Ociepliło się, pojaśniało, idzie wiosna. Odmarzają kałuże i serca. Aż chce się żyć. Kiedyś gdzieś usłyszałam, że zima jest jak śmierć na próbę albo przynajmniej jej przedsionek - zamieranie. A kiedy mija, to czujemy się jakbyśmy dostali kolejną szansę. Czekam więc z utęsknieniem na pierwszy wiosenny deszcz, bo śnieg jak pada to w takim zarozumiałym milczeniu i jak nie popatrzysz to nie wiesz czy on jest czy nie a deszczu nie trzeba się domyślać i za tę oczywistość go lubię. I na burzę czekam, bo nie mam nic przeciwko temu, by natura objawiała swoją siłę. Chociaż teraz, gdy obok mnie zakończono budowę nowego osiedla, nie będę już oglądać nieprawdopodobnego widowiska jakim było ustawianie się wszystkich dźwigów w jednej linii, zgodnie z kierunkiem wiatru, na spotkanie żywiołu. Pamiętam jak razu pewnego piorun walnął w jeden z nich a potem biedny operator krzyczał z góry do kolegów na budowie, że "k..., ale nic nie działa!". No, folklor jednym słowem. Za to na pewno pokażą się znów w moich tujach te niezwykle przystojne pająki (są w poprzeczne jasne i ciemne paski - cudo!), które tkają ogromne połacie pajęczyn, łapiących w swoje sieci wielkie krople porannej rosy. No i pewnie jak co roku przylecą na mój ogród szpaki, żeby dziobać ziemię w poszukiwaniu jedzonka a ja potem będę mieć miliony dziurek w trawie. I może ponownie będzie mnie budzić w niedzielne poranki takie "tiu, tiu, tiu" w wykonaniu jakiejś fauny skrzydlatej, której nazwać nie umiem. No i oczywiście znów co miesiąc będę jeździć na kilka dni do, kochana M., Twojego miasta, które kiedyś było też moje i chodzić tam będę wszędzie na piechotę i to koniecznie tak, żeby przejść obok mojej Alma Mater, by ją pozdrowić. A potem dalej aż do Bramy i za nią zapaść się w jeden z foteli Akwareli, żeby wypić w spokoju wielki kubek pysznej herbaty. A później na targu staroci kupić sobie jeszcze jeden talerzyk z widoczkiem do mojej kolekcji. No i móc stamtąd na jeden dzień wpaść do mojego rodzinnego miasta, gdzie są ulice biegnące stromo z dołu do góry albo z góry na dół, zależnie od tego jak się patrzy i gdzie z parku na Górze rozciąga się przecudna panorama. I wypić kawę w domu mojej ukochanej przyjaciółki "od zawsze" (pozdrawiam B.!). Och, jak mi tego trzeba! No i błękitu nieba a nie jego szarości. I zieleni wokół też mi trzeba. No, dalej wiosno, rusz nie powiem co i przybywaj! :)
Basia Smal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz