wtorek, 15 lipca 2014

Moje wędrówki po miejscach znanych i nieznanych. Łazienki, czyli uroda życia


Trwa wakacyjny czas i wakacyjny nastrój. We mnie także, więc na moim blogu również. Dlatego kolejny raz zapraszam Cię na spacer ze mną w nadziei, że piękne miejsce i moje towarzystwo wywoła uśmiech Twego serca :)
Dzisiaj byłam w Łazienkach.
Łazienki Królewskie w Warszawie znane są wszystkim aż za dobrze. Należą do tematu zgranego do cna, czym absolutnie się nie przejmuję, bo lubię je odkąd wiele, wiele lat temu przyszłam tam po raz pierwszy i poczułam się jak u siebie. Mam tu "swoje" trasy i "swoje" miejsca, ale najpierw... spotkanie:

Taki widok można zobaczyć najczęściej na wiosnę, ale paw jak to on lubi obnosić się ze swoją urodą bez względu na porę roku, czemu wcale się nie dziwię :)
I w ten oto zjawiskowy sposób królewskie ptaszysko dołącza się do mnie z zaproszeniem do Łazienek.

W Pałacu Łazienkowskim i jego otoczeniu trwają obecnie prace renowacyjne, ale udało mi się uchwycić ten widok tak jakby nic się nie działo. Może to lilie "zaczarowały"?

Po stawie (jest płytki, ale żyją w nim ogromne karpie) można wybrać się na przejażdżkę gondolą.

Bardzo lubię tę rzeźbę. To kamienna kopia słynnego Umierającego Gala. Na jego twarzy widać cierpienie. Bardzo porusza. Wymowne, gdy w tle rozgrywa się... teatr życia.

Hedera, która wspina się na pnie drzew to częsty widok w Łazienkach. To stamtąd wzięłam pomysł, by w moim ogrodzie posadzić właśnie tę roślinę.

Prosiłam kaczusię, ale nie chciała pozować. OK, nie to nie, ale pozwolę sobie stwierdzić, że z tyłu też jest... niczego sobie :)))

Za to urokliwa Stara Pomarańczarnia nie odwróciła się do mnie tyłem. Może szkoda, bo właśnie z tyłu budynku na niedużym dziedzińcu rośnie wielka lipa, pod którą swego czasu odbywały się koncerty.

Słynna, droga, ekskluzywna i lekko zadzierająca z tego powodu nosa "Belwederska", w której kelnerzy noszą do białych koszul muchy.

A to pełna wdzięku, ale niezwykle płochliwa mieszkanka Łazienek. Porusza się ze zwinnością, której tylko pozazdrościć i bez lęku potrafi podejść całkiem blisko oczekując orzeszka.
Czasem z powodu tej małej rudej dostawałam szału, bo zawsze reaguję na swoje imię, a tu wszyscy wołają do wiewiórek "basia, basia".

To część parku w stylu angielskim - rosnące swobodnie drzewa i krzewy sprawiają wrażenie przypadkowych i nieupilnowanych, a trawniki nie wyglądają jak trawniki, ale jak łąka. Kanałem "płynie" tylko struga słonecznego blasku, bo woda stoi jak martwa.

W pobliżu dwa żeliwne lwy (drugi skrył się za krzewami) strzegą wejścia do Świątyni Sybilli.

To miejsce w niedzielne południa i popołudnia pęka w szwach, bo wielu przyjeżdża tu z odległych zakątków Warszawy, by posłuchać na żywo muzyki Szopena (o 12 i o 16).

Parkan Łazienek od strony Alei Ujazdowskich służy często jako wystawa prac malarskich.

Swoją urodą zachwycił mnie ten oto plakat autorstwa japońskiego grafika U.G.Sato.

O Łazienkach można jeszcze długo. Nie snobuję się na to miejsce. Zwyczajnie je lubię. Jest ładne, nawet jeśli wypełniają je tłumy spacerujących. To po prostu piękny kawałek Warszawy. Ja tam odpoczywam. Mam nadzieję, że nie żałujesz spędzonego tu ze mną czasu.
Basia

8 komentarzy:

  1. Dziękuję Basiu za ten piękny spacer....Łazienki kojarzą mi się z wycieczkami szkolnymi- to zawsze było w programie. Z tego co pamiętam, były ciekawsze niż Wilanów - nie wiem czemu...Ślicznie wyglądasz, a Twoja imienniczka :-)... to faktycznie musi być zabawne. U nas tez kiedyś była taka wiewiórka, podchodziła tak blisko jak blisko dało się podkradać orzechy. Teraz orzechów już nie mamy i wiewiórka przepadła.Następnym razem zamawiam zbliżenie takiego łazienkowego karpia ( tylko nie wpadnij do wody..)Myślę, że to jakaś odmiana, której mój wędkarz nie zna i na pewno z ciekawością zobaczy ( oczywiście nie w celach konsumpcyjnych :-)))Pozdrawiam Basiu i życzę miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Łazienkach teraz dużo się dzieje. Budowane są nowe pawilony, poprawiane alejki, wycinane krzewy... park stale ładnieje i staje się bardziej przytulny. Nie wiem jak teraz jest w Wilanowie, ale z dawniejszych czasów też nie podobał mi się za bardzo.
      Z tymi karpiami może być problem, bo one są ledwo widoczne gołym okiem a co dopiero okiem aparatu fotograficznego. Jednak to wielkie cielska pływające leniwie w pobliżu mostków, bo liczą na bułeczkę :) Ktoś mi powiedział, że to karpie, ale może to COŚ innego ? :)))

      Usuń
  2. Dzisiejszy dzień zapowiada się całkiem,całkiem.....przyjemnie. Zaczął się spacerkiem- bardzo przyjemnym w Łazienkach. Aż żałuję ,że będąc w maju w W-wie nie byłam bardziej zdeterminowana aby tam się znaleźć. Uznałam ,że dawno tam byłam już,ale Łazienki to miejsce w W-wie,które wspominam milej niż inne miejsca.....Nic straconego bo przy następnej wizycie (może w przyszłym roku) wybiorę się w takim czasie....aby widać było..to piękno ,co mi teraz pokazałaś.Bardzo podoba mi się paw.....nie bez kozery mówi się .."dumny jak paw",ale wg mnie ma z czego być dumny....Jak zobaczyłam wiewiórkę to od razu przypomniały mi się czasy (dawne niestety) gdy w dukielskim parku było ich sporo- takie rude i czarne,wtedy po raz pierwszy widziałam czarne...A ta hedera ,która się wspina po drzewie...tu Basiu bardziej zatrzymałam się wzrokiem na tych kwiatkach poniżej hedery....w moich stronach rodzinnych znałam je pod nazwą "warszawiaki"......nie wiem dlaczego i nie wiem skąd się wzięła...ale takie najdawniejsze wspomnienie mam widząc takie kwiatki....Lilie w takim kolorze mamy na działce ,co prawda lilie "odstraszają" mnie swoim zapachem.....więc najpiękniej dla mnie wyglądają właśnie tak jak u Ciebie ,jako element natury......bo wyglądają tak jak lilie wyglądać powinny....
    W czas wakacyjny - jeden dzień spędzony w takim miejscu- także potrafi "naładować" akumulatory do dalszej pracy.....mam nadzieję ,że już z chęcią zapełniasz kolejne kartki......książki....bo czekamy.....
    Podoba mi się Twój sposób zapraszania nas na bloga- jest czym i oko nacieszyć ...i coś dla "ducha" ,wszystko z umiarem.....i to właśnie mnie zachęca jeszcze bardziej.....
    Dziękuję więc za spacer.......a ja muszę zadowolić się spacerkiem.......po Dukli....ale nie narzekam......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarne wiewiórki to wiewiórki górskie. Ja też takie zobaczyłam po raz pierwszy w górach właśnie. Lilie też wolę nie u siebie w domu, bo ich zapach przyprawia o ból głowy, ale... są piękne, prawda?
      Dziękuję Grażynko za miłe słowa. Bardzo mi są potrzebne :)
      A Dukla z tego, co widziałam na zdjęciach jest piękna, więc spacery po niej na pewno należą do udanych.
      Może, gdy następnym razem będziesz w Warszawie wybierzemy się na spacer razem? Nie tylko do Łazienek :)

      Usuń
  3. Łazienki to miejsce mojego dzieciństwa... Codziennie letnim wieczorem wyruszaliśmy na spacer alejkami, które działały niesamowicie na moją dziecięcą wyobraźnię. Obowiązkowo musieliśmy odwiedzić lwy, na które zerkałam z niepokojem, czy nie ożyją? Przy pomniku Chopina rosły czerwone róże, a gołębie podchodziły tak blisko, że jadły z ręki. W dziecięcym świecie nie było pośpiechu, i radowało wszystko. Każdy drobiazg. Tęsknię za tym czasem...
    Dziękuję za Łazienki, Basiu. A właściwie, to dlaczego my jeszcze razem tam nie byłyśmy?!
    Pozdrawiam z miejsca, które mnie leczy...
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem moja droga czemu my jeszcze razem nie byłyśmy w Łazienkach, ale może dlatego, że jak już wpadasz do Warszawy to wleczesz mnie gdzieś po jakichś jej zakamarkach z "niewyględnymi" barami w tle :))))))
      Cieszę się z tego Twojego leczącego miejsca - plasterka. Stosuj kurację aż w nadmiarze :)

      Usuń
  4. Basiu, oczywiście chętnie wybiorę się z Tobą na spacer...do Łazienek....ale tak jak piszesz można i w inne miejsca.....czy Byłaś kiedyś w Powsinie? Ja byłam tam kopę lat temu ,ale do dzisiaj mam wspaniałe wspomnienia...tyle różnych kolorów,zapachów.....
    A tak jak przy W-wie,jak byłam w maju w dniu matki moja Julia zaprosiła mnie na bardzo ciekawą wystawę -zresztą nie wiem jak to nazwać,ciekawa jestem czy trafiłaś w to miejsce.....
    Nie potrafię przekazać-ale wrażenie,przeżycie dla mnie niesamowite- przez około godzinę poruszać się w zupełnej ciemności ,kierując się tylko dotykiem......w każdym razie po wyjściu stamtąd (oprowadzani byliśmy przez Łukasza-chłopaka niewidomego) byłam przede wszystkim szczęśliwa ,że widzę ....świat własnymi oczami....czułam się tam tak dziwnie, niepewnie......
    Zresztą nie potrafię nawet opisać jak się czułam.....trzeba to samemu przeżyć.... z tego pobytu w W-wie to najbardziej pozostawiło na mnie .......we mnie.....duże wrażenie.....
    Julia chyba chciała abym zaczęła bardziej cieszyć się z tego co mam,co mnie otacza.....bo tak często o tym zapominam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Powsinie nie byłam, ale zamierzam, bo ostatnio umawialiśmy się ze znajomymi, by tam pojechać. A Ty byłaś pewnie na Niewidzialnej Wystawie przy Jerozolimskich. Nie byłam, chociaż też chciałam być, ale tak wyszło, że moje plany nie doszły do skutku. Rozumiem Twoje przeżycia. W trakcie moich studiów miałam tego rodzaju doświadczenia, które miały na celu zrozumienie ludzi niewidzących i ich sposobu "widzenia" świata. Mocne przeżycia i rodzące wiele przemyśleń.

      Usuń