sobota, 3 listopada 2012

"Być albo nie być..."


Czas wolny. Bez zobowiązań, konieczności. A nawet jeśli, to innych niż na co dzień.
Leniwy czas, który biegnie w tempie mało znanym, a przez to dziwnym.
Jest inaczej. Jakby czas wziął sobie urlop od siebie samego. Schował się gdzieś i radź sobie człowieku sam.
Poranny rytuał rozciągnięty do granic możliwości, bo... można. Kolejna kawa zanim wyschną włosy po prysznicu. Muzyka w tle. Koniecznie dobra, mocna, taka jak trzeba, jak chcę, a nie jak mogę w chwytanej szybko chwili.
Dużo przyjaznych słów, bo nie pora na inne. Niewymuszona życzliwość, bo ma się czas na to, by wydobyć z siebie dobro.
I przekonanie, że nic nie muszę.
Zwalniam bez zgrzytu, jakby tak było na co dzień. Skąd ta umiejętność? Może są jakieś wdrukowane w nas geny odpoczynku? Takie zaprogramowanie na niedzielę, na... Eden?
Rzadko tego doświadczam. Zbyt rzadko, mimo że nauczyłam się pilnować, by mieć wakacje. Każdego dnia choćby chwilę, a najlepiej dwie albo trzy. Momenty zatrzymania, żeby nie oszaleć, nie zapomnieć po co jestem i kim. Żeby nie stracić tego, co ważne.
Lubię te chwile i nie boję się ich, chociaż wówczas pchają się do głowy nieproszone myśli zepchnięte zazwyczaj na margines. I trzeba się nimi zająć, bo nie uratuje zmęczenie i ucieczka w sen czy na odwrót - w aktywność.
Tego też się nauczyłam. Spotkania ze sobą do łatwych nie należą, ale jak ich nie ma, to wpadam w stan bliski głupoty, czyli nieświadomości totalnej swoich czynów.
Nie lubię nie rozumieć, siebie zwłaszcza. Czas zatrzymania jest mi potrzebny. Jak powolny, długi spacer nad brzegiem morza, kiedy w końcu tam pojadę.
Hipnotyczny ruch fal, szum i chlupot wody, zgrzyt piachu pod butami, wiatr świszczący w uszach, a daleko przed sobą - cel.
Człowiek wie, co robi, wie, dokąd iść i po co, bo dany mu jest czas na to, by wędrować. Jak życie w pigułce.
Nie chcę o tym zapominać.
No to... jeszcze jedna kawa, zmiana płyty i... pomyślę sobie o tym i owym. A jak już sobie poukładam, to opowiem.
Kiedyś.
Do zobaczenia więc... wkrótce :)

Basia Smal

1 komentarz:

  1. Ten czas zatrzymania... Lubię go. Lubię pobyć sama ze sobą i nacieszyć się tymi, których mam za mało. Nie spieszyć się, przejść za rękę z ukochanym mężczyzną aleją starego cmentarza, podumać, pobyć, zrozumieć. Nie gnać, nie pędzić, nic nie musieć, poza uświadomieniem sobie, że jestem tu po coś. Dla kogoś. I że ta wędrówka ma mnie dokądś zaprowadzić.

    OdpowiedzUsuń