poniedziałek, 22 października 2012

Moje wędrówki po Europie. Nicea, czyli życie nigdy się nie kończy

Ach, Nicea! Byłam w niej dwa razy, ale wiem, że jeszcze tam wrócę.
Z Polski leci się pięknie, bo po drodze są Alpy, a to z góry widok niezrównany i ląduje ze sporą dozą emocji, bo pas zaczyna się tuż przy brzegu.
Wygląda więc to tak, że schodzi się coraz niżej i niżej nad wodami Zatoki Aniołów, a kiedy człowiek jest już niemal pewny, że samolot chlupnie jak nic w lazurowy błękit morza, to nagle pojawia się beton pasa i siup - jest się na ziemi.
I nie wiadomo co bardziej lazurowe - niebo czy woda:


Plaża jest kamienista i wejście do wody (im do niej bliżej tym więcej drobniutkich i ostrych kamyczków) wymaga sporego hartu ducha albo... specjalnego plastikowego obuwia, w którym się pływa (!). Mam nadzieję, że dobrze to ilustruje zdjęcie, które mnie kojarzy się z... tortem, tyle na nim warstw:

Poza tym Nicea jest pełna ludzi w... hm... mocno podeszłym wieku, którzy w przeważającej większości wyglądają nadzwyczaj pięknie i zachowują się jakby ilość przeżytych lat nie miała w ogóle żadnego znaczenia, co absolutnie mnie zachwyciło.
Nicea to zdecydowanie kraj dla starych ludzi pełen słońca, muzyki i... fontann.


I nadzwyczajnej architektury z obowiązkowymi żaluzjami w oknach i balkonami ozdobionymi secesyjnymi wywijasami oraz przecudnej urody budynkiem opery, który zwłaszcza wieczorem robi oszałamiające wrażenie.


W ogóle nocą życie w Nicei kwitnie, czego kwintesencją jest słynny nocny targ (czynny do 4 rano!). Oświetlony, gwarny, pełen różności. Kiczowate torby obok artystycznej biżuterii. Stare albo robione na stare plakaty filmowe sąsiadują z tanią plastikową szmirą za grosze. Książki, płyty, pamiątki i tłum ludzi, obijających się o siebie w ciasnych przejściach. 
W dzień to miejsce także jest pełne życia i przywodzi na myśl warszawskie Koło.


Stamtąd już niedaleko do Chateau, czyli wysokiego wzgórza nad samym morzem, skąd rozciąga się przepiękny widok na Zatokę i miasto, a na którym znajduje się między innymi zjawiskowy wodospad.


A po zejściu z Chateau blisko już do portu i otaczających go malowniczych kamieniczek, w których jest mnóstwo restauracji i kawiarenek (polecam pyszne lody!).


No i absolutny hit - rzeźby siedzących lub klęczących mężczyzn umieszczone na wysokich słupach na Placu Massena. Białe za dnia, a wieczorem zmieniające barwy ( kolory jak w tęczy).



I co jeszcze? Niezrównane w smaku naleśniki na ciepło ze słodką zawartością oferowane w małych barach. I lawenda kwitnąca u stóp pomnika poświęconego pamięci ofiar obu wielkich wojen. I ogrom knajpek, restauracji i kafejek. I muzyka na żywo w wykonaniu żywiołowych bandów.


I niezapomniany, nie do powtórzenia klimat miejsca, które jest pochwałą życia z całym jego urokiem i pięknem. Nicea żyje jego pełnią, a pobyt tam, mimo widoku niezbyt ślicznych i niezbyt pachnących zaułków, sprawia, że wraca radość, budzi się nadzieja, a czas zdaje się płynąć w nieskończoność. Ech, Nice!

Basia Smal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz