Upał. Wszystko dyszy. Wszystkiego za mało (zimnego picia, chłodnego powiewu, cienia) albo za dużo (słońca, słońca, słońca). Skrajność. Nic pośrodku. Męczy. Ludzie rozdrażnieni. Powszechne jest więc marudzenie i narzekanie. A ja w środku tego wszystkiego zastanawiam się czemu nam życia nie szkoda na coś, co niewarte jest nawet chwili zastanowienia. Nie mówię, by w upał nie dyszeć, bo się nie da, ale można dysząc nie warczeć, nie gryźć i nie wyżywać się. I tyle. I już ani słowa na ten temat, bo nie mam zamiaru... narzekać :) Tylko jeszcze chwilę porozmyślam o tym jak i na co się patrzy a jak można, bo warto. Najpierw zdjęcie:
A na nim mała uparta roślinka. Wczepiła się korzeniami w jakąś szczelinę między kamieniami, gdzie podsypało trochę ziemi i... trwa. Kwitnie ślicznie. Oczy cieszy. I serce raduje, bo nie tylko jest, a może raczej była, pełna nadziei, ale też nie przejmuje się przeciwnościami. Robi swoje, czyli rośnie radośnie. Pomimo. Gdzie my to gubimy? A może powinnam raczej zapytać: skąd to wziąć? Jak nie komplikować spraw, które nie muszą być skomplikowane bardziej niż są? Jak się cieszyć tym, co przecież jest, bo mogło tego w ogóle nie być? Jak nie oczekiwać, by było inaczej skoro się nie da inaczej? Jak żyć radością z tego, co jest tu i teraz a nie co mogło być albo może będzie mogło? Jak nie czekać na coś, czego się pragnie a dawać nie patrząc na to jak dużo i czy tyle samo? Jak być pogodnym człowiekiem pomimo twardego życia? Jak pozwolić zakwitnąć czemuś, co czeka i czeka, by w końcu...?
Jak? Och, to proste - gdy się chce wszystko jest możliwe. Gdy się chce...
Basia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz