wtorek, 24 września 2013

Zakorzenione serce

Kochani - jesień. Nawet jak świeci słońce, to i tak poranki i wieczory są bardzo zimne. Wczoraj, wracając z zumby zmarzłam, bo w dodatku wiał lodowaty wiatr.
Gabrysiu, gdzie jest ta obiecana przez Ciebie złota polska? Jak się zasiedziała u Ciebie, to bardzo proszę wykop ją delikatnie i podeślij do mnie, dobrze? Bo mi jej brakuje. Chciałabym poczuć jej zapach i trochę jeszcze powygrzewać się w słońcu. Na razie pozostają zdjęcia. To zrobiłam ostatniej soboty.


A to... kiedyś.


Lubię fotografować drzewa. Są niepowtarzalne a przez to wyjątkowe. Jak ludzie.
Opowiem Wam o tym, co kiedyś widziałam, bo mi się teraz skojarzyło. Przechodziłam przez pobliskie osiedle i zobaczyłam operację przesadzania dorodnego, dużego drzewa w nowe dla niego miejsce. Trafiłam na moment, gdy osadzano go w ogromnym dole. Wszystko trwało dość długo - tyle trzeba było zrobić. Kiedy poszłam tam kilka dni później, zobaczyłam że drzewo jest umocowane naprężonymi mocno linami, które jak rozumiem pomagały mu utrzymać się w pionie, póki samo nie nabierze sił. Dzisiaj lin już nie ma, drzewo jeszcze urosło a właściwie rozrosło się i wtopiło sobą w otoczenie. Wygląda, jakby tu było od zawsze.


Policzyłam, że przenosiłam się w nowe miejsca, jak do tej pory, pięć razy. I za każdym potrzebowałam czasu, by na nowo się "ukorzenić", wrosnąć. Trochę to zawsze trwało, ale po pewnym czasie nowe miejsce stawało się moim. Człowiek tak potrafi. Chociaż mówi się, że nie przesadza się starych drzew. Może rzeczywiście jest jakiś moment w życiu, od którego już bardzo trudno, albo w ogóle nie jest możliwe, wrosnąć w nowe otoczenie. 
Życie pisze różne scenariusze, więc przesadza się drzewa. Ludzie sami się przenoszą.
Jednak jest takie miejsce, jedno jedyne, z którego w żaden sposób nie uda się nikogo wyrwać. To ludzkie serce. Jeśli ktoś się w nim "zakorzenił", to tam zostaje.
Tych, których kochamy stale nosimy w sobie. I stale pamiętamy, bo miłość nie cierpi na zaniki pamięci.
Basia

2 komentarze:

  1. 6 lat temu, bardzo się bałam, kiedy Tata z całym swoim dobytkiem przeprowadzał się do nas. Wszyscy mówili-nie przesadza się starych drzew-,ale ja wiedziałam swoje. Wiedziałam,że Tata całe życie marzył o życiu na wsi, o kawałku ogródka przed domem...a całe życie mieszkał w bloku. I oto stało się tak,że mogłam jego marzenie spełnić. Wielkim tirem przyjechał dorobek Jego życia, a na głównym miejscu ogromna paproć, której wszyscy mu zazdrościli.Od pierwszych chwil, kiedy nasza sarenka ,która obcych sie boi, podeszła do niego trącając łebkiem w rękę, wiedziałam ,że to jest Jego miejsce. Paproć kwitła dalej , Tata rozkwitał razem z nią-przyjęli się wspaniale. Teraz wiem Basiu,że to było jedne z lepszych 6 lat w Jego życiu :-)
    ....paproci też już nie ma..jakieś pół roku temu zaczęła usychać:-(
    Dobrze Basiu,że miłość nie cierpi na zaniki pamięci..

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zdania Gabrysiu, że każde drzewo można przesadzić i się przyjmie.
    Zrobiłaś dla swojego Taty coś pięknego i... zakwitł. Pamiętaj o tym, proszę, o tym Jego kwitnieniu, o pięknie, które było Jego udziałem. Pielęgnuj to, bo roślina może uschnąć, ale ludzkie serce - nigdy. A Twój Tato na zawsze tam jest. A z tego, co mi już o Tobie wiadome, to ma wspaniałe miejsce.
    Pozdrawiam Cię serdecznie kochana. Dobrze, że jesteś, Gabrysiu :)

    OdpowiedzUsuń