wtorek, 22 stycznia 2013

Opowieść o pannie i rycerzu

To było tak: dzielny rycerz miał iść na wojnę. Panna nie była dzielna, więc go nie chciała puścić. Przywarła do jego zbroi, nie bacząc na to, że jest zimna i twarda i tuliła się z całą mocą swojej rozpaczy. Łzami chciała zmiękczyć metal na jego piersi, żeby łzy wsiąkły do serca i roztopiły twarde postanowienie o porzuceniu jej. Bo tak to właśnie czuła. Ta jego powinność dla niej wcale nią nie była. Miała ją w nosie. Nie rozumiała jak można odejść, gdy ma się przy kim być. Co innego, kiedy najlepszymi przyjaciółmi, z braku innych, są miecz, zbroja i koń. Wtedy można sobie hulać po świecie do woli. A kiedy zapadło się komuś w serce to samo to zmienia postać rzeczy. A co dopiero, gdy samemu się chciało w to czyjeś serce zapaść. O! To już sprawa robiła się poważna. W grę bowiem wchodziła odpowiedzialność. A tu się okazuje, że taki rycerz, który dzielny jest nad podziw, który lękowi śmieje się prosto w jego paskudną gębę i wyzywa na pojedynek, nie jest w stanie stawić czoła sercu. Swojemu sercu, o tym drugim nie wspominając, bo to się rozumie samo przez się. Umyka przed nim jak płochliwa łania z powodu byle szelestu w krzakach za plecami. Nieładnie, panie rycerzu, chciała mu powiedzieć, ale przecież nie mogła, bo by mu uraziła śmiertelnie jego dumę. A mama jej zawsze powtarzała, że u rycerza to najważniejsza rzecz ta cała duma. No to nic nie mówiła tylko płakała cichutko i tak ładnie nawet, żeby go do siebie nie zrazić opuchniętymi oczami i czerwonym nosem. I trzymała kurczowo za szyję, aby poczuł jak jest słaba i bezradna bez niego. Jego siła kontra jej słabość. Zderzyły się ze sobą z chrzęstem jego zbroi i szelestem jej szaty. Zgrzyt i szmer. Skała i mgła. On zamknął oczy, ona rozchyliła lekko usta, żeby szloch się z nich wydobył. On zacisnął wargi w cienką kreseczkę, ona wpiła mocniej palce w jego zbroję. Zmaganie trwało. A życie toczyło się dalej jak gdyby nigdy nic. Bo co mu to za nowina. Takich scen to się życie napatrzyło a napatrzyło. Mdłości od nich już go brały. Za nic nie mogło pojąć dlaczego wszyscy czytają stale tę samą książkę i powtarzają te same, zawarte w niej, błędy. Jakby nie mogli uczyć się na błędach innych. Trzeba by jego - życia zapytać co robić. Czekało w gotowości, by odpowiedzieć.
Basia Smal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz