Lubię noc. Jej spokój i ciszę. To otulenie, którego dzień zawsze skąpi. Ten czas tylko dla mnie. Przytulność chwili jakiej próżno szukać w gwarze dnia. Noc jest jak przystanek. Można zwolnić a potem zupełnie się zatrzymać. Odetchnąć i po prostu sobie być. Uspokoić myśli. Pozwolić im bujać w obłokach. Trochę ryzykowne, bo mogą poprowadzić w kierunku, którego się nie spodziewam. Albo wręcz przeciwnie - to czas na to, by wreszcie pobiegły w stronę, w którą nie pozwalam im biec w pędzie dnia. Niech i one odetchną. Pobędą wreszcie sobą, bez kontroli i nadzoru woli. Małe wakacje. Teraz jest późny wieczór. Za godzinę minie północ. Mój czas. Piszę i myślę. Albo jednak na odwrót - najpierw myślę a z tego bierze się pisanie. Znalazłam zdjęcie, które trochę oddaje nastrój nocy:
To Rzym, most prowadzący do Zamku Świętego Anioła. Światła nie zakłócają uciszenia. Nawet woda zamarła. Czasem mam wrażenie, że w takim czasie coś (a może to ktoś?) otula mnie sobą jak ciepłym pledem. To ona? Noc? W takim razie jest czuła i delikatna. Spokojna i uważna. Bez problemu zdobywa się na lekkie dotknięcie twarzy, dłoni, pocałunek. Ma na to czas. Nareszcie. I na marzenia. Albo tęsknotę. Albo na jedno i drugie. Ma czas. Nie pogania obowiązkami, koniecznościami i terminami. Pozwala być. Lubię się więc zasiedzieć, poczekać na ciszę późnego wieczoru, na magię nocy. Poczekać na samą siebie.
Basia Smal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz