czwartek, 26 lipca 2012

Jak cię widzą...

Usłyszałam od kogoś taką oto opowiastkę. Pewien nastoletni chłopak wracał wieczorem komunikacją miejską do domu po treningu. Było chłodno, a on spocony. Na szczęście miał ciepłą bluzę z kapturem. I tak ubrany wszedł do tramwaju. Po pewnym czasie zorientował się, że ludzie jakoś dziwnie go omijają z daleka. W końcu załapał, że to przez ten kaptur na głowie.
No tak. Komuś się skojarzyło. Trudno się niby dziwić, prawda? Z drugiej strony trudno się powstrzymać od stwierdzenia, że tak łatwo oceniamy. Nadinterpretujemy, nawet nie zastanawiając się, że to robimy. I co z tym z kolei robić? I czy robić cokolwiek?
Jak się tak głębiej zastanowić nad sprawą, to dochodzimy do wniosku, że albo spędzimy życie na pilnowaniu się, by inni nie posądzali nas o to, co akurat w nas nieprawdziwe albo machniemy na to ręką, narażając się tym samym na gadanie na nasz temat na zasadzie "co ślina na język przyniosła". Biorąc pod uwagę, że raczej nikt nie ma ochoty być poddany negatywnej krytyce ta druga postawa może nie wchodzić w grę. Pozostaje więc pierwsza, ale i z nią mamy problem. Okazuje się bowiem, że ilu ludzi, tyle gustów. Co odpowiada jednemu, a może raczej co mu nie przeszkadza, kłuje w oczy drugiego. Kogo nie urazić? Nie dźgnąć boleśnie w oko?
Problem jest i to tego rodzaju, że legendarne "być albo nie być" wydaje się przy tym dylemacie przysłowiową bułką z masłem.
Chodzenie po świecie z duszą na ramieniu z powodu ocen innych na mój temat nie jest kuszącą propozycją. Bycie tym, komu jest z tego powodu wszystko jedno już poddaje nas surowej krytyce. I tak źle, i tak niedobrze.
Przypomina mi się sytuacja, gdy razu pewnego idąc do pracy włożyłam długą spódnicę. Usłyszałam: czemu zakrywasz nogi? Następnego dnia założyłam taką tuż przed kolana. Usłyszałam: czemu pokazujesz nogi? Kolejnego dnia ubrałam się w spodnie. Usłyszałam: lepiej ci w spódnicy. Zdesperowana następnego ranka sięgnęłam po sukienkę, ale... na szczęście w porę usłyszałam w głowie: co ty wyprawiasz? I z zamkniętymi oczami wybrałam z szafy coś na chybił trafił.
Skąd się biorą te nasze szybkie "wiem o tobie wszystko"? Jest parę dziedzin życia, co do których żywimy głębokie przekonanie, że jesteśmy w nich specjalistami. To polityka, ekonomia, psychologia. Bez ślęczenia latami nad książkami, bez trzech literek (albo dwu) przed nazwiskiem i tak uważamy się za speców od tematu. Przy czym każdego, kto z kolei w naszej działce, w tym, co zdobyliśmy naszym ślęczeniem, by tego popróbował z miejsca ustawimy do pionu wykazując jak nic nie wie. Temat "ludzie" i wszystko, co z nim związane wydaje się taki łatwy. No właśnie - wydaje się.
Basia Smal

1 komentarz:

  1. Myślę, że w każdej sytuacji trzeba przede wszystkim być w zgodzie z samym sobą. Czasami oznacza to płynięcie z prądem a czasami przeciwnie. Ważne aby mieć poczucie wewnętrznej wolności bez oglądania się na otoczenie. Nie warto być oryginalnym na siłę ale też nie warto na siłę wtłaczać się w ramki ułożone przez innych. Rzecz sprowadza się do umiejętności odpowiedzi na pytanie - kim jestem i jaki jestem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń