Daleko za Siedzibą Ludzką, ale na tyle blisko, by nie czuć się samotnie, stała na skraju przecudnej polany w środku lasu, ale w pobliżu szemrzącego strumienia nieduża, średniej urody chatynka. Cała w bluszczu, który ją był swego czasu oplótł i tak mu się to spodobało, że pozostał na zawsze. Trwała więc symbioza, bo on miał niezłe oparcie a ona wcale dobrą ochronę, gdyż z daleka i pod odpowiednim kątem sprawiała wrażenie jakby jej w ogóle nie było. Może właśnie dlatego wielu ludzi nie dawało wiary gadkom, że tam coś jest. Inni szeptali, że i owszem, ale lepiej się tam nie zapędzać, bo nigdy nic nie wiadomo. Tajemnica więc trwała i powoli obrastała legendą. O jakichś ciepłych płomykach, pełgających nocami wśród leśnych zarośli. O zagadkowej postaci, przesuwającej się szybko i lekko między konarami starych drzew. I o dziwnej sile przyciągania, której nie sposób się jakoby było oprzeć, gdy się podeszło za blisko do tego miejsca. Jedni mówili, że to siedziba wiedźmy, która żywi się ludzkimi myślami, kradnąc je z beztroskich głów przechodniów. Inni przestrzegali przed urokiem jej oczu, w które łatwo było wpaść i się zapaść a potem nigdy nie zapomnieć. Tę ostatnią bujdę stanowczo dementowały zirytowane kobiety, których mężczyźni zagnali się daleko w las i którzy potem z niego wrócili, niestety jednak przedziwnie jakoś oczadziałymi. Kazały im więc codziennie wynosić śmieci i rąbać jak najwięcej drew na opał, żeby w wysiłku mięśni odzyskali rozum. Nikt nie dzielił się spostrzeżeniami co do skuteczności tych metod, więc jak Siedziba Ludzka długa i szeroka widywało się co i rusz, idącego z kubełkiem w ręku faceta o błędnym spojrzeniu albo innego, ospale walącego siekierą w nikomu niczego winne pnie drzew. Czas mijał, nic się nie zmieniało, życie biegło, legenda trwała.
Razu pewnego przez Siedzibę Ludzką przejeżdżał Przybysz z daleka. Figlarny wiatr rozwiewał mu długie włosy oraz równie długi ogon jego wierzchowca. Klapały o bruk ryneczku podkute kopyta, w takt których mrugały zalotnie rzęsy mijanych panien. Szeptana wieść o urodzie Przybysza wyprzedziła go zanim się obejrzał przez ramię i dostrzegł w bocznej uliczce gospodę. Zmęczonym będąc, podjechał tam, zsiadł z umordowanego klapaniem po bruku wierzchowca (który wolał bardziej ekologiczne podłoże) i wszedł do środka. Przywitała go cisza, niepomiernie zadziwiona jego pięknem, o którym na co dzień sam nie pamiętał. Dopiero w takich miejscach, wśród ludzi, mu się przypominało i wtedy nigdy nie wiedział co i jak z tym zrobić. Posłał więc przed siebie, a więc w żadne konkretne miejsce, uśmiech i nie dostrzegając, że nagle i gwałtownie zaparło dech wszystkim tu obecnym kobietom, usiadł przy najbliższym wolnym stole. Ugoszczony został jak należy, sowicie odpłacając się uśmiechami i brzęczącą monetą. Potem poddał się atmosferze miejsca i wsłuchał w opowieści snute z powagą przez zgromadzonych przy kominku stałych bywalców. Mocno już podchmieleni pletli co im ślina na język przyniosła a więc przede wszystkim znienawidzoną przez niewiasty bujdę o urokliwej mieszkance lasu. Przybysz nadstawił ucha. Ciekawym będąc świata, nie chciał bowiem uronić niczego z jego niezwykłości a tu się na takową zanosiło. Przysiadł się więc do podchmielonych i, racząc ich kolejnymi kuflami, wypytywał o szczegóły. Szybko uszy zaczęły go piec od coraz bardziej pikantnych wieści. Nie zważając na to, że ich pikanteria zwiększała się wprost proporcjonalnie do ilości pustych kielichów, słuchał chciwie a rozbudzona wyobraźnia wyświetlała przed jego pięknymi oczyma obrazy o treści zdecydowanie tylko dla dorosłych. Przybysz, mając lat sporo powyżej wymaganych osiemnastu, pozwalał im hulać swobodnie i ani się spostrzegł jak zapragnął wdrożyć je w życie. Sypnął więc raz ostatni szczodrze groszem w podzięce i, pozostawiając za sobą rozżalone dusze niewiast, wsiadł na wierzchowca i odjechał, kierując się w stronę wabiącego go lasu.
Razu pewnego przez Siedzibę Ludzką przejeżdżał Przybysz z daleka. Figlarny wiatr rozwiewał mu długie włosy oraz równie długi ogon jego wierzchowca. Klapały o bruk ryneczku podkute kopyta, w takt których mrugały zalotnie rzęsy mijanych panien. Szeptana wieść o urodzie Przybysza wyprzedziła go zanim się obejrzał przez ramię i dostrzegł w bocznej uliczce gospodę. Zmęczonym będąc, podjechał tam, zsiadł z umordowanego klapaniem po bruku wierzchowca (który wolał bardziej ekologiczne podłoże) i wszedł do środka. Przywitała go cisza, niepomiernie zadziwiona jego pięknem, o którym na co dzień sam nie pamiętał. Dopiero w takich miejscach, wśród ludzi, mu się przypominało i wtedy nigdy nie wiedział co i jak z tym zrobić. Posłał więc przed siebie, a więc w żadne konkretne miejsce, uśmiech i nie dostrzegając, że nagle i gwałtownie zaparło dech wszystkim tu obecnym kobietom, usiadł przy najbliższym wolnym stole. Ugoszczony został jak należy, sowicie odpłacając się uśmiechami i brzęczącą monetą. Potem poddał się atmosferze miejsca i wsłuchał w opowieści snute z powagą przez zgromadzonych przy kominku stałych bywalców. Mocno już podchmieleni pletli co im ślina na język przyniosła a więc przede wszystkim znienawidzoną przez niewiasty bujdę o urokliwej mieszkance lasu. Przybysz nadstawił ucha. Ciekawym będąc świata, nie chciał bowiem uronić niczego z jego niezwykłości a tu się na takową zanosiło. Przysiadł się więc do podchmielonych i, racząc ich kolejnymi kuflami, wypytywał o szczegóły. Szybko uszy zaczęły go piec od coraz bardziej pikantnych wieści. Nie zważając na to, że ich pikanteria zwiększała się wprost proporcjonalnie do ilości pustych kielichów, słuchał chciwie a rozbudzona wyobraźnia wyświetlała przed jego pięknymi oczyma obrazy o treści zdecydowanie tylko dla dorosłych. Przybysz, mając lat sporo powyżej wymaganych osiemnastu, pozwalał im hulać swobodnie i ani się spostrzegł jak zapragnął wdrożyć je w życie. Sypnął więc raz ostatni szczodrze groszem w podzięce i, pozostawiając za sobą rozżalone dusze niewiast, wsiadł na wierzchowca i odjechał, kierując się w stronę wabiącego go lasu.
Basia Smal
Czyżby to walentynkowa obietnica miłości? Lubię baśnie i już dałam się porwać jej czarowi:)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy... "Kiedy naprawdę zapragniesz miłości, będzie ona czekać na Ciebie." M.