Jestem złodziejką słów :). Uważajcie więc przy mnie na to, co mówicie :). Przyciągam do siebie słowa jak magnes opiłki żelaza. Zgarniam je z otoczenia bez wysiłku świadomości. Samo mi się zgarnia. Zresztą jakoś tego nie żałuję, bo słowa są ważne i dobrze je mieć w pobliżu, na wyciągnięcie ręki. Są jak cegły lub kamienie, z których się buduje. Oczywiście to, co zostanie zbudowane zależy już od nas, ale nie można zaprzeczyć, że potrzeba nam do tego odpowiedniego materiału. I bez względu na to czy powstanie wieża warowna, broniąca innym dostępu czy dom, w którym będzie dużo miejsca i pokoi gościnnych, to nie uda się tego zbudować bez słów. One odepchną skutecznie albo zaproszą. Zniechęcą lub dadzą nadzieję. Przy ich pomocy a tak naprawdę tylko dzięki nim możemy nawiązać jakąkolwiek relację z drugim człowiekiem. Bo są jak pieczęć pod dokumentem. Albo podpis. Bez tego potwierdzenia nie ma pewności. Dlatego są tak ważne. Mówi się, że mowa jest srebrem a milczenie złotem. I wskazuje się tym samym, co jest ważniejsze, zapominając, że to sprawa umowna i na przełomie wieków różnie to z oceną każdego kruszcu wyglądało. Z własnych życiowych doświadczeń wiem, że to "złoto" nieźle mi czasem dało popalić, bo musiałam się domyślać na zasadzie "co autor chciał przez to powiedzieć" a wtedy margines błędu jest ogromny. Przez to zdecydowanie wolę "srebro". Nie wiem jak można się w ogóle dogadać w jakiejkolwiek sprawie jeśli się nie... gada. I nie chodzi mi o nieustanną paplaninę. Jednak nie sądzę, by posiadanie aparatu artykulacyjnego było tylko dla ozdoby. Czasem bywa wykorzystywany do zamydlenia oczu, fakt, ale jak dla mnie to nie powód, by zamilknąć. Nauczyłam moje dzieci tego, by wyrażać słowami uczucia i myśli i nie zatrzymywać ich dla siebie, bo to skazuje innych na plątanie się po omacku po domysłach a nas na samotność. I mam obok siebie cudownych ciepłych ludzi, którzy nie boją się siebie samych a dzięki temu otoczeniu żyje się z nimi lepiej. Im zresztą też, bo są, jak to się ślicznie nazywa, komunikatywni. A rzeczywistość wielu z nas wygląda mniej więcej tak: "to czemu mi nie powiedziałaś?". No właśnie - czemu? Wiem i rozumiem, ale przyznacie, że łatwiej by nam było, gdybyśmy jednak czasem przełamali w sobie coś, co nam skutecznie knebluje usta i po prostu powiedzieli o co chodzi? Ciche dni są może i widowiskowe, ale męczące straszliwie. Widzę czasem zaskoczenie tych, którym powiem coś miłego i myślę sobie, że to jest nie w porządku, żebyśmy byli czymś takim zaskakiwani. Ludzie się zwyczajnie cieszą, gdy usłyszą, że są ważni, ładni, mądrzy i mili, że komuś się podoba coś, co robią czy mówią. Nie bardzo mogę pojąć, czemu my sobie tak tego skąpimy? To znaczy wiem, że powodem jest strach, ale ja nie o tym. Zrozumieć nie umiem, czemu się mu poddajemy. My, bo ja przecież też.
Basia Smal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz