piątek, 12 października 2012

Między nami

Prawda o związkach między ludźmi jest jedna i w dodatku bardzo prosta, ale czasem na tyle brutalna dla kogoś, że nie chce on jej przyjąć do wiadomości: relacje między nami są zawsze takie, jakie chcą je tworzyć obie strony.
Chcą. To słowo zazwyczaj nam umyka, kiedy zastanawiamy się nad tym, czemu kolejny raz coś nie wychodzi, coś się nie udaje, wymyka i pozostaje znowu wielkie "nic".
Przy czym mówiąc o związku mam na myśli każdy jego rodzaj, a więc nie tylko erotyczny, ale także przyjaźni, znajomości czy między bliskimi w rodzinie.
Ludzie dają sobie tyle, ile chcą dać i to jest ta prawda. Nigdy nikomu nie uda się "wydusić" z kogokolwiek niczego poza tym, co on sam chce dać. Nigdy.
Jeśli uważacie inaczej to, wybaczcie, ale macie ciągle złudzenia, co jestem w stanie zrozumieć i to bardzo dobrze, bo też przez to przechodziłam. Teraz już wiem, co wiem.
Oczywiście wielu z nas, tłumacząc się z braku zaangażowania, łapie co tam ma pod ręką do wyjaśnienia, że tak naprawdę to przecież nie jest tak, że nie chce, ale... nie może, bo... bo czasu brak, bo możliwości brak, bo coś tam jeszcze. Można pozwolić, rzecz jasna, na takie tłumaczenie, bo skoro aż tak się ten ktoś broni, to ma powód, więc nie ma sensu jemu czy jej wskakiwać na głowę, ale prawda w oczy aż kole.
Dziesięć miesięcy temu dostałam maila od pewnej kobiety. Napisała do mnie, bo chciała. I nasza relacja trwa do dzisiaj i jest tego rodzaju, że niedawno zapytałam ją ile to my się już znamy - sto lat czy sto jeden, bo mi pamięć szwankuje.
Chcieć to móc i nikt już nigdy mnie na ten temat nie oszuka i nie zamydli mi oczu. I nie jest to z mojej strony przejaw zgorzknienia, ale realistycznego patrzenia na świat i ludzi.
Wiem już, że związki bywają różne. Nie ma na ogół takich na 100%, bo się nie da aż tak otworzyć na siebie, ale są takie na 20% i takie na 80%. Różnica spora, prawda?
A my możemy wybrać czy nam te 20% odpowiada czy nie.
Sprawa dotyczy potrzeb i pragnień. Czasem moje trafiają na kogoś, kto ma skrajnie inne i wtedy relacja jest dla mnie płytka. Czasami między ludźmi coś tak zaiskrzy, że z miejsca wpada się w głębię wzajemnego bycia.
Jacyś w końcu jesteśmy. Nie zawsze trafiamy na kogoś podobnego. Czasem na podobnego tylko trochę, a czasem jedynie odrobinę. A właśnie podobieństwa między nami są tym, co sprawia, że powstają więzi albo nie. Różnice zachwycają, tak, ale to podobieństwa sprawiają, że możemy się dogadać i to czasem bez słów i sobie zaufać.
Spotkanie kogoś podobnego do mnie to skarb, wartość nieprawdopodobna, bo wcale nie jest to tak częste, jak się na ogół wydaje. Te podobieństwa dają nam szansę, że możemy się przed sobą nawzajem otworzyć, a o to przecież chodzi.
Stale szukamy tych, przy których możemy w pełni być sobą, którzy nas zrozumieją i będą akceptować, czyli przyjmować takimi, jacy naprawdę jesteśmy.
Otwarcie siebie niesie ulgę i radość i poczucie szczęścia. I dlatego tego tak bardzo pragniemy, ale potrzeba nam do tego odpowiednich warunków, czyli kogoś, komu mogę na tyle zaufać, by pokazać mu swoje prawdziwe "ja".
Jeśli więc kogoś takiego znalazłeś czy znalazłaś, do ciebie należy decyzja czy nie zmarnujesz szansy.
Pamiętaj tylko, proszę, że takie spotkanie wcale nie jest takie powszechne. To dar.

Basia Smal

3 komentarze:

  1. Tylko ten, kto umie dać, zyska stokroć więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj wiem dotkliwie, że takie spotkanie to prawdziwy dar. Dlatego z uwagą wyglądam dobrych ludzi. Witaj w klubie Kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Holly :) Bardzo się cieszę z naszego spotkania :)

      Usuń