piątek, 31 lipca 2015

Opowieść o Pannie i Rycerzu

Dzisiaj znów wskrzeszam coś do poczytania (bo za chwilę moje dwutygodniowe wakacje, z których być może uda mi się odezwać, ale nie wiem czy na pewno, więc na wszelki wypadek zostawiam małe czytadło :)).
Ale najpierw kilka słów wstępu.
Spacerując kiedyś po pięknych ogrodach Księstwa Monaco ujrzałam rzeźbę, która spodobała mi się do tego stopnia, że uruchomiła moją wyobraźnię i tak oto powstała "Opowieść o Pannie i Rycerzu" zamieszczona na blogu dwa i pół roku temu w odcinkach.
Rzeźba przedstawia postaci z greckiej mitologii, ale moja wyobraźnia gładko to ominęła ;) i utworzyła własną opowieść.
Zapraszam do czytania :)

OPOWIEŚĆ O PANNIE I RYCERZU


To było tak: dzielny Rycerz miał iść na wojnę. Panna nie była dzielna, więc go nie chciała puścić. Przywarła do jego zbroi nie bacząc na to, że jest zimna i twarda i tuliła się z całą mocą swojej rozpaczy. Łzami chciała zmiękczyć metal na jego piersi, żeby łzy wsiąkły do serca i roztopiły twarde postanowienie o porzuceniu jej. Bo tak to właśnie czuła. Ta jego powinność dla niej wcale nią nie była. Miała ją w nosie. Nie rozumiała jak można odejść, gdy ma się przy kim być. Co innego, kiedy najlepszymi przyjaciółmi, z braku innych, są miecz, zbroja i koń. Wtedy można sobie hulać po świecie do woli. Ale kiedy zapadło się komuś w serce, to samo to zmienia postać rzeczy. A co dopiero, gdy samemu się chciało w to czyjeś serce zapaść. O, tu już sprawa robiła się poważna. W grę bowiem wchodziła odpowiedzialność.
A tu się okazuje, że taki Rycerz, który dzielny jest nad podziw, który lękowi śmieje się prosto w jego paskudną gębę i wyzywa na pojedynek, nie jest w stanie stawić czoła sercu. Swojemu sercu, o tym drugim nie wspominając, bo to się rozumie samo przez się. Umyka przed nim jak płochliwa łania z powodu byle szelestu w krzakach za plecami.
Nieładnie panie Rycerzu, chciała mu powiedzieć, ale przecież nie mogła, bo by mu uraziła śmiertelnie jego dumę. A mama jej zawsze powtarzała, że u Rycerza to najważniejsza rzecz ta cała duma. No to nic nie mówiła tylko płakała cichutko i tak ładnie nawet, żeby go do siebie nie zrazić opuchniętymi oczami i czerwonym nosem. I trzymała kurczowo za szyję, aby poczuł jak jest słaba i bezradna bez niego.
Jego siła kontra jej słabość. Zderzyły się ze sobą z chrzęstem jego zbroi i szelestem jej szaty.
Zgrzyt i szmer. Skała i mgła.
On zamknął oczy, ona rozchyliła lekko usta, żeby szloch się z nich wydobył.
On zacisnął wargi w cienką kreseczkę, ona wpiła mocniej palce w jego zbroję.
Zmaganie trwało.
A Życie toczyło się dalej jak gdyby nigdy nic. Bo co mu to za nowina. Takich scen napatrzyło się a napatrzyło. Mdłości od nich już go brały. Za nic nie mogło pojąć dlaczego wszyscy czytają stale tę samą książkę i powtarzają te same, zawarte w niej, błędy. Jakby nie mogli uczyć się na błędach innych. Trzeba jego - Życia zapytać, co robić. Czekało w gotowości, by odpowiedzieć. Mało kto pytał.

***
Dalej było tak: on postawił na swoim. Ona też.
Pojechał.
Milczała.
Słowa nie powiedziała, gdy wyjeżdżał. Nawet za nim nie patrzyła. Zresztą dla niego było to bez znaczenia, bo się nie oglądał.
Dni mijały. Jemu w walce, jej na milczeniu.
On brał udział w kilku potyczkach, pokonał paru wrogów, dowiedział się co znaczy brak snu i wody do mycia oraz cichego kąta.
Ona nudziła się jak mops, chociaż udawała, że nie, zawzięcie haftując co popadło.
On zatęsknił, ale wspomniał na swoją dumę i słowa nie pisnął na temat.
Ona zaczęła popłakiwać w poduszkę i uśmiechnęła się w odpowiedzi na uśmiech stajennego.
On srożył się na polu walki aż iskry szły i wszystko na bok pierzchało zatrwożone.
Ona nuciła melancholijnie pod nosem i po raz drugi uśmiechnęła się do stajennego, chociaż tym razem do innego, co ze zdumieniem stwierdziła dopiero po fakcie.
On dochrapał się orderu i nowej wioski z nadania w nagrodę.
Ona kupiła sobie za odłożone oszczędności śliczny pierścionek.
Jemu zaproponowano dowództwo. Przyjął.
Ją pewien kupiec w mieście złapał za rękę i powiedział, że jest piękna. Dała w mordę.
On postanowił ją zawiadomić. Wysłał wieści.
Ona posłańca precz odprawiła nie dając mu chwili na ich przekazanie. I poszła na spacer jakby nigdy nic.
Życie za głowę się łapało. Patrzeć już na to nie mogło a musiało, bo przecież żyć nie mogło przestać bo zaprzeczyłoby samo sobie.
I tak to trwało. Oboje zakleszczyli się w impasie. Ganiali w kółko bez pomysłu na to, co dalej.
Życie pukało się wymownie w czoło, ale nic to nie dało. Impas trwał. Dopiero Desperacja przyszła życiu na pomoc. Szepnęła mu na ucho słów kilka i stało się.
Rycerz spadł z konia w ogniu walki. A że miał ciężką zbroję, więc przeleżał tak do końca. Co przeżył, to jego. Nie opowiadał po powrocie. Nadeszła jego pora na milczenie.
Ona zemdlała na widok noszy i jego oczu bez wyrazu. Potem się ocknęła i postanowiła być dzielna. A Życie znów łapało się za głowę rozglądając się za Desperacją, ale ta sprytnie się ukryła. Co za dużo, to niezdrowo, uznała.

***
W końcu było tak: on leżał bez ruchu w wielkim łożu boleści. Ona biegała bez tchu i bez snu, ale z nadzieją w sercu. 
On pozwalał się sobą zajmować milcząc zawzięcie. Ona pielęgnowała milczenie godząc się na oczywiste. 
Wszystko czekało na rozwój wypadków. Nie rozwinęły się, chociaż po jakimś czasie on siedział milczący w przepastnym fotelu patrząc nieruchomym wzrokiem w okno. Ona czuła się jak potłuczona słuchając tej ciszy.
On pogrążał się coraz bardziej w swoim wnętrzu. Ona chodziła na brzeg morza pogrążać się w falach, a potem siadywała w jakimś ustronnym miejscu patrząc przed siebie wzrokiem pozbawionym wyrazu.
On przebierał palcami po stole wystukując jakiś sobie tylko znany motyw muzyczny. Ona przebierała się trzy razy dziennie, żeby przekonać siebie, że ma zajęcie.
A Milczenie trwało zadowolone, bo nie znosiło gwaru. Tylko Wiatr nie dawał za wygraną i szumiał z uporem w koronach drzew i łodygach traw. Po pewnym czasie uzyskał tyle, że Rycerz wreszcie wstał z fotela, a Panna odetchnęła z ulgą.
Dni przyśpieszyły.
On chodził teraz na długie samotne spacery. Ona tłumiła cisnące się na usta gderliwe: i po co ci to było?
On udawał, że czymś się zajmuje wykrzykując rozkazy do sfory psów. Ona udawała, że wszystko jest jak dawniej i nuciła pod nosem przegarniając łyżką dżem ze śliwek, który smażyła w  wielkim garze.
Stajenni zostali zwolnieni przyłapani przez niego na uśmiechach bez powodu. Dziewki kuchenne straciły pracę, bo za bardzo się według niej obijały w robocie. Zamek opustoszał. Ogromne dziedzińce powoli zarastały trawą. W kątach zalegał kurz. Brudne szyby przepuszczały coraz mniej światła. Nawet duchy ziewały z nudów snując się niemrawo z kąta w kąt.
Życie lamentowało i rwało włosy z głowy. Desperacja zwiała, gdzie pieprz rośnie. Melancholia zadomowiła się w sercach i komnatach.
Oni mijali się coraz częściej, ledwo się dostrzegając, każde pogrążone w swoich sprawach.
Życie z wściekłością szukało pewnej książki z zamiarem podarcia jej na strzępy. Wiatr uznał się za pokonanego i wyniósł się do sąsiedniego zamku. Cisza rozpoczęła królowanie.

***
No i wreszcie było tak: on poczuł, że ma dość. Ona poczuła swąd spalenizny i w ostatniej chwili dopadła gara z dżemem śliwkowym ratując co się dało.
On wyprowadził ze stajni konia i pokonując w sobie traumę dosiadł go. Ona pokonała biegiem schody z sutereny do głównego hallu i przerywając złowieszczą zasiedziałą Ciszę wykrzyczała co dała radę przez ściśnięte gardło.
On udał, że jest szlachetny i słowa nie powiedział, ale aż iskry poszły od zgrzytających zębów. Ona zagryzła palce z bólu udając, że to z wściekłości.
On ruszył z kopyta nie oglądając się za siebie. Ona ruszyła z miejsca, żeby zdążyć zatrzasnąć za nim bramę nim jej minie gniew.
On już był daleko, kiedy wreszcie popatrzył za siebie. Zobaczył tylko tuman kurzu, który litościwie przesłonił przeszłość. Ona biegała po opustoszałym zamku rzucając wszystkim co jej wpadło w ręce, a kiedy poczuła się wyczerpana spojrzała przez zakurzone okno w wieży. Zobaczyła tylko mgłę, która tajemniczo przysłaniała horyzont.
Wystraszona Cisza siedziała w najdalszym kącie podwórka i zastanawiała się czy dobrze zrobi jeśli już teraz się stąd wyniesie, bo miało się ku zachodowi. Jednak odważnie ruszyła boczną bramą przed siebie i jak na razie zamieszkała w pobliskim lesie.
Życie wzięło się w garść i pozostawione samo sobie postanowiło działać. W efekcie już nazajutrz zamek tętnił gwarem i z szybkością niespotykaną w jego wieku zmieniał swoje oblicze. Doszło do tego, iż zasłynął jako miejsce przyjazne i przytulne. Ściągały więc do niego liczne rzesze spragnionych jednego i drugiego, a on powoli pękał w szwach, ale postanowił się nie poddawać. Dobudował sobie nowe skrzydło, by pomieścić wszystkich i mieć jeszcze sporo miejsca na całą resztę.
Ona przechadzała się po nim dumnie potrząsając krótkimi loczkami okalającymi jej twarz, bo także poddała się zmianom i ścięła włosy oraz zamieniła zwiewne suknie na obcisłe spodnie.
Szło nowe, a wraz z nim przyszła Nadzieja. Zazieleniło się od niej wokół, co z kolei przyciągnęło Radość i Śmiech. Skuszony jego perlistymi dźwiękami zawitał pewnego dnia w pobliże zamku pewien Rycerz Na Białym Koniu.
Przyjechał. Zobaczył. Został.
Ona uznała odtąd biel za swój kolor przewodni. On obiecał nigdy nawet nie myśleć o wojnie. Ona uwierzyła. On dotrzymał słowa.
A Życie odetchnęło z ulgą i postanowiło zostać tu na długo zapraszając czekające aż dotąd cierpliwie na swoje pięć minut Szczęście.

10 komentarzy:

  1. Witaj Basiu:) Przede wszystkim życzę udanego urlopu, dobrego czasu wypoczynku:) Cieszę się, że wreszcie nastąpił i Twój czas wakacji w pełnym tego słowa znaczeniu:)
    Rzeźba cudowna, nie widziałam jej nigdy w żadnych publikacjach, bardzo wymowna i wzruszająca.
    Podobnie czuję po przeczytaniu opowieści. Czytało się jednym tchem, by na końcu odetchnąć z ulgą:)
    Szczególnie dobrym pomysłem była personifikacja (chyba dobrze pamiętam z języka polskiego), a więc Życie, Milczenie, Cisza...są jakby istotami ludzkimi. Pięknie i plastycznie, jak to u Ciebie:)
    A rycerstwo to stan, który darzę szczególnym uznaniem. Waleczność, odwaga i męstwo rycerzy to cechy często wręcz pożądane u współczesnych;)
    Opowieść, choć opowiada i czasach dawniejszych, obudziła we mnie jeszcze jedną refleksję...Otóż mam wrażenie, że my kobiety niewiele się zmieniłyśmy...popularne dzisiejsze fochy, które przecież towarzyszą nam i dzisiaj, tęsknota, a przede wszystkim miłość są wciąż aktualne...I dobrze:) To sens życia po prostu.
    Ściskam. Moni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia :) Jeszcze tylko trochę i będę tam, dokąd nieustannie tęskni moje serce :)
      Moja opowieść jest jak najbardziej współczesna, chociaż osadzona w realiach baśni albo czasów dawnych. Ludzie się nie zmieniają, chociaż czas biegnie i życie wygląda inaczej. A my czujemy tak samo. To, co było trudne dla kogoś setki lat temu, może być takie samo dzisiaj dla jego potomków. Ludzkie serce ma zawsze te same kłopoty ze sobą :)
      Ucałowania Moni :)

      Usuń
  2. Przeczytałam jak zwykle jednym tchem. Pięknie piszesz. Jaka szkoda, że we współczesnym świecie
    "rycerze" są na wymarciu. Łatwiej byłoby się poczuć damą. Dobrze, że (jak stwierdziła Monia) miłość wciąż istnieje. Pozdrawiam i życzę udanego urlopu:):):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za dobre, ciepłe słowa :) Są dla mnie ogromnym wsparciem w tym, czym się zajmuję :)
      O tak, jak dobrze, że miłość jest i ma się całkiem dobrze także we współczesnym świecie.
      Od dzisiaj mam urlop na całego, czyli jestem w moich ukochanych Tatrach :)
      Serdeczności :)

      Usuń
  3. Nikt poza Tobą nie potrafi wymyślić takiej zabawnej i tak nieprawdopodobnej,że aż prawdziwej historii. Zrobiłam zdjęcie zabawnej rzeźby, będąc w Makarskiej (kurort w Chorwacji). Już chichoczę, jak pomyślę, jaką historię byś uplotła na jej widok. Kiedy wyjeżdżasz Basieńko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Holly za przemiłe słowa o mnie :) Aj, jak mi ciepło w sercu :)
      Nigdy nie wiem co i kiedy mnie zainspiruje do pisania, więc zabawne rzeźby chętnie pooglądam :)
      Dzisiaj przyjechałam w Tatry :)))) Od jutra szaleję na szlakach, a dzisiaj tylko mały wstęp w postaci rozmarzonego wgapiania się w widoczne z mojego okna góry :) Padam po kilkugodzinnej podróży, ale jestem szczęśliwa.

      Usuń
  4. Cudowne są Twoje opowieści. Uwielbiam je czytać i wcielać się w wykreowane przez Ciebie postaci.
    Zastanawiam się jakie jeszcze masz w zanadrzu historyjki, które podpowiedziała Ci Twoja wyobraźnia. Poproszę o więcej:-)
    Przyjemności i wypoczynku na urlopie życzę:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Niteczko za miłe słowa i życzenia :) Cieszę się, że podobają Ci się moje opowieści. Na razie moja wyobraźnia karmi się zakopiańskimi i tatrzańskimi widokami. Zobaczę, co z tego wyniknie :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Witaj Basiu!
    Życzę przyjemnego urlopu. Ładuj akumulatory. :)
    Jakże ta Twoja opowieść jest prawdziwa. Jak często unosimy się dumą, chcemy zranić innych, ale przy okazji ranimy samych siebie... Marnujemy czas i energię na takie głupoty.
    Przyjemności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Korciu za życzenia :) Ładuję! :)))
      Bardzo trafne spostrzeżenia - o ileż łatwiej, a na pewno zdrowiej, żyłoby się nam, gdybyśmy nie marnowali czasu na takie głupoty.
      Uściski :)

      Usuń