czwartek, 20 września 2012

Moje wędrówki po Europie. Ateny, czyli marmurowy pył w zębach

Do Aten poleciałam kilka lat temu, więc pamiętam je sprzed wydarzeń, które jakiś czas temu nimi wstrząsnęły.
I pierwszym moim wrażeniem, gdy wysiadłam z samolotu było uderzenie suchego gorącego wiatru oraz piękno melodii języka nowogreckiego.
Potem było interesująco. Z okien hotelu miałam taki oto widok:


I zapewniam, że nie mieszkałam w jakiejś podejrzanej dzielnicy. Z wysokości kilku pięter Ateny to po prostu oślepiająca biel płaskich dachów jak okiem sięgnąć, aż po otaczające miasto wzgórza. 
Na jednym z nich (Akropol) królują zabudowania starożytnych świątyń i chociaż wydaje się ono niezbyt wymagające, to wspinaczka tam zajmuje trochę czasu a niewprawionym funduje zadyszkę.


Na szczycie silny wiatr wciska marmurowy pył dosłownie wszędzie. Ja go miałam we włosach i w zębach, na ubraniu i butach oraz pod powiekami.


Samo miasto jest zatłoczone, hałaśliwe i... trochę niechlujne.


Nierówne krawężniki, chodniki i jezdnie, krzywe ogrodzenia i wąskie boczne uliczki z ciasno zaparkowanymi samochodami i skuterami (są i wytworne miejsca, ale stanowią mniejszość).


Za to w żadnym innym miejscu nie spotkałam takiej ilości przepięknych ludzi jak tam. Po tej wizycie wiem jedno - starożytne posągi nie kłamią. Na moje oko 80% spotkanych przeze mnie Greków odznaczało się nieprzeciętną urodą. Kobiety i mężczyźni, bez różnicy i bez względu na wiek. Zupełnie zjawiskowa rzecz.
No i tu i tam spotykane jakieś potłuczone łamańce starożytności. Też zjawiskowe.


Poza tym wszechobecne koty na Place, czyli starym mieście, które obsiadają wokół stoliki wystawione na zewnątrz restauracji i, oblizując się niecierpliwie, gapią się na jedzącego człowieka aż mu jedzonko w gardle utyka z wrażenia.
No i zupełnie odjazdowa rzecz - zmiana warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Sprawa poważna i ja z szacunkiem, ale te żołnierskie ubrania i cały ceremoniał z nagłym wyrzucaniem nóg do przodu i obracaniem jakimś przedziwnym stóp w powietrzu... Jak na moje nerwy z Północy, jak oni o nas mówią, było to dość mocne. Zresztą sami zobaczcie (te pompony!):


Za to palmy i drzewka pomarańczowe czy cytrynowe rosnące sobie ot, tak od niechcenia przy chodnikach to jest to, co wspominam nadzwyczaj mile.


Ateny objawiły mi się jako współczesne miasto, które jest na tyle uprzejme, że zachowało dla ludzkości sporo ze swojej starożytnej kultury, ale odniosłam wrażenie, że jest tą starożytnością mocno znudzone i dlatego pewnie niekoniecznie z niej dumne. 
Jednak, chociaż miło wspominam pobyt tam (w jednym z muzeów zobaczyłam obola i wiem teraz co oznacza powiedzenie, iż coś "złamanego obola nie jest warte", bo obol to po prostu maleńka nieregularna grudka srebra), to jakoś nie planuję ponownej wycieczki do Aten w najbliższym czasie. I wcale nie o marmurowy pył, zgrzytający w zębach, chodzi.
Basia Smal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz