Uważam, że mam prawo do bycia niedoskonałą (i nie odmawiam też tego prawa nikomu).
Nie jest to równoznaczne z pobłażaniem sobie. Toczę bowiem nieustanną heroiczną walkę z własnymi słabościami.
Jednak zrozumienie dla tych słabości posiadam także i to w stopniu na tyle wysokim, że pozwala mi to na spokojne patrzenie sobie w oczy w lustrze oraz podobne patrzenie na innych.
Staram się jak mogę, ale przecież bywa różnie. Dlatego mam prawo do tego, że mi się coś nie uda, nie chce, nie podoba.
Że mam doła i brak mi sił na wygrzebanie się z niego.
Że pragnę niemożliwego i to z uporem stada osłów i mułów razem wziętych.
Że powtarzam ciągle te same błędy, bo mi pamięć szwankuje.
Mam prawo się smucić i widzieć czarno.
Płakać ze zmęczenia i bezradności.
Lubić nie to, co się powinno i mówić nie to, co trzeba.
Pomylić kroki zumby i potknąć się na równej drodze nawet nie o własne stopy, ale tylko z powodu tego, że idę.
Mogę być nierozsądna i nie robić noworocznych "sieroznych" postanowień z zamiarem dotrzymania i zakończenia 2013 sukcesem w temacie bycia "homo pracującym nad sobą".
Mam prawo być słaba i bezbronna i potrzebować opieki, ochrony, troski i wsparcia.
Popatrzeć nie tam, gdzie powinnam, mrugnąć oczami nie w tym momencie, gdy trzeba, usiąść na schodku, stanąć na krześle.
Napisać od rzeczy i powiedzieć głupotę.
Poczuć, że brak mi sił i nie mieć z tego powodu poczucia winy.
Nie pójść we wskazanym kierunku, ale w tym, który sama sobie wybrałam.
Mamrotać niepochlebnie, gdy mi zimno, bo mróz i warczeć na laptopa, bo mu dziś odbiło.
Mam prawo się wściec z powodu i bez, nie umieć czekać i czuć, co czuję, chociaż to okazuje się być politycznie niepoprawne.
Czegoś nie umieć, o czymś nie móc zapomnieć, czymś nie zawracać sobie głowy.
Nie lubić szpinaku i owoców morza oraz wakacji na tropikalnej plaży.
Mam prawo nie wiedzieć o tym, co najmodniejsze, co najbardziej popularne i na czasie.
Być w poprzek myślenia większości i zawsze mieć swoje zdanie.
Zrobić coś, co może i jest niekonwencjonalne, ale wyraża mnie i prawdę o mnie.
Bo zwłaszcza i przede wszystkim mam prawo być sobą, a jakaś przecież jestem.
Bo już czasem mam dosyć walki, dość zaciśniętych zębów, dzielności nad podziw i w ogóle bycia hero.
Człowiekiem jestem...
Nie jest to równoznaczne z pobłażaniem sobie. Toczę bowiem nieustanną heroiczną walkę z własnymi słabościami.
Jednak zrozumienie dla tych słabości posiadam także i to w stopniu na tyle wysokim, że pozwala mi to na spokojne patrzenie sobie w oczy w lustrze oraz podobne patrzenie na innych.
Staram się jak mogę, ale przecież bywa różnie. Dlatego mam prawo do tego, że mi się coś nie uda, nie chce, nie podoba.
Że mam doła i brak mi sił na wygrzebanie się z niego.
Że pragnę niemożliwego i to z uporem stada osłów i mułów razem wziętych.
Że powtarzam ciągle te same błędy, bo mi pamięć szwankuje.
Mam prawo się smucić i widzieć czarno.
Płakać ze zmęczenia i bezradności.
Lubić nie to, co się powinno i mówić nie to, co trzeba.
Pomylić kroki zumby i potknąć się na równej drodze nawet nie o własne stopy, ale tylko z powodu tego, że idę.
Mogę być nierozsądna i nie robić noworocznych "sieroznych" postanowień z zamiarem dotrzymania i zakończenia 2013 sukcesem w temacie bycia "homo pracującym nad sobą".
Mam prawo być słaba i bezbronna i potrzebować opieki, ochrony, troski i wsparcia.
Popatrzeć nie tam, gdzie powinnam, mrugnąć oczami nie w tym momencie, gdy trzeba, usiąść na schodku, stanąć na krześle.
Napisać od rzeczy i powiedzieć głupotę.
Poczuć, że brak mi sił i nie mieć z tego powodu poczucia winy.
Nie pójść we wskazanym kierunku, ale w tym, który sama sobie wybrałam.
Mamrotać niepochlebnie, gdy mi zimno, bo mróz i warczeć na laptopa, bo mu dziś odbiło.
Mam prawo się wściec z powodu i bez, nie umieć czekać i czuć, co czuję, chociaż to okazuje się być politycznie niepoprawne.
Czegoś nie umieć, o czymś nie móc zapomnieć, czymś nie zawracać sobie głowy.
Nie lubić szpinaku i owoców morza oraz wakacji na tropikalnej plaży.
Mam prawo nie wiedzieć o tym, co najmodniejsze, co najbardziej popularne i na czasie.
Być w poprzek myślenia większości i zawsze mieć swoje zdanie.
Zrobić coś, co może i jest niekonwencjonalne, ale wyraża mnie i prawdę o mnie.
Bo zwłaszcza i przede wszystkim mam prawo być sobą, a jakaś przecież jestem.
Bo już czasem mam dosyć walki, dość zaciśniętych zębów, dzielności nad podziw i w ogóle bycia hero.
Człowiekiem jestem...
Oj jesteś Basieńko, i to takim człowiekiem, przed którym chce się wygadać, w którego oczy chce się popatrzeć i z którym chce się czasem pomilczeć. I za którym tak strasznie się tęskni!
OdpowiedzUsuńM.
Bycie niedoskonałym jest bardzo urocze. To przecież nas różni i nadaje rys indywidualny. Mam taką przewrotną myśl, że doskonałość jest nudna. Może dlatego że nie pasuje do naszego świata.
OdpowiedzUsuńPozdr F.