wtorek, 8 października 2013

Moje wędrówki po Europie. Paryż, czyli piękno nieodparte

W Paryżu byłam kilka lat temu. Pamiętam, że przywitał mnie, beztrosko hulającymi po ulicy śmieciami, które porywisty wiatr wywiewał z przepełnionych śmietniczek. Było niedzielne popołudnie, więc nikt nie sprzątał. Zdjęć śmieci nie miałam zamiaru robić, więc skierowałam wzrok i aparat w stronę, gdzie nie było ich widać.


Ulicą widoczną na wprost, za tym "uroczym" słupem, doszłam, (mijając po drodze dziwacznie brzydkie Centre Pompidou) do jednego z wielu w Paryżu mostów, którym dostałam się na wyspę na Sekwanie. Tak, na tę wyspę, gdzie jest ona - Notre Dame.


Ten fronton to widok znany na całym świecie. Zobaczcie, proszę, z boku. Cudna, prawda?


Utkana z kamiennej koronki. Ogromnie przyjazne miejsce. W pobliżu na pustym kawałku placu szaleją rolkarze - ekwilibryści, bo to, co wyczyniają jeży włosy na głowie. Przy czym średnia wieku tych szaleńców to na oko 30+. Z drugiej strony placu w spokojne ciepłe wieczory grupki panów z pasją oddają się grze w boule.


Od Katedry blisko już na słynne paryskie bulwary. Byłam, leniwie przesiadywałam, jadłam bagietkę, zanurzając ją w słoiku z konfiturą truskawkową, pozdrawiałam przepływających barkami, czyli doświadczyłam uroku wieczornego Paryża w pełni.


Kolejnego dnia szwendałam się ulicami, mając w pogardzie miejską komunikację, bo bardzo, bardzo chciałam poczuć klimat tego miasta. Na pierwszy ogień poszedł Ogród Luksemburski. Jest ogromny, pełen spokoju i piękna otoczonego wysokim metalowym parkanem. W środku jest sporo miejsc z wystawionymi krzesłami, na których można sobie posiedzieć, poodpoczywać i... pogapić się na przechodniów, co jak zauważyłam jest ulubioną rozrywką Paryżan (udziela się też przyjezdnym). W Ogrodzie są także urokliwe i niezwykłe zakątki ze starannie dobraną roślinnością.


A potem dalej w miasto, czyli najpierw kluczenie małymi, niepozornymi uliczkami, przy których znajdują się butiki, znanych na całym świecie marek.


Jak w większości dużych europejskich miast, tak i  w Paryżu, prawie nie ma trawników, ale drzewa rosną tu i tam. Natomiast trzeba uważać pod nogi, bo pamiątek po spacerach Paryżan ze swoimi pieskami jest naprawdę dużo.
Ostrożnie stąpając wśród nich, dotarłam w pobliże oślepiająco złoconej kopuły Hotele des Invalides.


Stamtąd już blisko do potężnej Wieży, która zaskoczyła mnie swoim ogromem. Wdrapałam się własnymi nogami tam dokąd na to pozwalają, chociaż na wyższe piętro momentami szłam z zamkniętymi oczami - schody są ażurowe i spojrzenie w dół między własne stopy robi spore wrażenie.


Jednak byłam dzielna, o czym obwieszczam, żeby mi samej zostało w pamięci. Z Wieży widok jest niezrównany.


Stamtąd już jest całkiem niedaleko do Łuku Triumfalnego, który też jest ogromny! Potem oczywiście spacer Avenue des Champs Elysee, która jak widać... również jest wielka (zdjęcie poniżej), a na której zauważyłam ciekawy widok - kolejkę grzecznie stojącą na zewnątrz sklepu Louis Vuitton, gdzie potężny ochroniarz wpuszczał co jakiś czas kolejnego klienta, bo najwyraźniej w środku tego przybytku nie może być tłoku.


Potem... naleśniki na ciepło, zakupione w ulicznej budce gdzieś po drodze, żeby szybko i tanio pokrzepić nadwątlone siły i już podziwiamy przepiękny Most Aleksandra III (na cześć cara Rosji).


Potem zerkamy w przelocie na Grand Palais i Petit Palais, pozdrawiamy szanownych panów de Gaulle'a i Churchilla uwiecznionych na pomnikach (każdy na swoim, żeby nie było) i nie czując już stóp, ale z zaciśniętymi dzielnie zębami idziemy w stronę Luwru, mijając po drodze Place de la Concorde i ciągnące się w nieskończoność Ogrody Tuileries.


Później jeszcze w biegu kątem oka zauważony budynek Comedie Francaise i trochę dalej pomnik Moliera.


