Nie jest łatwo ufać. Zwłaszcza, kiedy ma się za sobą nieciekawe doświadczenia, gdy ktoś nadużył naszego zaufania. Kiedy nas po prostu zdradził, zawiódł. Boli. I uczy. Szybko zapamiętujemy taką lekcję a potem już jesteśmy bardzo, bardzo ostrożni. Zrozumiałe. Jednak zawsze mam ochotę kopnąć taką sytuację i to porządnie nie powiem w co. Za zaistnienie. Za to, że dała komuś taką lekcję. Za zburzenie tego, co było w tym człowieku piękne. Nie podoba mi się, że tak to w życiu bywa. Nie zamykam oczu na rzeczywistość, ale nie oznacza to, że takie jej oblicze lubię. W ludziach też tego nie lubię, chociaż rozumiem, że świętymi to my zazwyczaj nie jesteśmy, więc sprawianie innym zawodu wpisane jest w nas jako jedna z naszych słabości. Mnie zastanawia to, czy po tym jak nas ktoś zawiódł jest możliwe, by mu znów zaufać? Obawiam się, że nie a na pewno nie od razu, prawda? A potem przenosimy to automatycznie na innych. I chodzimy tak po świecie z poharatanymi sercami, które po pewnym czasie jakoś się może zaleczą, ale blizna zostanie - pamięć doznanego bólu. Smutne. Okropnie smutne. I bardzo mi się nie podoba. I jakby się dało to bym za takie doświadczenia serdecznie podziękowała. Przecież tacy jesteśmy delikatni. Wystarczy potknąć się na równej drodze a zaraz pojawia się problem - jakaś kostka wykręcona, coś potłuczone, posiniaczone, spuchnięte. Serca tak samo. Dźgnięte boleśnie - krwawią a potem pamiętają. Życie mnie nauczyło ostrożności, chociaż czasem buntuję się przeciwko temu, ale... cóż... pamiętam. I nic się nie da z tym zrobić. Zapakowujemy się więc szczelnie, oklejamy, owijamy, chronimy za kratami a potem inny do nas się dostać nie może, mimo że nie ma złych zamiarów. A niby skąd to człowiek może wiedzieć, tak? I jak świat długi i szeroki widać wszędzie szańce, mury i fosy. A zza tego wszystkiego nawet czubka głowy człowieka nie widać. I co się dziwić powszechnemu osamotnieniu? Czasem, kiedy widzę jak ktoś patrzy na mnie nieufnie i tylko mamrocze coś na odczepnego, to mam ochotę powiedzieć bez owijania w bawełnę, że nie zranię i nie zawiodę zaufania. Taką deklarację mam chęć złożyć, ale wiem jak bardzo by to było odebrane jako inwazja, więc milczę. Tłumię głupi najwyraźniej odruch serca, żeby to drugie serce się nie wystraszyło. I nie, nie świeci mi nad głową żadna aureola ani nic podobnego. Po prostu wiem jak to jest, gdy ktoś zawiedzie i absolutnie nie mam ochoty być kimś takim, ale to za mało, by oswoić. I dlatego mi smutno. Blizny na duszy robią swoje. Nie jest łatwo zaufać rwącemu się na wolność odruchowi ufności.
Basia Smal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz