Byłam dzisiaj w pięknym miejscu. Każdego roku tam zaglądam. To Sanktuarium na Wiktorówkach. Miejsce niezwykłe. Położone 1200 m n.p.m. Pełne ciszy. Pełne pokoju.
Stamtąd powędrowałam na Rusinową Polanę, skąd roztacza się widok na Tatry Wysokie, także te po stronie Słowackiej.
Potem Gęsia Szyja i Dolina Suchej Wody. W tym roku naprawdę "suchej", bo strumień miejscami zupełnie wysechł i most nie był potrzebny, by przejść na drugą stronę.
Trasa niewymagająca, ale dość długa. I naprawdę piękna. Cieszę się, że nią przeszłam.
A teraz... Jest wieczór. Przez otwarte okno słyszę tęskne góralskie śpiewy, dobiegające gdzieś z pobliskiego domu. Za mną kolejny wakacyjny, gorący dzień. A ja, pisząc, dzielę się nim z Wami, by nasze serca były choć przez chwilę trochę bliżej siebie :) Bo jak jestem w swoim domu to tęsknię za górami a kiedy już tu jestem, to czasem dopada mnie tęsknota za tamtym moim życiem i ludźmi, którzy gdzieś tam są :)
Pozdrawiam ciepło :)
Basia
Wiesz Basiu,że ja to dopiero niedawno odkryłam-myślałam,że tylko ja tak mam:-). Dla mnie w takich dłuższych wyjazdach, najprzyjemniejsze jest takie radosne "ściskanie w dołku", kiedy wyjeżdżam i kiedy wracam do domu. Bo to jest taka sama radość. Uważam ,że właśnie dla tego "ściskania", trzeba co jakiś czas wyjechać.Pozdrowienia dla radosnych górali :-)
OdpowiedzUsuńBo na co dzień nie ceni się tego, co się ma. A raczej nie docenia dostatecznie. A wyobraź sobie, że to śpiewały góralki (!) Zresztą naprawdę bardzo, bardzo pięknie.
OdpowiedzUsuń