Z Warszawy do Lizbony leci się całe cztery godziny. W połowie miałam dosyć (ile można czytać i słuchać muzyki?!) a cały czas nadzieję, że miejsce docelowe mi to wynagrodzi. Och, jak się okazało - z nawiązką.
Oto widok z hotelowego okna:A lekko w prawo:
Kontrasty. Całe miasto jest ich pełne, o czym się za chwilę przekonacie. Najpierw jednak ogólne wrażenia.
I strome, czasem niemal nieprawdopodobnie strome, ulice:
Poza tym wyłożone kolorowymi kafelkami fronty kamienic albo chociażby utworzone z porcelany dwubarwne "obrazy" umieszczone obok okna czy drzwi:
To także ciasne uliczki i zaułki starego miasta z powiewającym na wietrze praniem i tramwajem przejeżdżającym tuż przed oknem:
I niezwykła katedra - muzeum, która w czasie jednego z trzęsień ziemi straciła dach i... tak zostało. Jest jak... garnek bez pokrywki:
No i wszechobecna drobna i bardzo śliska kostka, którą wyłożone są chodniki i place, tworząc czasem śliczne wzory (niestety bywa, że faluje na nierównym podłożu, więc buty na wyższym obcasie są sporym zagrożeniem dla życia):
Lizbona to też wyśpiewywane dramatycznym głosem fado - przepiękna muzyka, która całkiem mnie zauroczyła i... toaleta dla panów na świeżym powietrzu umieszczona beztrosko w zaułku murów zamku Maurów (która także w dość specjalny sposób jest w stanie... hm... zauroczyć) :
A zamek wygląda jak z bajki - grube mury z kamienia, kilka wewnętrznych dziedzińców, jakieś mostki tu i tam i tak dalej. Zresztą sami zobaczcie:
To miasto to także niezwykła, zaskakująca swoim kunsztem, architektura starych kamienic:
I najbardziej stroma ulica jaką kiedykolwiek widziałam, po której jeździ jedyny w swoim rodzaju tramwaj-winda:
To też piękne nowoczesne budynki oszałamiające swoją oryginalnością i rozmachem:
I widziani tu i tam pucybuci:
To skrząca się w słońcu zatoka ze ślicznym eleganckim mostem, łączącym obie części miasta:
I bieda sąsiadująca z bogactwem, co nie robi wrażenia tak na jednym jak i na drugim:
I ludzie - uśmiechnięci i życzliwi, otwarci i uprzejmi. To też pyszne ciastka z budyniowym nadzieniem, którym nie sposób się oprzeć oraz wszędzie panosząca się porcelana i korek. I ulice w kółko z góry na dół i z dołu pod górę a rzadko po równym. Dlatego, żeby naprawdę zobaczyć Lizbonę, konieczne są wygodne buty, bo najlepiej chodzić piechotą gdzie się da. Wtedy można w pełni doświadczyć niezwykłego uroku tego miasta, do którego bardzo bym chciała jeszcze kiedyś wrócić, by znów pobyć w miejscu niezwykłym, urokliwym i zaskakującym jak fado zaśpiewane przez obsługujących gości kelnerkę w jednej z restauracji na starym mieście czy taki oto widok:
Basia Smal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz