niedziela, 26 stycznia 2014

Sny na jawie

Czy wiesz, że niedługo już będzie wiosna? Nie wierzysz? Nie musisz. Po prostu to zobacz. Zamknij oczy, spójrz przed siebie i zobacz :)
To nie jest trudne. Wiem o czym mówię.
Kiedy piszę beletrystykę, to właściwie zawsze opisuję. Nie to, co rzeczywiście się zdarzyło, bo to mnie zamyka i denerwuje, ale to, co "widzę". Najpierw muszę "zobaczyć", żeby napisać.
To tak, jak z widzeniem ludzkiej duszy. Patrzysz w oczy i wiesz.
Lubię uśmiechnięte oczy. Nie muszą się nawet uśmiechać, żeby takie były. Nie brzmi precyzyjnie, wiem, ale inaczej nie da się wytłumaczyć.
W uśmiechnięte oczy nie sposób nie wpaść. Bardziej w nie się wpada niż w takie, które określa się jako uwodzicielskie. Bo przecież tak naprawdę zakochujemy się w duszy. Wygląd jest jak kolory kwiatów, które przyciągają uwagę motyli. Ale potem ważny jest już nektar a nie kolory.
Znalazłam zdjęcie wiosny. Popatrz, to niedługo będzie.


Bzy i błękitne niebo. Pamiętam, że to był ciepły dzień. Nie upalny, ale przyjemnie ciepły.
Nie lubię zimna. Bardzo nie lubię. Zimno to nie moja bajka. Moja jest ciepła i kolorowa.
Opowiedzieć Ci ją?
Droga. Idę nią. Wokół... nie wiem... cokolwiek - pola, lasy, skały, wzgórza, pustynia... cokolwiek byle tylko nie zimna biel. Obok mnie człapie jakieś spokojne i duże zwierzę, które dźwiga mój dobytek. Marzy mi się smok :), ale to już totalny odlot, więc może być wielbłąd albo koń. Może koń. Konie lubię. I tak sobie wędrujemy aż przychodzi pora na odpoczynek. Wtedy ważne jest ognisko.
Lubię ogień - jego blask, życie, ciepło. W ludziach zresztą lubię to samo.
Przy ognisku już nie jestem sama. Wtedy jest czas na spotkania. Na rozmowę i wspólne milczenie - na bliskość. Potem w drogę pójdę znów sama, bo taka właśnie jest ta moja ciepła kolorowa bajka :)
Jeśli też lubisz wędrować, to na pewno gdzieś kiedyś spotkamy się przy jakimś ognisku :)
A teraz na koniec trochę ciepła. To "Samotny pasterz" Gheorghe Zamfira.


Czy teraz masz uśmiechnięte oczy? :))) Do zobaczenia.
Basia

5 komentarzy:

  1. Mam Basiu- szczególnie -jeśli o smoka chodzi...ciekawe czy to ten trójgłowy, czy raczej z jedną głową na długiej szyi on ma być ;-)
    Dziś też myślałam o wędrowaniu i przemijaniu..rok temu o tej porze było gwarno, sporo gości..jedliśmy urodzinowy torcik...dziś została tylko modlitwa i ciepłe wspomnienia...a my wędrujemy dalej...co prawda mamy tylko sarenkę z jedną głową i Teodora ;-), ale ważne ,że razem. Co dzień od nowa gdzieś tam sobie wędrujemy. Myślę ,że w końcu dotrę do naszego wspólnego "ogniska", przy którym zobaczę Twoje wesołe oczy i będę bogatsza znowu o jedno ciepłe wspomnienie. Dziś na zimowym spacerze w lesie-nie było tak źle. Nawet w pewnym momencie było mi za ciepło-tak się poubierałam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemijanie... ludzki los... serca nie zapominają, w nich jest życie, także tych, którzy wędrują już w innym świecie. Tym, gdzie może są i smoki? :)
      A ten smok powinien mieć jedną głowę, bo jak go znam te dwie pozostałe byłyby okropnie zazdrosne, gdybym targała za uszy tę jedną :))))
      Jakąś słabość mam do smoków :)
      A Kuba i Teodor to całkiem miła parka w wędrówce :)
      "Ognisko" jest pewne :)
      Do zobaczenia

      Usuń
  2. Basiu, zima też ma swój urok. Lubię białe przestrzenie, drzewa w bieli, padający śnieg. Pamiętam zimowe wyprawy do lasu, przez zamarznięte jeziora a nawet Zalew w Lublinie. O wadach pisać nie będę. Wiadomo. Chociaż napisze, nie lubię lodu na chodniku i wszędzie tam, gdzie stanąć muszą moje stopy. Może nie cieszyłaby mnie ta zima, gdybym nie opanowała lęku przed wychodzeniem po moim ubiegłorocznym połamaniu, ale tak się stało. Ubiegła niedziela była mroźna, pełna sniegu i lodu, który tworzył się wszedzie, bo padał marznący deszcz. A ja musiałam/chciałam być w trzech miejscach. W kościele, na obiedzie u Przyjaciółki mieszkającej na odległym osiedlu i na koncercie z pierwszymi trzema symfoniami Beethovena.. I myślę, że ten dzień mnie uodpornił. Wychodze codziennie. Uważam. Jak trzeba było, pojechałam taksówką (na koncert). I teraz juz nie o zimie. Te cztery koncerty w ciągu dwóch tygodni sprawiły, że wracam do filharmonii po póltorarocznej nieobecności. I chyba bardziej niz kiedykolwiek. Wykupiony karnet na luty (2 koncerty) i zarezerwowane miejsca na marzec (4), kwiecień (1) i maj (2). Bardzo mnie to cieszy. Wiosny w snach i na jawie życzę. Do usyszenia, mam nadzieję, w tym tygodniu. Maria ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Mario, a mnie jest zimno! Nie marudzę, naprawdę. W tym roku nie marudzę, co samą mnie dziwi, ale i tak, gdy jest -11 stopni, to jakoś zamarzam mimo ciepłego ubrania. Biel jest piękna, szron, śnieg, lód... Ale to zimno!
      Filharmonii Ci zazdroszczę :) Może i ja powinnam sobie tak zaplanować.
      W tym sezonie nie mam na co iść do opery, w każdym razie nie w Warszawie, bo albo już byłam na czymś albo mnie nie interesuje. Bo tak naprawdę lubię Pucciniego i Bizeta. Verdi też może być. Potem długo, długo nic i Mozart, bo czemu nie, ale nie łapie mnie za serce. Włoskie geny we mnie :) rwą do włoskiej opery i włoskiej zimy - deszczowej, szarej, ale zazwyczaj bez mrozu a przynajmniej nie w Rzymie.
      Pozdrawiam... wiosennie :)))))

      Usuń
  3. Wiem, że nie marudzisz. Jest zimno, ale upieram się, że ładnie. Ja nie chodzę na długie spacery. i muszę uważać po czym stąpam. I bardzo sie ucieszę jak będzie wiosna, bo wtedy jest cieplej. I wiosna ma swój zapach tak samo jak lato i jesień, a zima nie, przynajmniej dla mnie. I wiem jak bardzo tęsknię za zielenią, ale później, jeszcze nie teraz. Teraz przyjmuję, że jest czas zimy. Ja bardziej zamarzam w domu. W poniedziałek wieczorem wszystko było nie tak i jeszcze zimno. Ja zimą często siedzę w domu w starym, zimowym płaszczyku. Wracając do poniedziałkowego wieczoru przesiedziałam tak bez sensu 2 godziny, nic mi sie nie chciało i czułam sie nieszzęśliwa (przez to zimno także ale nie tylko). W pewnym momencie powiedziałam sobie dość, wstałam i zabrałam się do pracy. Zrobiło się cieplej. Wysłuchałam w "dwójce" ciekawej audycji o Ksawerym Dunikowskim. A we wtorek rano było już inaczej, choć nadal było zimno. A koncertów nie masz co mi zazdrościc. Ja mogłąbym policzyć na palcach obu rąk opery na których byłam. trzy razy w Poznaniu, jeszcze przed przyjazdem tutaj i trzy razy w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Cóż to jest? Pozdrawiam najcieplej, M.

    OdpowiedzUsuń