piątek, 19 kwietnia 2013

"Bajanie o wędrownej miłości" część 2

Część pierwszą "Bajania..." znajdziecie w poście "Porozmawiajmy". Obiecałam wtedy, że wymyślę coś dalej. Lubię snuć takie opowieści, które jednocześnie mają i nie mają sensu. Lubię bawić się słowami i skojarzeniami. Lubię tworzyć świat nieistniejący po to, żeby... zaistniał :) Mnie to cieszy i relaksuje. Mam nadzieję, że nie tylko mnie :) A miłość jest nieprawdopodobnie pięknym tematem. I najważniejszą rzeczą na świecie. I z tych oto dwóch powodów nigdy o niej nie przestanę pisać.


Co jest z ludźmi, rozmyślał Okruch Miłości, wygodnie leżąc w wysokiej trawie. Jacyś nieprzytomni chodzą po tym świecie i zupełnie niezorientowani. W ogóle nie widzą tego, co powinni a mają przecież serca do patrzenia. Każdy ma. I to serce powinno być stale szeroko otwarte, by nie przeoczyć miłości, czyli tego bez czego żyć nie jest w stanie. To o co chodzi? Nie rozumieją, że aby istnieć muszą kochać? Biedacy, zza liści wychynęło Zrozumienie i Litość. No, tak. Biedacy. Bo żeby nie widzieć, leżących tu i tam, zalążków miłości, po które tylko schylić się trzeba? Taki mały wysiłek - ujrzeć i podnieść. Nie! Nie chce się. Boi się. Westchnął przeciągle. No i musimy ludziom włazić na siłę w ich serca. A oni mówią, że jak grom z nieba. Z nieba, owszem, ale nie żaden grom tylko ja albo mój kumpel, mamrotał Okruch pod nosem. A! Machnął ręką. Szkoda gadać. Stulecia mijają a oni niczego się nie nauczyli. Miłość rozsiana jest po świecie szczodrzej niż chwasty w ogródku leniwej gospodyni. Brać, przebierać i wybierać, ale nie! Nie honor czy co? Dobrze, że nie jestem człowiekiem, westchnął z ulgą. Biedacy, zaszemrało znów na spółkę Zrozumienie i Litość. A idźże przecz, machnął na nie ręką zniecierpliwiony Okruch. I patrzył z satysfakcją jak czmychają. No, wreszcie spokój, odetchnął z ulgą, wracając do rozmyślań. To o czym ja...? A! Biedacy... Nie! Tfu! Otrząsnął się z obrzydzenia. A to zaraza jedna, myślał niechętnie o Zrozumieniu i Litości. Wlezie i siedzi i myśli mąci. Jak ja, przemknęła nieproszona myśl. No tak. Nie da się zaprzeczyć, pokiwał głową. Ale moje istnienie, kontynuował tę wyimaginowaną rozmowę, to przynajmniej ma sens, bo jak można przeżyć życie nie kochając? No jak? Tym się oddycha albo bez tego usycha. Miłość musi się rozlewać jak świat długi i szeroki, bo inaczej nic nie miałoby sensu. Ona ogrzewa, buduje, sił dodaje i... Urwał, bo zobaczył idącego drogą człowieka. Przyjrzał mu się uważnie. A potem skupił się, by poczuć. No tak, stwierdził po chwili, znowu nic, znów pustka. Włażę, zdecydował, gramoląc się z rowu. Zaczaił się przy drodze i cierpliwie czekał, aż wlokący się noga za nogą człowiek podejdzie bliżej. Widział go coraz wyraźniej i czuł coraz mocniej i dlatego aż przygięło go do ziemi od bezmiaru samotności zbliżającego się serca. I od bólu, który w nim mieszkał. Okruch zdławił łzy cisnące się mu do oczu, bo nie mógł sobie pozwolić na słabość, gdy szykowała mu się robota. Ciiicho, cichutko, szeptał do nadchodzącego, jeszcze chwila, wytrzymaj, dasz radę. Wiem, że się boisz, ale nie będzie bolało. Dostaniesz największy dar jaki człowiek może dostać i wszystko będzie dobrze, mamrotał uspokajająco, szykując się do skoku. Jeszcze tylko chwila... Nie broń się... Pozwól mi wejść... Dotknę delikatnie, najdelikatniej... Uleczę...
Basia Smal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz