poniedziałek, 16 września 2013

Moje wędrówki po Polsce. Lublin, czyli moja bajka

Są ludzie z mojej bajki, są miejsca z mojej bajki, a przede wszystkim jest ona sama - moja bajka. Taka, w której jestem u siebie i sobą. Myślę, że klimat swojego życia tworzy się sam z siebie, jeśli mu się w tym nie przeszkadza narzucanymi siłą modami, które aktualnie panują.
Moja bajka to wędrowanie. Czasem myślę, że urodziłam się nie w tym czasie i nie w tym miejscu, co powinnam. Bo moim marzeniem jest iść, iść i iść. Nie mogę tego wprowadzić w czyn. Zbyt dużo wyborów, dokonanych w czasie, gdy niewiele o sobie wiedziałam. I, proszę, nie myślcie, że narzekam. Lubię swoje życie. Także dlatego, że robię, co mogę, by jednak czasem sobie iść :)
Dlatego lubię poznawać nowe miejsca, lubię podróże. Lubię też być w miejscach już mi znanych, bo wędrowanie w nich ma również ogromny urok. Powracanie jest uspokajające.
Lublin to miasto, w którym mieszkałam od czasu moich studiów przez kilkanaście lat. Tam teraz mieszka moja najbliższa rodzina i przyjaciele, więc mam gdzie wracać i robię to często i chętnie. Pokażę Wam kawałek Lublina, który złapałam w kadr aparatu fotograficznego w czasie mojego niedawnego tam pobytu.

To front Zamku pięknie oświetlony słońcem, któremu już bardzo chciało się spać. Zdjęcie zrobiłam ponad morzem ludzkich głów, bo akurat trwały na lubelskiej starówce dni Festiwalu Smaku.

Na niewielkiej przestrzeni rynku tłoczyły się budki z regionalnymi pysznościami.

A teraz moja ulubiona kamienica (ta niebieska). Piękna, prawda?

Ta uliczka prowadzi do Zamku a po drodze jest śliczny nieduży Plac po Farze.

A to już widok na Bramę Krakowską - jedną z tych, które prowadzą na Stare Miasto, a którą z niego wyszłam. W Bramie albo w jej pobliżu grywają czasami i śpiewają muzycy, więc klimat jest... no!

Odwracamy się do Bramy plecami i mamy widok na Krakowskie Przedmieście, zamienione jakiś czas temu w deptak (za "moich" czasów była to zwykła ulica, z jeżdżącymi nią samochodami).

A tak Krakowskie wygląda dalej. Lubię tak iść i iść tędy aż do miejsca, gdzie jest moja była uczelnia, potem skręcam w lewo i idę jeszcze dalej aż do... domu mojej siostry, która jak nikt inny z niczego umie przyrządzić najpyszniejsze jedzenie pod słońcem (ach, te tarty z warzywami!!!).

No i jeszcze budynek, który mnie nieustannie zachwyca od lat

I wnętrze jednej z restauracji na starówce, gdzie jadłam wiele razy moje ukochane włoskie jedzonko. Tu na zdjęciu jest patio, gdzie można być, gdy pogoda na to pozwala, ale w środku budynku też jest ślicznie i nastrojowo.

A na koniec jeszcze jedna kamienica. Też ze starówki. Nie mogę się od tego miejsca oderwać, ale chyba mnie rozumiecie - piękne, czyż nie?

I... jesień w Lublinie na ulicy, którą idę do domu moich rodziców.

Tak to właśnie wędrowałam po Lublinie chłonąc tę moją bajkę, z której chociaż część chciałam Wam pokazać. Dla mnie jest piękna. Bo... moja :)
Basia

P.s.
Gabrysiu, ten post powstał z myślą o Tobie :) Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się w Lublinie (także z Moniką :))

5 komentarzy:

  1. Basiu -dziękuję za wędrówkę po Lublinie, teraz już będę o nim śniła na pewno i o spotkaniu z Wami -dobrymi- moimi- Duszkami. Mam nadzieję ,że mojemu mężowi udzieli się chęć podróżowania i jak tylko uporamy się z remontem i porządkami to ...
    Kiedyś bardzo dawno temu byłam w Lublinie służbowo.Jechałam takim wielkim autem, towarzyszyłam kierowcy, żeby po drodze nie zasnął. Miał 1 dzień na załatwienie spraw, a noce na jazdę. Jedliśmy gdzieś obiad bardzo drogi (na koszt firmy..:-)) ale gdzie to było -już nie pamiętam..

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszy mnie myśl o spotkaniu z Tobą w Lublinie :) Mam nadzieję, że dojdzie kiedyś do skutku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Basieńko, ale mnie pięknie oprowadziłaś po moim rodzinnym mieście. Oglądałam te zdjęcia z zadziwieniem, że moje miasto jest takie ładne... Każde z tych zdjęć to wspomnienie Ciebie - tutaj. Lubię jak przyjeżdżasz. Lubię te wspólne chwile, herbatki, rozmowy, czasem milczenie i świadomość, że jesteś. Pokażemy Gabrysi Lublin, prawda? Na pewno się nim Gabrysiu zachwycisz!
    Ściskam mocno:) I dziś życzę miłego wtorku:) A mój poniedziałek dzisiaj był niesamowity i pełen dobra, które do mnie wracało. Po prostu mnie zasypało, od samego rana. Wysyłam tyle dobrej energii i ciepła do Ciebie Basiu i do Gabrysi, ile tylko mogę!
    Twoja M.

    OdpowiedzUsuń
  4. No, popatrz, a wątróbka z octem balsamicznym i rodzynkami cię ominęła (ściągnięta od Józefiny)... Chociaż ty chyba mi wyglądasz na jakby ciut obrzydliwszą w kwestii wątróbki:)
    A światło jednak ci wyszło, oj wyszło. Niskie. Prawie senne. A pamiętasz w tym klimacie sklepik ze starzyzną na pięterku?
    P.s. Jak nikt inny? Jak nikt inny??? Nooooo:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Arsenio, wątróbkę nigdy chętniej. Za to z octem balsamicznym miałabym maleńki problem.
    Światło się postarało, bo chyba kocha z wzajemnością :)
    A sklepik pamiętam. I pięterko też :)
    P.s. Jak NIKT INNY!!!

    OdpowiedzUsuń