I następnego dnia czas na Montmartre. To rzeczywiście wysokie wzgórze, więc uliczki i domy przy nich "tańczą" jak im... natura zagrała.


Ze schodów prowadzących do porażającej swoim pięknem Bazyliki...


... roztacza się cudowna panorama miasta. Paryż to morze szarych dachów.


Potem jeszcze koniecznie trzeba przejść przez Place Pigalle (żeby już na zawsze wiedzieć, że nie jest to miejsce ani piękne ani ciekawe) i zerknąć na Moulin Rouge (mniejszy niż się myśli). Można też wpaść na cmentarz Montmartre, który otoczony przez budynki mieszkalne robi wrażenie, jakby był przeniesiony tu tylko na chwilę dla potrzeb zwiedzających. Później z podziwem popatrzeć na potężny gmach Opery.


I może jeszcze zarejestrować takie oto cudo ludzkiej przemyślności, któremu oprzeć się nie mogłam. Bo po co ganiać na zewnątrz, by za chwilę być wewnątrz, tyle że w sąsiedniej kamienicy, jeśli można je sobie połączyć wiszącym oszklonym... hm... mostkiem.


Byłam jeszcze w kilku innych miejscach, ale i tak już ten post ciągnie się jak stąd do wieczności, więc na koniec jeszcze tylko ogólny widok miasta, gdzie w fantastyczny sposób nowoczesność przeplata się z tym, co dawne.


I gdzie normą jest harmonijne piękno.


Do Paryża warto pojechać. To niezwykłe miejsce, pełne zjawiskowego czaru. Gorąco zachęcam przy tym do założenia wygodnych butów i przemieszczania się ulicami na piechotę, bo tylko wówczas można poczuć to "coś", co stanowi o nieprzepartym uroku tego miasta.
Basia

5 komentarzy:

  1. Basiu skąd widziałaś, że niedawno snił mi się Paryż?Byłam tam w 97 roku,do dziś pamiętam zapach zwiedzanej wytwórni perfum:-).Odwagi na wieże nie miałam,ale pamiętam orzeźwiający chłód wody z pobliskiej fontanny. Marzę ,żeby zabrać tam mojego męża, bo wtedy towarzystwo miałam niezbyt udane i co prawda Paryż pokochałam całym sercem, lecz tylko po to,żeby wrócić tam z kimś kogo kocham i wiem że to na pewno nastąpi.
    Rozmarzyłam się Basiu rozmarzyłam.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze pozwolę sobie Basiu zacytować wiersz,
      który przed laty napisał mój przyjaciel ks.Arek
      "jeśli mają to być
      beztroskie wakacje
      do Paryża nigdy
      nie przyjeżdżaj sam
      tu-zwabione ciszą-
      dopadną cię pytania
      przed którymi uciekasz całe życie

      oczywiście możesz skryć się
      choćby pod kloszem Sainte Chapelle-
      ale i tam prześwietli cię
      ten granatowy promień
      i na gregoriańską nutę
      wszystko Bogu wyśpiewasz"

      Usuń
  2. Czy wiesz Gabrysiu, że ja w Paryżu spotkałam tę ciszę? Przedziwne doprawdy, bo nie byłam tam sama a Paryż to wielkie miasto ze wszystkim, co ta wielkość niesie. Jednak ma tak specyficzny klimat, taką "duszę", że można się i wyciszyć, i dobrze poczuć. Panuje tam jakaś taka wyluzowana atmosfera, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dobrze mi tam było. Życzę Ci z całego serca, byś tam jeszcze raz pojechała. I poszwendała się beztrosko po ulicach, chłonąc niepowtarzalną atmosferę tego miejsca.
    Całusy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie Paryż jako miasto w całości nie powalił, jak to bywało z innymi, jakoś tak bardziej na południe:) Chociaż lubiłam tam być, oglądać te wszystkie wymarzone miejsca, parki z zielonymi krzesłami i te tam Damy z jednorożcem, kupować grafiki po euraku albo i trzy na pchlich targach. Ja chodzę po miastach swoimi ścieżkami, wiesz przecież. Zresztą chyba o to chodzi - każdy wybiera swoje.
    A pamiętasz, że miałyśmy kiedyś pojechać razem do T.???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do jakiego T.?!!! A ja też chodzę własnymi ścieżkami po różnych miejscach, także po Paryżu, więc i rozumiem Cię i właśnie taki "mój" odkryty przeze mnie na tych własnych ścieżkach Paryż mnie wyciszył (w wielu "koniecznych" miejscach tego miasta mnie nie było a pognało mnie w te inne).
      To co z tym T.?

      Usuń