wtorek, 13 maja 2014

Kakao z chili

Dzisiaj uśmiecham się od samego rana, więc posyłam ten uśmiech i Tobie :)
Co prawda jakaś mało ogarnięta jestem po kilku dniach niezwykle owocnej nieobecności w domu, więc się miotam to tu to tam, ale i tak czuję się szczęśliwa, bo bardzo odpoczęłam. I dobrze, bo parę spraw po powrocie mnie zaskoczyło.
Najpierw widok mojego ogrodu, do którego wdarł się od sąsiadów nieproszony gość:


Szczepiony, więc rozrosły i bezczelny, ale nawet ładny, chociaż nie pachnie tylko wygląda. Gapi się w dół na moje paprocie i iglaki, ale póki nie zechce zrobić im krzywdy to niech się gapi.
Potem mnie zaskoczyło, że jak zajrzałam do porzuconej jak cała reszta na kilka dni książki, nad którą pracuję, to mi się nie spodobało to, co napisałam.
Przerwy w "spotkaniach" różnego rodzaju potrafią otworzyć oczy na prawdę.
Wgryzam się więc na nowo w treść i robię w niej wielki bałagan z nadzieją, że niebawem mnie olśni i poukładam wszystko sensownie.
No a jeszcze potem, czyli wczoraj wieczorem na zumbie okazało się jak bardzo mi przez ten czas jej brakowało, w rezultacie czego szalałam jak małe, ale zawzięte i niezmordowane tornado (kondycja mi wraca i całe szczęście, bo lato i wakacje, czyli góry, już blisko).
Teraz jeszcze jako przeciwwaga dla fioletowego przystojniaka od sąsiadów biały bez z zeszłego roku, który miał szczęście zostać utrwalony w kadrze, więc żyje do dzisiaj, a zaraz potem deserek energetyczny :)


Znalazłam muzykę, która idealnie odpowiada mojemu nastrojowi.
To oczywiście Beethoven - wielka legenda, ale i moje osobiste odkrycie, którego dokonałam lata temu. Przy czym wolę jego monumentalne symfonie niż małe kameralne formy. Ten człowiek jak już się rozhulał to na całego. Jego muzyka jest pełna ognia - zachwyca.
Dziewiąta - ostatnia symfonia to absolutne arcydzieło. Mogę słuchać w całości i w kawałkach, od początku i od środka i mogę tak bez końca.
Scherzo z Dziewiątej w wykonaniu także pełnego ognia Davida Garretta jest jak filiżanka mocnego kakao z chili :)
Zapraszam.


Miłego, pełnego uśmiechu i ciepła dnia!
Basia

4 komentarze:

  1. Mój "anielski bez" niestety już opada...znów cały rok czekania na te niepowtarzalne dwa tygodnie...
    Na zumbie Basiu tak mocno nie szalej, żebyś znowu pięty na lato nie nadwyrężyła...Kakao z chili wyśmienite, wcale nie gryzie się z filiżanką kawy do tego:-)
    A co do Twojej porzuconej na jakiś czas książki...chyba tak jest ,że czasem trzeba się odsunąć by z perspektywy popatrzeć inaczej..pełniej.
    Nie mogę jakoś rozstać się z ciepłym kominkiem. Maj niezbyt łaskawy w tym roku. Pozdrawiam Basiu ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekanie na coś wyjątkowego samo w sobie jest wyjątkowe :) Tylko dwa tygodnie bzu, ale jakie! Anielskie! :)
      Masz rację - czasem trzeba się odsunąć, by zobaczyć w pełni. Odległość sprzyja widzeniu.

      Usuń
  2. Ładny ten Twój nieproszony gość:) Też bym takiego chciała na balkonie! Chociaż... w sobotę wieczorową pora odkryłam na swoim balkonie kwiaty! W doniczkach posadzone! Prześliczne surfinie, które zasadził tam MÓJ mąż. Dla mnie, bo lubię. Zaskoczył mnie, jak zwykle. Mile zaskoczył. a tak w ogóle to... cudnie nam było z Tobą... Pasujesz tutaj jak ulał, Baś. Przyjeżdżaj, kiedy Ci życie dokuczy. Otulimy Cię sobą, wszyscy po kolei. Dziękuję za ten wspólny, cudowny czas.
    Twoja M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mogę też wtedy, gdy nie dokuczy? :)))
      Och, ten TWÓJ M.! :) Też go jakoś nie wiedzieć czemu :) lubię. No i uważam, że bardzo do siebie pasujemy będąc oboje w czerni, co wyszło na jaw na tym zdjęciu na Twoim blogu :)))
      A zupełnie poważnie Moniś - masz fantastycznych Trzech M.!
      Bardzo mnie cieszy, gdy znów widzę uśmiech w Twoich oczach.

      Usuń