piątek, 20 września 2013

Spotkanie

Nie wiem od czego zacząć - od "dzień dobry" czy od "dobry wieczór", bo nie wiem jaka jest pora dnia, gdy to czytasz. Zresztą, to bez znaczenia. Dla mnie ważne jest, że jesteś. A skoro jesteś, to może i dla Ciebie jest to ważne.
Lubię spotkania. Wiem, że są różne. Z konieczności, obowiązkowe, które są po coś i coś dają, jakąś korzyść. To jak handel - ty mi to, ja tobie tamto. Taka wymiana towarów. Czasem wymiana myśli, słów. Nie mam nic przeciwko temu. Jednak, myśląc teraz o spotkaniu, myślę o czymś innym.
Dzisiaj rano obudziły mnie dźwięki pianina - synek moich sąsiadów ćwiczył przed pójściem do szkoły. Czasami słyszę też w innych porach jak wytrwale powtarza jakąś trudną dla niego frazę aż do momentu, kiedy jest pewien, że zagrał ją dobrze. Znasz to zapewne z własnego doświadczenia - w nasze życie wdziera się życie innych ludzi. Mnie kiedyś to zastanowiło. Ta bliskość życia obok. Wiem, że to konieczność, ale ona kiedyś pojawiła się z potrzeby.
Podoba mi się to pragnienie życia nie w samotności. Podoba mi się pragnienie bycia z drugim człowiekiem. Chociaż to bycie nie zawsze jest łatwe.


To winogrona z ogrodu mojego taty. Opowiem Ci o ich smaku. Przy skórce są trochę cierpkie. W środku wypełnia je galaretowata słodycz. A w niej zanurzone są pestki, które po rozgryzieniu są gorzkie.
Myślę, że człowiek jest jak te winogrona. Trochę w każdym z nas tego, trochę tamtego. Dlatego nam czasem ze sobą jest trudno.
Kiedy ludzie się nie znają, to widzą jedynie to, co na zewnątrz. Dopiero, gdy z czasem "wgryzamy się" w siebie możemy w pełni poczuć smak. I wtedy okazuje się, że nie zawsze jest to sama słodycz.
I po to są spotkania - by poczuć swój smak. Bo spotkanie to bycie ze sobą. O takim spotkaniu myślę, zapraszając Cię tu do mnie. Żeby ze sobą po prostu pobyć przez jakiś czas.
Zostawiam w tym miejscu swoje myśli i emocje. Wiem, że mogą irytować. Wiem, że mogą bardzo się różnić od Twoich myśli. Wiem, że to, co czuję może Ci nie odpowiadać. Bo mam w sobie i gorzkie pestki i cierpką skórkę. Mam też słodycz :)


Moje kolejne skojarzenie - człowiek jest jak bukiet kwiatów. Chociaż bukiet jest jeden, to kwiatów w nim wiele i do tego różnych.
Mówię o tym, bo jak już tu jesteś, to zapewne nie jest Ci trudno zauważyć jak różnie ten mój blog wygląda. Czasem wpisy są takie, czasem inne. Jak w bukiecie. Jak we mnie.
Jednak bez względu na to czy to Ci się podoba czy nie, zaglądając tu, masz szansę na spotkanie ze mną. W dodatku to spotkanie jest bardzo specjalne, bo tak naprawdę zależy tylko od Ciebie. Ty decydujesz o tym, czy ono się odbędzie i jak długo potrwa.
Dla mnie najważniejsze jest to, że jest ktoś, kto tego spotkania chce. I chociaż tutaj nie uda nam się usiąść razem przy kawie, to możemy to sobie wyobrazić :) Jaką pijesz? Ja czarną bez cukru, czyli "brzydką" jak mówi moja przyjaciółka. Za to zagryzam ją zawsze czymś słodkim. I co? Muzyka w tle czy cisza? Przytulny kącik czy stolik w środku rozgadanego tłumu?
Bez znaczenia, prawda? Po prostu dobrze, że tu jesteś :)
Basia

4 komentarze:

  1. Witaj Basiu, właśnie przysiadłam z kawą. Piję z ekspresu ,ze spienionym mleczkiem i słodzoną miodem. Taka lubię najbardziej. Ja 40 lat mieszkałam w blokach , z konieczności wplątana byłam w obecnośc i towarzystwo sąsiadów Teraz mieszkam w mojej pustelni i mam porównanie tych dwóch światów. Każdy z nich ma swoje uroki.Ale gdybym miała wybierać, to wolę moje "odludzie". Wtedy kontakt z drugim człowiekiem staje się małym świętem i nie jest w żaden sposób wymuszony-tylko wynikający z potrzeby dwóch stron. Wiem ,że to jest luksus w dzisiejszych czasach i cieszę się ,że na taki luksus sobie zasłużyłam:-)Właśnie wyjechał syn z dziewczyną, po dłuższym pobycie i skończyło się moje małe świętowanie , ale znowu cieszę się spokojem (i porządkiem w pokoju ..:-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak miło Gabrysiu, że wpadłaś :) Bardzo mnie cieszy Twoja obecność :)
    Ja również doceniam te małe święta - spotkania z drugim człowiekiem.
    Zapraszam Cię nieustannie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. He, ty masz małego pianistę za ścianą, a ja od początku września... gitarzystę (chyba jednak niezbyt małego, bo słyszę jak ryczy "o, k..." podczas meczów o złote cośtam:)). Do gitarzystów zawsze miałam słabość, więc i tego lubię słuchać, tylko raz mu młoteczkiem stuknęłam 3x w ścianę, w środku tygodnia o 2 w nocy, jak miałam gorączkę i ogólną życiową masakrę, a następnego dnia pobudka 6.30 do fabryki. Zrozumiał sugestię, miły gość.
    Czerpiąc z mego długoletniego doświadczenia sąsiadki wynajmowanego mieszkania, mogłabym sypać anegdotami... Skrzypaczka 4 lata temu bardzo się starała, ale chyba tak lekkopółśrednio to wychodziło, jej popołudniowe pitupitu pamiętam do dziś. Z kolei 2 ostatnie lata to panny suszarkowe - od 6 rano, kilka razy dziennie (ale czemu???).
    Taaa. Co innego być niechcący obok czyjegoś życia, co innego chcieć w nim być.
    Wątróbka czeka:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i droga Arsenio powaliło mnie to "co innego chcieć w nim być". No co innego, rzeczywiście. Magiczne "chcę"...
    Wątróbka się doczeka, ale jak sądzę, dopiero w październiku :)

    OdpowiedzUsuń