sobota, 27 kwietnia 2013

Dom

Każdy człowiek jest jak dom. W dodatku w ciągłej przebudowie. Stale nam coś w nas przybywa w trakcie życia - a to nowe okno na nowy widok, a to jakaś weranda czy balkon a to jakieś meble w środku, kolejne schody, jakieś zniszczone ściany czy coś tam jeszcze. Są pokoje, do których już się nie wchodzi. Są takie, które urządzamy ze smakiem, bo są szykowane jak na wystawę, do pokazania innym. Są miejsca przytulne, zaciszne i zabałaganione. I takie, w których hulają przeciągi. Są okna zabijane deskami, by już nie widzieć tego, co za nimi. I strychy ze zgromadzonymi pamiątkami przeszłości, o których się wie, ale do których się nie zagląda. Można też znaleźć jakieś niezbyt piękne piwnice, częściowo zalane wodą, mroczne i chłodne. Są słoneczne tarasy z wystawionymi zachęcająco leżakami i maleńkie kąciki wymoszczone miękkimi poduchami, do których wstęp ma tylko właściciel. Mogę tak ciągnąć te porównania w nieskończoność. Jednak nie o to mi chodzi. Dom to dom - miejsce czyjegoś zamieszkania, na które możemy sobie popatrzeć albo nie, do którego mogą nas zaprosić albo z niego... wyprosić. Właściciel ma głos decydujący i... tylko on i nikt inny. Może mieć zamknięte na głucho drzwi, może zaprosić tylko na chwilę i to bocznym wejściem, może... cokolwiek. Tu mi się nasuwa kolejne porównanie - człowiek nie jest tubką pasty do zębów - niczego z niego nie da się wycisnąć. Jak chce, to da. Da to, co chce. Dlatego spotkania z ludźmi traktuję w specjalny sposób. Każde zaproszenie do kontaktu jest dla mnie darem, prezentem, który ktoś chciał mi ofiarować. A każdy brak zaproszenia... cóż... rozumiem. Ja też nie mam stale szeroko otwartych drzwi do siebie. A jeśli już, to też nie są one otwarte dla każdego. Bywa, że tylko dyskretnie zerkam przez okno na kogoś, kto stoi pod moim domem i się przygląda. Trudno wówczas nie pytać o co mu chodzi i... nie być ostrożnym, bardzo ostrożnym, bo jak już się kiedyś zostało zranionym... Znacie to? No właśnie. Jesteśmy obwarowani, ale jednocześnie... do zdobywania i do zdobycia. Zamknięci z różnych powodów, ale czasem czekający tuż za drzwiami, bo może jednak ktoś zapuka na tyle delikatnie, że się odważymy w końcu te drzwi uchylić. Może być jeszcze inaczej, ale... tego nikt nie wie na pewno. Poranieni, poszarpani przez życie chowamy się do swoich zamków, za grube mury, bo jedynie tam czujemy się bezpiecznie. Może lis z "Małego Księcia" miał rację, że tylko cierpliwe oswajanie nas stamtąd wyciągnie?
Basia Smal

2 komentarze:

  1. Izaak Newton powiedział kiedyś, że: "Ludzie budują za dużo murów, a za mało mostów". Tak często próbujemy nawet otworzyć te nasze drzwi, ale zapominamy, że nie wybudowaliśmy mostu, po którym ten zaproszony gość mógłby do nas nadejść. Ten most, to nasz uśmiech i otwarcie na drugiego człowieka. Oczekiwanie, że przyniesie mi coś dobrego i ufność, że mnie nie skrzywdzi. To trudne, bo bywa, że jednak ktoś podepcze nasze uczucia i sprawi ból, ale... zamknięci i otoczeni murem nigdy nie poznamy smaku Prawdziwej Przyjaźni, która może nas spotkać w każdym momencie naszego życia, bez względu na to, ile lat już przeżyliśmy.
    Dziękuję Ci Basiu za to, że nie bałaś się przerzucić mostu przez przepaść, która nas od siebie oddzielała:)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze mnie wzruszają te Twoje komentarze. Tyle w nich ciepła dla mnie :). Myślę, że życie wymaga odwagi, bo bycie poza murami swojego domu jest po prostu ryzykowne. Jednak warto podjąć to ryzyko. Bardzo warto. Po to, by nie umknęło coś, na co czekamy zawsze i zawsze z utęsknieniem - serce drugiego człowieka.
    B.

    OdpowiedzUsuń