpać pełnymi garściami z teraźniejszości, a przez to i przyszłość widzę spokojną i pogodną. Dziękuję i życzę słońca i radości. ILA :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiąc o odcięciu się od przeszłości miałam na myśli taką przeszłość, która zniewala, jest ciężarem, kulą u nogi. W taki właśnie sposób dokuczała ona bohaterowi filmu, który w tym wpisie zrecenzowałam. I chociaż to oczywiście także część jego życia, to jak się z filmu okazało dobrze się stało, gdy się od niej uwolnił. A uwolnił także przez akceptację - przyjęcie tego, co było.
      Ja także dziękuję za zainteresowanie :) i dobre życzenia. Odwzajemniam :)

      Usuń
  8. Basiu, już po raz drugi zachęcasz mnie do sięgnięcia po film, muszę się zmobilizować i obejrzeć to co polecasz. Twoje wybory bardzo trafiają w mój gust. Ostatnio bardzo się zaniedbałam jeśli chodzi o kino, więc korzystając z Twoich sugestii chętnie spędzę miło czas w tak doborowej obsadzie.
    Dżdżownica

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry film, ale też mocny emocjonalnie. Nie zawsze jest pora na tego rodzaju kino. Ale kiedy przychodzi - warto sięgać po coś z wyższej półki :)
      Cieszę się, że mamy podobny gust :) Miłe :)
      W "My Old Lady" rzeczywiście można zobaczyć aktorstwo wysokich lotów. To zawsze wzbogaca. I jeszcze jedno, bo to też Cię powinno zainteresować - wnętrza :) Byłam zauroczona mieszkaniem i jego urządzeniem, a nawet lekkim zaniedbaniem, które dodawało wszystkiemu klimatu swojskości. Super się oglądało :)
      Serdeczności :)

      Usuń
  9. Wystarczyły Twoje słowa i ta krótka zapowiedź, żebym się zakochała w tym filmie. Myślę, że trafi on idealnie w mój gust. Zgadzam się, że przeszłość jest częścią każdego z nas, to ona nas kształtuje, nawet te najgorsze przeżycia z naszego życia, o których może chcielibyśmy zapomnieć, wpłynęły na nas, zbudowały nasz dzisiejszy obraz. Bez nich bylibyśmy inni. Dlatego chyba lepiej jest się pogodzić z przeszłością niż na siłę ją wypierać. Gorąco pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film jest naprawdę wart zobaczenia. Nie będziesz żałowała, zapewniam. Super jest śledzić drogę, którą przemierza główny bohater nieustannie zderzający się z własną i cudzą przeszłością. Kline jest bardzo przekonujący. No i te pełne uroku różnice między mentalnością Francuzów i Amerykanów - bardzo smakowite :) Świetnie się to ogląda. Film zagląda głęboko do ludzkiej duszy, ale nie wulgarnie i prostacko. Momentami bardzo, bardzo pięknie.
      Tak, bez przeszłości bylibyśmy inni.
      Pozdrawiam :)

      Usuń