niedziela, 5 sierpnia 2012

Sam czy samotny?


Dzisiejszy dzień zaczął się deszczowo i burzowo, co widać na zdjęciu.
Światło dzienne ujrzały więc w końcu nieprzemakalne portki, a kurtka odetchnęła z ulgą wyjęta nareszcie z plecaka.
Rano aż trudno było uwierzyć, że na jutro zapowiadane jest prawie 30 stopni ciepła. Jednak mimo takiej pogody wybrałam się na wędrówkę. Niezbyt daleko i nie za wysoko.
Na popularnym i zazwyczaj zatłoczonym szlaku było tym razem puściuteńko.
Burza szybko przeniosła się w wyższe i dalsze partie gór i tylko czasem dawała o sobie znać widowiskowymi błyskawicami i spotęgowanymi echem gromami.
Zupełnie nie przejmowało się tym stado owiec pasące się spokojnie na pobliskiej hali. Pobekiwały tylko od czasu do czasu pracowicie skubiąc trawę, ale widać było, że to tak z nawyku to pobekiwanie, a nie ze strachu.
Wiatr wiał na szczęście w ich stronę, a to szczęście z tego powodu, że mówiąc bez ogródek owce nie pachną (a może raczej powinnam powiedzieć, żeby było politycznie poprawnie, że owce pachną inaczej).
Szły sobie powolutku z prawa na lewo i sprawiały wrażenie totalnie wyluzowanych. W pewnym momencie zobaczyłam, że ten luz nie dotyczy wszystkich. W sporej odległości za stadem kuśtykał młody baranek, który zamiast skubać trawkę usiłował ciągle dogonić zupełnie nie przejmujących się nim pobratymców. Doganiał tak i doganiał i stale był daleko za nimi.
W końcu beknął tak żałośnie, że aż serce we mnie zamarło. W stadzie odbeknęło mu parę osobników, ale na tym ich zainteresowanie się skończyło.
Młody kuśtykał z uporem, a w końcu, gdy cała gromadka zniknęła mu zupełnie z oczu - odpuścił. Stał i rozglądał się bezradnie, a potem (nareszcie!) zajął się skubaniem trawy.
Głód zwyciężył samotność.
Nie byłabym sobą, gdyby mi się nie skojarzyło.
Bywamy sami (w domu, na wyprawie rowerem, na spacerze itd.) i wtedy wszystko jest ok.
Jednak czymś zupełnie innym jest poczucie bycia samotnym, bo można go doświadczyć wśród tłumu ludzi, także tych najbliższych.
Rodzi się ono z tego, że nie czujemy się ważni dla innych, rozumiani przez nich, akceptowani. Wtedy jesteśmy, jak ten baranek, straszliwie bezradni.
Nic nie można zrobić, kiedy ktoś do kogo zwracamy się całym sobą, nie reaguje. I nasze "pobekiwanie" jest wówczas bardzo żałosne.
Smutne.
Nie mamy wpływu na to jak inni nas traktują. Jednak mamy na to jak my traktujemy ich.
Proszę, nie fundujmy im poczucia samotności w naszym towarzystwie.
Chociaż tyle możemy, prawda?
A dla wzmocnienia mojej prośby - zdjęcie (niezbyt udane, ale ciężko było złapać młodego w bezruchu). Niech poruszy serca.


Basia Smal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz